[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obrobiona nożem. Nikt w mieście nie mógł popatrzeć na południowy wschód, w stronę Zachodniej
Marchii, i nie zobaczyć najpierw kościoła.
Po obu stronach świątyni wycięto las, aby pomieścić wozy, które zjeżdżały tutaj na odbywające
się dwa razy w tygodniu modły. Wszyscy wyznawcy w Bramwell przybywali na oba z nadzieją, że
dostaną dopuszczeni do Drogi Marzeń, gdzie dzieją się cuda.
Do pali przed kościołem przywiązano specjalne, ozdobne łodzie. Piloci w służbie świątyni przy-
wozili tu marynarzy i kapitanów z okrętów, które stanęły na kotwicy w porcie. Nauki kościoła Dien-
-Ap-Stena zaczęły rozchodzić się po Zachodniej Marchii i przyciągały zarówno ciekawskich, jak
i szukających zbawienia.
281
Na wysokich wieżach trzy dzwony zabrzmiały ponownie. Nim rozpocznie się uroczystość, za-
dzwonią jeszcze tylko jeden raz. Cholik rzucił okiem na dół i zauważył, że jak zwykle, spóźni się
tylko kilka rodzin.
Kapłan przeszedł przez ogród. Drzewa owocowe i kwitnące rośliny, krzaki i pnącza zajmowały
cały dach, pozostawiając tylko wijącą się ścieżkę. Przystanąwszy na chwilę przy truskawkach, Cho-
lik zerwał dwa dojrzałe owoce i wsunął je do ust. Smakowały świeżością. Niezależnie od tego, ile
z nich zerwał, zawsze pozostawało więcej.
— Czy kiedykolwiek podejrzewałeś, że to się aż tak rozrośnie? — spytał Kabraxis.
Wciąż czując na wargach słodki smak truskawek, Cholik obrócił się i stanął twarzą w twarz
z demonem.
Kabraxis stał koło pergoli obrośniętej pnącymi pomidorami. Owoce były czerwone niczym wi-
śnie, a mnóstwo drobnych, żółtych kwiatków obiecywało jeszcze większe zbiory. Iluzja, umocniona
związaniem z kamieniami budowli, zapewniała dobrą ochronę przed oczyma niepowołanych na do-
le. Zaklęcie przygotowano tak precyzyjnie, że niepowołani nie widzieli nawet cienia.
— Taką miałem nadzieję — odpowiedział dyplomatycznie Cholik.
Kabraxis uśmiechnął się, co na jego demonicznej twarzy wyglądało obrzydliwie.
— Jesteś chciwy. To mi się podoba.
282
Cholik nie uznał tego za obrazę. W kontaktach z demonem podobało mu się, że nie musiał
przepraszać za to, co czuje. W Kościele Zakarum jego temperament ciągle stawiał go na bakier
z obowiązującą doktryną.
— Wkrótce to miasto będzie dla nas za małe — powiedział Cholik.
— Zastanawiasz się nad wyjazdem? — w głosie Kabraxisa brzmiało niedowierzanie.
— Być może. Taka myśl pojawiła się w mojej głowie.
— Ty? — zaszydził Kabraxis. — Ty, który marzyłeś tylko o wybudowaniu tej świątyni?
Cholik wzruszył ramionami.
— Możemy wybudować inne kościoły.
— Ale ten jest taki wielki i wspaniały.
— A następny będzie jeszcze większy i wspanialszy.
— Gdzie chciałbyś wybudować następny kościół?
Cholik zawahał się, ale przebywanie z demonem oznaczało mówienie zawsze tego, co myślał.
— Zachodnia Marchia.
— Chciałbyś rzucić wyzwanie kościołowi Zakarum?
Cholik odpowiedział z ogniem w głosie.
283
— Tak. Są tam kapłani, których chciałbym widzieć upokorzonych i wygnanych z miasta. Albo
złożonych w ofierze. Jeśli tak się stanie, a ten kościół będzie wyglądał, jakby był w stanie uratować
całą Zachodnią Marchię przez wielkim złem, nawrócimy cały kraj.
— Chciałbyś zabić tamtych ludzi?
— Tylko kilku. Tylu, żeby reszta się przestraszyła. Niedobitki będą służyć kościołowi. Trupy nie
mogą się nas bać i dobrze nam służyć.
Kabraxis zaśmiał się.
— Naprawdę, jesteś pojętnym uczniem, Buyardzie Choliku. Taka żądza krwi w człowieku jest
naprawdę rzadka. Zwykle jesteście wszyscy ograniczeni przez swoje osobiste pożądania i motywa-
cje. Chcecie się zemścić na kimś, kto zrobił wam krzywdę albo na osobie, która ma więcej od was.
Drobiazgi.
Cholik poczuł dziwną dumę. Podczas trwającej ponad rok znajomości zmienił się. Nie został
skuszony przez Ciemność, jak obawiało się wielu znanych mu kapłanów. Raczej sięgnął po nią do
wnętrza i wypuścił na zewnątrz.
Kościół Zakarum też uczył, że człowiek ma dwie natury i ciągle odbywa się w nim walka między
Światłością a Ciemnością.
284
[ Pobierz całość w formacie PDF ]