[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chcę, aby opowiedział mi pan o Willu. Nic szczególnego. Na
przykład, dlaczego zadaje się z panem albo czy pije kawę z mlekiem?
Ot, takie drobiazgi.
- Bez mleka - opryskliwie odparł stary. - Za kogo pani bierze
Williama, za jakiegoś słabowitego maminsynka? %7ładnego mleka! Już
pani wie. A teraz niech się pani wreszcie stąd zabiera!
- Nie wyjaśnił mi pan jeszcze, dlaczego Will toleruje kogoś tak
skwaszonego i gburowatego jak pan - nie ustępowała Erin. - Wydaje
mi się to bardzo intrygujące.
- Dziadek Williama i ja byliśmy wspólnikami. William zawsze
czekał na nas na nabrzeżu ze swoją babką. Zabawny dzieciak z
kręconymi czarnymi włoskami. Dla niego liczyło się tylko morze.
Wrzeszczał wniebogłosy, kiedy nie chcieliśmy go wziąć na łódz.
Jonas zacisnął usta, jakby, zazdrosny o własne wspomnienia,
chciał je zostawić wyłącznie dla siebie. Ale i tak dużo powiedział -
dzięki temu Erin mogła wyobrazić sobie Willa jako małego chłopca.
- Wiem, za czym węszysz, panienko. Chcesz się czegoś
dowiedzieć o Addie Adair i napisać o tym w swojej szmatławej
gazecie. Ale ode mnie niczego się nie dowiesz. - Jonas poprawił się w
krześle.
Erin nadstawiła uszu. Rozpoznała szczególny ton w głosie Jonasa.
- To prawda. Szukam interesujących informacji dla gazety. Ale
nie chodzi mi o zwyczajny i banalny temat. Musi to być coś, o czym
ludzie rzeczywiście chcieliby przeczytać.
Jonas usadowił się wygodniej w krześle i ziewnął szeroko- na
znak znudzenia, odsłaniając pożółkłe zęby. Ale zrobił to zbyt
ostentacyjnie. Reporterski instynkt Erin kazał jej być w pogotowiu.
- Sądzę, że mogłabym ciekawie opisać historię Addie - mruknęła
jakby sama do siebie. - Mieszkańcy Jamesport chcą się dowiedzieć,
co się z nią stało. Tylko pan robi wrażenie, jakby wcale pana nie
obchodziło, czy przypadkiem nie została zatopiona w morzu i czy
kiedykolwiek jeszcze się odnajdzie.
84
RS
Jonas zamknął oczy. Udawał, że drzemie. Zaczął nawet
pochrapywać. Erin podejrzewała jednak, że słucha jej cały czas.
Pochyliła się do przodu i potrząsnęła stołem, żeby przypomnieć
mu o swojej obecności. Zachrapał jeszcze głośniej.
- Wie pan co, jakoś mnie nie przekonuję ten pański brak
zainteresowania Addie Adair. Mam przeczucie, że pan coś wie o
zniknięciu rzezby.
Oczywiście to tylko przeczucie. - Erin zerknęła, żeby sprawdzić,
jaki efekt wywołały jej słowa.
Po dość długiej chwili stary człowiek uchylił jedną, powiekę.
Spojrzał na nią okiem nabiegłym krwią.
- A jeśli coś wiem, to co? - zapytał. - Nie mówię, że wiem, ale
jeśli, to co?
Erin rozpoznała znajome uczucie podekscytowania. Było tak
zawsze, gdy jej domysły sprawdzały się. Może kiedyś natrafi na jakiś
wielki temat. A tymczasem miała do rozszyfrowania tajemnicę Addie
Adair.
- Jak już panu wspomniałam, potrafię napisać interesujący
reportaż o Addie. Oczywiście, muszę wiedzieć, co się z nią stało. Jeśli
pan coś wie i opowie mi o tym... to stanie się pan częściowo
bohaterem tej historii. Może pan wystąpić anonimowo.
Jonas otworzył drugie oko.
- Nie mówię, że coś wiem. Tyle szumu o nic. Erin oparła się o
krzesło i czekała. Następny ruch należał do Jonasa. Nie chciała go ani
ponaglać, ani przymuszać. Siedział zgarbiony nad kuflem, robiąc
wrażenie nieobecnego duchem. Erin otarła pianę ściekającą z jej
kufla i dalej czekała. W końcu Jonas podniósł głowę. Cęt-kowana, nie
ogolona twarz nie zdradzała żadnego uczucia.
