[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minęło, nadeszła jesień, potem zima ze swym przenikliwym
chłodem. Na przeorane kopytami koni pole bitwy, gdzie
walczyło tylu łudzi i tylu z nich poniosło śmierć, spadł śnieg.
Nakrył je białym całunem, jakby pragnąc zatrzeć pamięć o
okrutnych wydarzeniach, jakie rozegrały się między dwoma
rodami, kiedyś deklarującymi niezachwianą przyjazń.
Beatrice ze swoimi ludzmi zamknęła się w dworze, a
żadne wieści nie nadchodziły z zewnątrz.
Zbliżało się Boże Narodzenie, czas świętowania, który
raduje nawet bardzo zasmucone serca, ale nie serce Beatrice. I
choć uczyniła zadość prośbie Neda, zjeżdżając na święta do
Mears Ashby, pojawiła się tam blada, apatyczna, ze smutnymi
oczami, pozbawionymi blasku. Uśmiechała się z obowiązku,
tak jak wszyscy klaskała podczas popisów błazna i
muzykantów. Tańczyła, brała udział w tradycyjnych grach.
Była to mężna próba, ale nie zdołała oszukać nikogo. Wszyscy
widzieli, że podczas wspólnych posiłków prawie niczego nie
bierze do ust i najchętniej przesiaduje w jakimś ciemnym
kącie, sama i milcząca.
Tak było. I podczas tych chwil zadumy w jej głowie
nieustannie pojawiały się bezlitosne obrazy z przeszłości.
Czuła się zle wśród ludzi, czuła się zle w samotności. I kiedy
tylko mogła to uczynić, nie naruszając zasad dobrego
wychowania, umknęła z powrotem do swojego dworu.
%7łona Neda, Alice Hatton, nie kryła zdumienia, że Beatrice
tak bardzo rozpacza po śmierci sir Williama Somertona.
- Przecież on w jej własnym domu traktował ją niewiele
lepiej niż zwyczajną służkę.
- To prawda - przytaknął Ned.
- Ty nigdy byś tak mnie nie potraktował.
- Naturalnie, że nie.
Ned gorączkowo szukał jakiejś wymówki, która
pomogłaby uniknąć dalszej rozmowy na ten temat. Ale nic do
głowy mu nie przychodziło, a żona drążyła nadal.
- Nigdy mi się nie podobał. Zawsze zaciskał usta, jakby w
złości. Biedna Beatrice.
- Tak. Biedna Beatrice.
- Ale wreszcie uwolniła się od niego. I czas mija, dziwne,
że Beatrice wcale nie wygląda na osobę zadowoloną.
Nedowi nie pozostawało nic innego, jak skłamać, i to bez
zmrużenia oka.
- Ja też się temu dziwię, Alice. Nawet bardzo.
Po powrocie do Great Houghton Beatrice nieustannie
znajdowała jakiś powód, żeby otulić się aksamitnym
płaszczem i wejść na mury. Stała tam bez ruchu i spoglądała
na gościniec, wiodący do dworu. Stała, póki nie przypomniała
sobie o swoich obowiązkach i nie zmusiła się do zejścia na
dół.
On nigdy już tu nie przyjedzie. Nigdy. Czas mijał. Na
duszy było coraz ciężej.
Potem do Great Noughton Hall zaczęły docierać wieści o
wielkiej bitwie na północy, bitwie pod Wakefield. O
zwycięstwie Lancasterów, o tym, że w bitwie tej sam diuk
Yorku, który niedawno powrócił z Irlandii, postradał życie.
Czy Richard walczył w tej bitwie? Beatrice nie łudziła się.
Bitwa zapewne była bardzo krwawa, zabrała wiele istnień
ludzkich. Och, Boże, jakże pragnęła, żeby Richard zdrów i
cały powrócił już do swego zamku, do Elton's Marsh! Czy
nadal nosił przy sobie małego łabędzia, czy też rzucił broszę
na dno skrzyni, jako nic nie znaczącą pamiątkę i zapomniał o
niej?
