[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedzią. W końcu ktoś odezwał się władczym tonem:
- Chodz z nami! Traktuj to wszystko ze spokojem, jesteśmy przyjaciółmi!
- Ale co będzie, jeśli brama znowu zostanie zamknięta na klucz? Jeśli zamknie się sama z
siebie, chciałam powiedzieć.
- I tak nie wydostaniemy się na górę. Chodz już!
Bez dalszych wahań Indra podążyła za Atlantydami. Poczuła dotyk czyjejś ręki i pozwoliła
się prowadzić w ciemność.
Towarzyszyli jej wszyscy z wyjątkiem jednego. Szli przez coś, co sprawiało wrażenie
ciasnego korytarza. In-drę niepokoiło to, że oddalają się " wciąż dalej i dalej od jej przyjaciół,
ale z drugiej strony, była też bardzo ciekawa.
W końcu weszli do ogromnej groty, w której pośrodku płonęło ognisko, tak że Indra
wreszcie mogła cokolwiek zobaczyć. Jej nowi towarzysze, chociaż nie tak do czysta
wyszorowani i nie tak wspaniale ubrani jak ich ziomkowie z Nowej Atlantydy, byli bez
wątpienia Atlantydami. Na ich twarzach i w całych ich postaciach wyraznie odbiły się głód i
cierpienia oraz prymitywne warunki bytowania. Indra poczuła ból w sercu, widząc, jak zostali
odarci z wszelkiej ludzkiej godności. Przesunęła wzrokiem po olbrzymim sklepieniu.
Zobaczyła, że dym z paleniska wypływa na zewnątrz przez wąską szczelinę w dachu, tamtędy
też sączyło się blade światło z Przełęczy Wiatrów. Raczej się go domyślała, niż je do-
strzegała. Bo przecież na zewnątrz też go właściwie nie było, więc ani trochę nie rozjaśniało
groty. Od sufitu schodziła w dół szeroka rura przymocowana do skalnej ściany. Indra nie
widziała, gdzie się kończy, przesłaniało ją zbyt wiele osób. Atlantydów było tu
niewiarygodnie dużo. Czyżby wszyscy dopuścili się przestępstwa wobec tamtego znakomicie
zorganizowanego społeczeństwa? I na czym te ich przestępstwa polegały? Może poplamili
sobie koszule? Albo ktoś zapomniał usunąć pyłek kurzu z podłogi?
Nie zdążyła zapytać, bo poprowadzono ją do niewielkiej grupy, która siedziała pod ścianą
na wyniesionej w górę podłodze groty. Przewodnik, który poprowadził ją tam za rękę,
pochylił głowę i powiedział:
- To jest Indra z Królestwa Zwiatła, Wasze Wysokości W wyniku nieszczęśliwego
wypadku spadła do naszej groty.
Indra przyglądała się małej gromadce mężczyzn i kobiet. Dobry Boże, jakież oni mają
szlachetne twarze! Stare, bardzo stare, smutne, ale tyle w nich godności, że Indra z czystego
zdumienia ugięła przed nimi kolana. Indra, ta cyniczna dziewczyna...
Nie ulegało wątpliwości, że to oni stanowią elitę wśród mieszkańców groty. Wyglądało na
to, że wszyscy pozostali ich podziwiają, co zresztą nietrudno było zrozumieć.
- Podejdz bliżej, przedstawicielko ludzkiego rodu - poprosiła jedna z kobiet łagodnym
głosem. - Mówisz, że przychodzisz z Królestwa Zwiatła. Dlaczego nigdy nie otrzymaliśmy od
was pomocy?
- Nikt z nas nie wiedział o waszych cierpieniach, Wasze Wysokości - odrzekła Indra bliska
szoku. - Gdyby ktokolwiek choćby się tego domyślał, otrzymalibyście pomoc dawno temu.
Kobieta kiwała głową ze smutnym uśmiechem.
- Ale teraz ty tutaj jesteś, dziewczyna, mówiąca językiem, którego nigdy nie słyszeliśmy, a
który mimo to rozumiemy. I znalazłaś się w więzieniu, w tej samej pułapce co my.
- To nie jest takie pewne, Wasza Wysokość. Ja nie przyszłam tu sama. Moi przyjaciele
będą mnie szukać.
- Ale cię nie znajdą.
- Oni mają wielkie możliwości. A poza tym zostawiłam drzwi otwarte.
- Ach, na co się to zda? I tak nie wydostaniemy się na górę. A drzwi są ukryte. Indra
zawahała się.
- Czy mogę zadać jedno pytanie? Starzy skinęli głowami.
Indra wahała się w dalszym ciągu, lękała się utraty ich zaufania.
- Czy wy... jesteście tymi pierwszymi Atlantydami? Tymi, którzy przyszli tutaj do
centralnego punktu Ziemi z zewnątrz? Wasza szlachetność jest owiana legendą, dlatego
myślę, że to wy.
- To my - odparła kobieta. - Sama więc widzisz, że czekaliśmy bardzo długo. Ale teraz nasz
czas dobiega końca. Nie jesteśmy nieśmiertelni.
Czekać setki lat w poniżających warunkach w tej grocie? Już sama myśl o tym wydała się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]