- Może i mógłbym coś pani powiedzieć. A może nie. Niech pani
przyjdzie dziś wieczór około dziesiątej na przystań. I niech pani
przyprowadzi Williama, ale nikogo więcej. Odpowiada?
Erin skinęła głową spokojnie, choć nie posiadała się z radości.
- Przyjdę na pewno.
Jonas podniósł się ciężko z krzesła. Gdy przechodził koło baru, dał
85
RS
Willowi przyjacielskiego kuksańca w plecy.
Erin małymi łykami popijała piwo. Choć Jonas już zniknął,
zdawało się jej, że mimo hałasu panującego w gospodzie słyszy jego
rechot, podobny do śmiechu jakiegoś złośliwego ducha.
- Chryste, spuściłem cię z oka zaledwie na chwilę, a ty zdążyłaś
w tym czasie umówić się na jakieś podejrzane spotkanie o północy.
Najpierw Maggie, a teraz Jonas. Kiedy wreszcie przestaniesz się
mieszać w sprawy bliskich mi ludzi? - Will złościł się, idąc w
ciemnościach obok Erin.
- Jonas sam zaproponował mi to spotkanie. Nie zmuszałam go
do niczego.
- A niech cię diabli, Erin. To stary, schorowany człowiek.
Zdaniem lekarza jego serce w każdej chwili może przestać bić. Kilka
miesięcy temu myśleliśmy, że Jonas od nas odejdzie. A ty
prowadzisz z nim denerwujące rozmowy!
- Gawędziliśmy. Była to na swój sposób niemal przyjacielska
pogawędka. Sądzę, że ja i Jonas dobrze się rozumiemy. I muszę ci
powiedzieć, że on nie chce być traktowany jak inwalida.
Will silniej chwycił ją za łokieć.
- Nic nie rozumiesz, Lewis. Właśnie dlatego zatrudniam Jonasa
w wypożyczalni, żeby czuł się potrzebny. W przeciwnym razie
zmusiłbym go do leżenia plackiem w łóżku i odpoczywania zgodnie z
zaleceniem lekarza. I nie pozwolę, żeby jakaś zwariowana
reporterka zawracała mu głowę. Jeszcze nie wiem, czy się zgodzę na
tę idiotyczną wizytę po nocy. A poza tym, cóż Jonas mógłby wiedzieć
o Addie Adair?
- Jesteś przesadnie opiekuńczy. Jonas sam może decydować, z
kim chce lub nie chce rozmawiać. Zostaw mu choć tyle swobody!
- Szanuję jego niezależność. Ale to nie znaczy, że zgodzę się na
zakłócanie jego spokoju!
Erin przyśpieszyła kroku. Znad oceanu powiało świeżą, choć
chłodną już bryzą. Na powierzchni zatoki migotały światła. W
powietrzu unosił się wilgotny zapach soli. Doszli do przystani w
trójkę, bo Duffy cały czas dreptał z tyłu: mała czarna figurka w
86
RS
mroku nocy. Dokoła było pusto i ciemno. Jedynie w oknie na
pierwszym piętrze nad sklepem żeglarskim paliło się światło.
- Tam mieszka Jonas. - Will wskazał oświetlone okno. - Ale
jeszcze nie zdecydowałem, czy mogę ci pozwolić na złożenie mu
wizyty. - Will gwałtownym krokiem wszedł na pomost.
- To ty pierwszy opowiedziałeś mi tę historię - przypomniała
mu Erin podążając za nim.
- To nie ma żadnego znaczenia.
- A co, według ciebie, ma znaczenie? - Stanęła przed nim z
przechyloną do tyłu głową i wyzywającym spojrzeniem.
- Trudno z tobą wygrać, Erin... - powiedział niskim, zmysłowym
głosem i przyciągnął ją do siebie.
Nie opierała się. Przeciwnie, wtuliła się w jego ramiona szukając
w nich ukojenia. Zarzuciła mu obie ręce na szyję. W pierwszej chwili
jego wargi wydały się chłodne, tak jak nocne powietrze. Ale już po
chwili zaczęły ją palić niczym ogień. Erin zapamiętała się cała w
pocałunku, chciała, by trwał wiecznie, pragnęła Willa coraz
bardziej...
Wreszcie oderwała się od jego ust, przytulając twarz do piersi
mężczyzny. Azy wypełniły jej oczy. Zapłakała cicho.
- Co się stało? Powiedz! Co ci jest, Erin? Kto cię zranił?
Z trudem łapiąc oddech, z twarzą na jego piersi, wyrzuciła z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]