Pewnego dnia poszła do wiejskiego kościółka pod
wezwaniem Zwiętego Michała i Wszystkich Aniołów, gdzie
pochowano Williama. Grobowiec, już wykończony, był
imponujący. Zdobiła go wspaniała rzezba z alabastru. Sir
William Somerton w pełnej zbroi, śpiący snem wiecznym.
Głowa oparta o hełm, stopy o skrzydlatego gryfa, takiego, jaki
widniał w herbie Somertonów. Ręce złożone pobożnie na
piersiach.
Beatrice, wpatrując się w nieruchomą, kamienną twarz,
pomyślała, że nigdy przedtem nie widziała na niej takiego
spokoju.
I takiego zadowolenia z siebie. Ponieważ William,
złośliwy i małostkowy, nie omieszkał nawet po śmierci zatruć
życia swojej żony. W swojej ostatniej woli, choć okazał się
nadzwyczaj hojny, zawarł również ukłucie skorpiona.
Klauzulę, że Beatrice, jeśli ponownie wyjdzie za mąż, traci
wszystko. Włości Great Houghton przechodzą na własność
najstarszego syna Williama, wdowa będzie musiała zadowolić
się tylko skromną sumką czterdziestu funtów oraz sprzętami,
które nie będą ważyły więcej niż dziesięć marek (Marka -
jednostka wagowo - monetarna, używana w Europie
Zachodniej od XI w. 1 marka = od 180 do 250 g.). Wiano
raczej skromne, nie pociągające dla ewentualnych kandydatów
do jej ręki.
Jeszcze jedna nikczemna złośliwość ze strony Williama.
Beatrice dotknęła zimnej twarzy z alabastru.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?
Twarz pozostała nieruchoma. Zadufana, odpychająca, jak
przedtem.
Jakże ona pragnęła, żeby ten człowiek, okazujący jej tylko
wzgardę, przestał być jej mężem! Ale nie tak, nie takim
kosztem!
Ale to nie z powodu Williama jej serce cierpiało. I kiedy
wracała do zamku, nagle ogarnął ją gniew. Zjawił się znikąd,
jak gwałtowna ulewa z letniego nieba.
- Dlaczego nie odzywasz się, Richardzie? Te słowa,
wymówione na głos, usłyszały tylko gawrony, siedzące
nieruchomo i z godnością na gałęziach rozłożystych buków.
Powiedziała to w rozżaleniu, choć zdawała sobie sprawę, że
powinna się już pogodzić z rzeczywistością. Milczenie
Richarda było dostatecznie wymowne, odbierające resztki
nadziei, które znikały, jakby ktoś wdeptywał je w błoto. Może
lepsze to, niż zadręczanie się ciągłym czekaniem? Czy
wszyscy mężczyzni są tak nieprzejednani? Richard też? Znów
poczuła przypływ gniewu. Jak Richard śmie zadręczać ją
ciągłą niepewnością? Jak może być tak okrutny?
Gniew pojawił się i znikł, pozostawiając w duszy szarą,
zimną pustkę.
Dla Richarda Stafforda mijające miesiące wcale nie były
lepsze, choć odczuwał to niewątpliwie mniej boleśnie. W
życiu rycerza podczas wojen nie ma zbyt wiele czasu na
zadumę. A Richard brał udział w kolejnej bitwie, pod
Wakefield, z której udało mu się wyjść prawie bez szwanku,
nie licząc normalnych zadraśnięć i stłuczeń, nieuniknionych
podczas gwałtownych starć. Prawdziwy cud, bo bitwa była
bardzo krwawa. Diuk Yorku dostał się w okrążenie i
zasieczony został mieczami na śmierć. Potem przystąpiono do
bezpardonowej rozprawy ze szlachtą walczącą po stronie
Yorków. Była to bezlitosna rzez. Richard wycofał się wtedy z
mieszanymi uczuciami. Po bitwie powrócił do swego zamku,
do Elton's Marsh. Odpoczywał, dochodził do sił.
Tym razem nie kusił losu. Małego łabędzia z kości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]