[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokoju, aby przeżyć jedną z najbardziej koszmarnych nocy.
- Koszmarnych? - zdziwiła się, pamiętając własne cierpienia. Nie przyszło jej do
głowy, że on mógł czuć to samo.
- A jakże inaczej? Wiedziałem, dlaczego straciłaś poprzednią pracę, jak reagowałaś
na zaloty Fishera. To dało mi dowód twojej wrażliwości i dumy. I oto ja, zakochany w
tobie jak wariat, dołączyłem do tej kolekcji. Przecież rzuciłem się na ciebie, a ty byłaś
tym przerażona. Kiedy oprzytomniałem, omal nie spaliłem się ze wstydu i dlatego
przyspieszyłem nasz wyjazd.
- I to był ten powód? - wykrzyknęła zdumiona Leith. - Właściwie myślałam, że
zostaniemy parę godzin dłużej, ale...
- Chciałem wyjechać po lunchu, ale kiedy zobaczyłem cię rano, a ty oblałaś się
rumieńcem, przyspieszyłem wyjazd. Byłem przekonany, że ten rumieniec spowodował
uraz i strach. Uznałem, że powinienem zabrać cię tam, gdzie poczujesz się bezpieczna.
Pózniej chciałem... właściwie próbowałem... powiedzieć ci, że nie musisz się mnie bać...
- Nie bałam się ciebie! - szybko zapewniła go Leith.
- Wiem, że zaczerwieniłam się wtedy w sobotę, ale... hm... rzadko zdarza mi się...
hm... tulić do mężczyzny... prawie n-nago...
- Wstydziłaś się? - zawołał z niedowierzaniem. Wyraz jego twarzy złagodniał. -
Wstydziłaś się, bo żaden mężczyzna nigdy przedtem cię tak nie oglądał! Najdroższa moja
- wyszeptał i przytulił ją.
- Nigdy nie bałam się ciebie, ani trochę - głos Leith był chropowaty ze wzruszenia,
ale uważała, że powinna mu to powiedzieć. - W zeszły poniedziałek trzymałeś mnie w
ramionach, a ja byłam bardzo szczęśliwa.
- Ty też? - wymruczał i wyznał: - Przylgnęłaś do mnie, wydawało mi się, że usłyszysz
bicie mojego serca, bo tym razem tak nie udawałaś jak przy wujostwie... Ale moje serce
biło mocno z innego powodu.
- Jakiego? - musiała się dowiedzieć.
- Znałem cię jako wrażliwą, ale pyskatą kobietę - odparł uszczęśliwiony. - A jednak
brutalnie zasugerowałem, że interesują cię wyłącznie moje pieniądze, zobaczyłem w
twoich oczach ból. Poczułem wtedy, że mogę cię zranić. Może to okrutne, ale czyżby
znaczyło, że czujesz do mnie coś... cokolwiek, chociaż trochę?
- I co zdecydowałeś? - zapytała, przesuwając głowę tak, by widzieć jego twarz.
- Zanim zdążyłem to zrobić, pojawił się Travis, a mnie znowu zaczęła zżerać zazdrość
i podejrzliwość. To, oczywiście, nie pomogło, kobieto - warknął - bo tamtej nocy, kiedy
przyszedłem do ciebie, powiedziałaś mi, że Travis zawsze będzie dla ciebie kimś
specjalnym. Nie mogłem tego przełknąć. Musiałem wyjść, zanim zrobiłbym coś głupiego.
- Och, kochany! - zawołała Leith. - Powiedziałam to tylko ze strachu, że możesz
domyślić się, kogo kocham naprawdę.
- Ty czarownico! - szepnął miłośnie. - A zaraz następnego dnia dobiłaś mnie
wymawiając pracę. Nie mogłem pozwolić ci odejść. Dlatego zareagowałem tak
gwałtownie.
- Raz-dwa przywołałeś mnie do porządku, czyż nie? - roześmiała się.
- Masz rację - zaśmiał się. - Ale i tak nie miałem pewności, czy po prostu nie
odejdziesz, nie czekając na moją zgodę. Omal nie zwariowałem, zanim nie zobaczyłem
cię w piątek.
- Przecież spotkaliśmy się wczoraj rano na korytarzu. Udałeś, że mnie nie widzisz -
przypomniała mu.
- Jak mogłem cię zaczepić? Twoja mina wskazywała, że nie masz ochoty na rozmowę
- skontrował Naylor. - Ale i tak potem przyszedłem po ciebie!
- Serio? - podskoczyła.
- Serio - potwierdził. Po tym wszystkim nie wyobrażałem sobie, że mógłbym nie
zobaczyć cię przez cały weekend. Nigdy przedtem nie tęskniłem za nikim. Co za
potworne uczucie!
- I dlatego posłałeś po mnie wczoraj po południu? Skinął głową.
- Nie byłem pewien, czy mi uwierzysz, że wujostwo chcą cię lepiej poznać, ale tylko
to mogłem wymyślić, żebyś się zgodziła.
- Kłamałeś!
- Tak i nie - odparł. - To prawda, że moja rodzina chce cię poznać... choć nigdy tego
nie powiedzieli.
- Ty kłamczuchu! - uśmiechnęła się z uwielbieniem.
- To też prawda -zgodził się wesoło, choć jego twarz pociemniała na chwilę. -
Zaledwie tam dotarliśmy, a już znowu z zazdrości traktowałem cię... no, brutalnie.
Leith podniosła na niego oczy i zrozumiała, jak straszne przeżywał tortury.
- A ja - wyszeptała cichutko - gdy tylko zobaczyłam cię znowu, miałam ochotę zatrzeć
wszystko, co było, o tak - i leciutko, bardzo leciutko pocałowała go.
- Naprawdę? - zapytał zdumiony.
- Słowo skauta! - uśmiechnęła się.
- Jesteś cudowna, będę ci to mówić codziennie. Wtedy, kiedy uciekłaś przede mną
do sypialni, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Bałem się, że skrzywdziłem cię
mimo woli. Chciałem nareszcie skończyć tę farsę, wyznać, co czuję naprawdę. Ale nagle
pojawił się Travis z inną kobietą, a ty zniknęłaś...
- Znalazłeś mnie bardzo szybko - zauważyła.
- Pewnie, że tak - odparł dumnie i podniósł do ust jej dłoń, całując palec z
pierścionkiem.
- Zaraz ci go oddam - wymamrotała niezręcznie.
- Co?
- Pierścionek.
- Nie podoba ci się? Jeżeli nie, to...
- Nie o to chodzi - przerwała. - Jest piękny. Po prostu, skoro nie jesteśmy zaręczeni,
nie chciałabym...
- Nie jesteśmy zaręczeni? Bogowie, Leith, a jak sądzisz, o czym mówię od dłuższego
czasu? Musimy się pobrać jak najszybciej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]