[ Pobierz całość w formacie PDF ]
owego zapuszczonego parku. Tak, tam gdzie zarosło chaszczami, krzakami głogu i
kolczastymi je\ynami, ze naprawdę trudno było przejść. Zatem - ciągnął dalej, ale
nale\ycie pałaszował zupę z talerza - idę ci przez tę gęstwinę, skręcam w prawo, bli\ej
38
tej skarpy i aby minąć krzew je\yny, gdy nagle tracę grunt pod sobą, ziemia się usuwa i
wpadam w czeluść, niczym do piekła... Roześmiał się.
- Jakby \ywcem do piekła. I proszę, idzie człek na ryby, a wpada do bunkra czy lochu,
ot co!
Nachylił się nad dwoma zrazami zawijanymi i zapytał kucharza, który mu je właśnie
przyniósł na obszernym talerzu.
- Na pewno zawinąłeś w słoninkę z ogóreczkiem?
- Na pewno, panie doktorze - zapewniał kucharz. - Specjalnie dla pana za uzdrowienie
mego kręgosłupa.
- Drobiazg, panie Tadeuszu, drobiazg. Za wołowe zrazy dałbym się posiekać albo
mógłbym pójść na pielgrzymkę do Ostrej Bramy!
- Wiem, wiem - westchnął pan Tadeusz, który równie\ mógłby pójść ma pielgrzymkę
do Ostrej Bramy; obaj wywodzili się z Wilna i z wielką estymą wspominali wileńskie
dzieciństwo.
- I co, i co, jak się pan wydostał z tej jamy? - pytał zaciekawiony pan Tomasz.
Byłem równie ciekawy tej historii, jak i Zosieńka, która cichutko zawtórowała:
- Na pewno znajdziemy w tych lochach Bursztynową Komnatę. Na pewno ..
- Có\, bywało się w przeró\nych tarapatach, ale \ebym wpadł pod ziemię, co to, to nie!
- mówił pan Stefan \wawo obracając sztućcami po talerzu. - Otó\, proszę państwa, za
mną równie\ osypała się ziemia, wraz ze spróchniałymi deskami i belkami, co usypało
niezły pagórek pode mną. No i miałem swą wojskową saperkę - tu wskazał uwieszony na
pasku przyrząd. - I nie tylko do wykopywania robaków i glist. Nie tylko...
Przerwał, zjadł olbrzymi kęs wołowiny i znowu zaczął mówić o swej przygodzie:
- Trochę się utytłałem, to prawda, ale jakoś się wykaraskałem z tej pułapki Owszem,
trwało to nieco czasu... Ale, ale, panie Tomaszu, nie znalazł pan w swych papierach
czegoś o tych bunkrach poniemieckich?
Pan Tomasz wyjątkowo smutno pokręcił głową.
- Jeszcze nie, ale myślę, \e znajdę.
Siedzieliśmy ju\ sami w jadalni, więc zaczęliśmy śmielej omawiać zaistniałą sytuację.
- Trzeba będzie zorganizować wyprawę - wtrąciła się znowu Zośka.
- Wyprawę? - zapytał mimochodem pan Tomasz. - Wyprawę speleologiczną, tak? Za
mało nas, to niebezpieczne. Bez map czy planów bunkrów ani rusz...
- Speleologiczną? - zająknęła się Zośka. - Znaczy wyprawę do jaskiń i lochów?
- Mniej więcej - potaknął pan Tomasz i wreszcie \yczliwie spojrzał na swą
siostrzenicę. - Ale ty z dzieciakami tam nie wchodziłaś? - zapytał trwo\nie. - To bardzo
niebezpiecznie, mogą być tam równie\ ukryte niewypały wojenne...
Tomasz był zdezorientowany, gdy sobie uzmysłowił, jakie szaleńcze eskapady
wyczyniała Zośka ze swymi podwładnymi, harcerskimi Aazikami".
Zośka spuściła skromnie oczęta.
- Ale\, stryjku. Jestem odpowiedzialną osobą i harcerką...
- Tak, tak - potakiwał pan Tomasz. - Jednak trzeba uwa\ać. O nieszczęście nietrudno.
Wszystkiego mo\na się spodziewać po kimś takim, jak Kurt Becker, zwłaszcza jeśli
rzeczywiście coś w tych lochach ukrył...
Milczeliśmy przy stole, tylko pan Stefan dopijał ju\ trzeci kubek kompotu,
a widząc nas wpatrzonych w niego, dodał usprawiedliwiająco:
- Nałykałem się pyłu niemo\ebnie, wiedzą państwo, jak to jest, gdy się znienacka
39
wpada do ziemianki, nieprawda\?
Potakiwaliśmy, przypominając sobie z panem Tomaszem nasze ró\ne uprzednie
penetracje lochów i piwnic.
- Dzisiaj mam dostać przesyłkę z Olsztyna - powiedział na głos pan Tomasz.
- To dobrze - przytaknąłem. - Tę od antykwariusza?
- Tak. Od pana Wojciecha...
- Lecz co z naszą wyprawą - zniecierpliwiła się Zośka. - Bo je\eli nie chcecie, to sama
pójdę z Aazikami"...
- Ani mi się wa\ - zniecierpliwił się pan Tomasz. - Bez nas ani na krok!
- Zośka zamilkła jak trusia, choć jej oczy wyra\ały sprzeciw.
- Wieczorem - zaczął spokojnie pan Tomasz - umówiłem się z pewnym staruszkiem,
autochtonem, który ma ju\ chyba ponad osiemdziesiątkę, ale bardzo \ywy umysł i
znakomitą pamięć...
- Wujku, czy to Herman Paul? - zapytała Zośka.
- Tak, oczywiście. A skąd o nim wiesz?
- Jest pradziadkiem Jasia i Małgosi.
- Jasia i Małgosi? - zdziwił się pan Tomasz.
Wtrąciłem się i wyjaśniłem szefowi, kim jest ta para nierozłącznych blizniaków.
- I przyjechali z Olsztyna na wakacje - dokończyła mój wywód Zośka, - I jeszcze
muszę dodać, \e widziałam kilka innych, obcych samochodów, w tym tak\e z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]