[ Pobierz całość w formacie PDF ]
długie spisy inwentarzy.
- Niestety - pokręciła głową. - Tu mam tylko odnotowane kwoty, jakie wydano na
każdą z tych pozycji.
- Kolejna zerwana nić - westchnąłem.
- Zaraz sprawdzimy coś jeszcze - sięgnęła po drugi wolumin. - To księga darów dla
biblioteki... - wyjaśniła. - Nie wszystkie pozycje zakupiliśmy... Eskil Ripp - przeczytała
nazwisko. - Podarował nam w 1897 roku osiemset starodruków, w tym kilkanaście z tej
listy.
- Ciekawe, czy jego potomkowie żyją jeszcze w Szwecji - zamyśliłem się.
68
- Oczywiście, ta rodzina nadal wspiera naszą bibliotekę i uniwersytet, zarówno
finansowo jak i przez dary dla kolekcji... Znam osobiście obecnego seniora rodu, pana
Emila... Jeśli panowie sobie życzą, mogę umówić was na rozmowę. Może nawet dzisiaj.
- Będziemy bardo wdzięczni - Pan Samochodzik skłonił się dwornie.
- Gdzie mieszka? - zaciekawiłem się.
- W Skilstunie.
Sięgnęła po telefon.
Pędziliśmy szosą na zachód. Uppsala została za nami.
- Skilstuna, coś mi to mówi - powiedziałem. - Gdzieś już słyszałem tę nazwę.
- Hedeby, Birka... - podpowiadał szef.
- Jasne. Emporium handlowe z VI-X wieku naszej ery, jedno z trzech najważniejszych
w Skandynawii... A więc mieściło się tutaj?
- To są skutki kucia nazw na pamięć bez zaglądania do atlasu geograficznego -
wyjaśnił Pan Samochodzik Michaiłowi.
Posiadłość Rippów znajdowała się za miastem na wzgórzu. Spora willa wzniesiona na
fundamentach czegoś starszego stała w niewielkim parku otoczonym parkanem z kutych
w żelazie prętów.
Pan Emil okazał się być dziarskim dziewięćdziesięciolatkiem, utykał na jedną nogę, a
wiek sprawił, że nieco się garbił, ale oczy patrzyły na nas z młodzieńczym blaskiem.
Powitał nas w progu domostwa.
- Ha - powiedział - panowie z Polski... Tropiący ślady łupów moich przodków.
Zapraszam do środka...
Weszliśmy do ładnego holu. Na ścianach wisiały olejne obrazy przedstawiające
szwedzkich oficerów. Ciekawe, czy to oni grabili nasz kraj.... Zaprowadził nas do
saloniku.
- Książek pochodzących z Polski już nie mam - powiedział. - Ale przodek mój spisał
wszystko, co udało mu się zrabować, więc zaraz ustalimy...
Wyjaśniliśmy mu, co nas sprowadza.
- Mumie? - zdziwił się. - A wiecie, że nawet mam dwa egzemplarze... Gdzie to one są,
chyba na strychu nad długą galerią. Pamiętam, oglądałem je jak miałem jedenaście lat,
wdrapaliśmy się tam z moją kuzynką, chyba chciałem ją nastraszyć, a zamiast tego sam
się przeraziłem tak, że musiała sprowadzić mnie na dół... - uśmiechnął się wspominając
młodzieńcze psikusy. - Nie zaglądałem do nich... Och będzie ze czterdzieści lat. Tak,
dwie, choć jak byłem mały, było ich chyba więcej...
- Więc nie wie pan, czy nadal tam są?
- Nikt się do mnie nie włamał. Owszem były tu różne ekipy remontujące dom, ale
wynieść taki kawał zabytku? Niemożliwe. Chociaż...
- Czy przeprowadzał pan wiosną jakieś naprawy? - zapytałem. - Wtedy znaleziony
przez nas sarkofag trafił do kraju.
- Wiosną? Tak, w maju była grupa pańskich rodaków. Osuszali mi piwnice. Sądzi pan,
że mogli zabrać sarkofag z mumią? - zaniepokoił się. - A tak im dobrze z oczu patrzyło...
Służąca przyniosła spis łupów.
69
- O, jest - pokazał. - Trzy starożytne mumie egipskie w skrzyniach ozdobnych w
Wilnie pozyskane . Zwróćcie uwagę, jak ładnie napisał: nie zrabowane, nie ukradzione,
ale pozyskane. Chodzmy, zaglądniemy do nich.
Powędrowaliśmy przez dom. Galeria była dziewiętnastowiecznym budynkiem
dostawionym do bocznego skrzydła pałacyku. Wisiała tu masa obrazów, od
średniowiecznych po współczesne. Wąskie schodki prowadziły na strych.
- Nie chce mi się wspinać - staruszek spojrzał na nie z obawą. - Lata już nie te...
Panowie wejdą i zobaczą.
- Gdzie leżą? - zapytałem.
- Pod tamtą ścianą - wskazał kierunek.
Obejrzałem się na towarzyszy, ale oni gapili się na obrazy. Poszedłem sam. Strych był
rozległy, przez mansardowe okna wpadało trochę światła, więc nie musiałem zapalać
latarki, którą wręczyła mi służąca. Podłogę pokrywał kurz... Dwa sarkofagi faktycznie
stały pod ścianą nakryte brezentem, odsłoniłem je. Wyrzezbione w drewnie twarze, oczy
z barwnego szkła patrzyły w wieczność. Nie miałem ochoty podnosić wiek, zresztą nie
było to potrzebne. Zszedłem na dół.
- Są dwa - powiedziałem.
- Faktycznie dwa. Ale jak byłem mały, chyba były trzy - poskrobał się po głowie. -
Muszę to sprawdzić...
Służąca przyniosła inwentarz zbiorów.
- Aha i dobrze pamiętałem, sprzedaliśmy to w 1938 roku... - powiedział. - Mieliśmy
wtedy trochę kłopotów finansowych. Tak więc nic nie zginęło.
- Ta trzecia sprzedana to może być nasza - powiedziałem. - Zgadza się miejsce
pochodzenia, ale nie ma tam adnotacji, komu ją panowie...
- Niestety - pokręcił głową. - Tylko kwota. Swoją drogą te dwie pochodzą z
Uniwersytetu Wileńskiego? Stina! - zawołał.
Służąca pojawiła się jak spod ziemi.
- Sprawdz w tym Internecie Uniwersytet Wileński - powiedział.
- Znajdz adres rektora czy jakiegoś innego ważnego człowieka; wieczorem list napiszę.
Spojrzałem na niego pytająco.
- A niech przyjadą sobie zabrać, skoro to ich było - wzruszył ramionami. - U mnie
tylko kurzem porasta.
- To bardzo szlachetnie z pana strony - wykrztusiłem.
- E, łatwo przyszło, łatwo poszło - uśmiechnął się.
Pan Tomasz z Michaiłem skończyli właśnie oglądać wiszące na ścianach malowidła.
- Piękna kolekcja - powiedział szef rozmarzonym głosem. - To zajrzyjmy na strych?
- Już sprawdziłem - uśmiechnąłem się lekko.
- Kiedy? - zdumiał się.
- Ogląda pan te malowidła prawie godzinę - powiedział gospodarz.
- Jeśli pan pozwoli... Stina...
Dziewczyna zjawiła się ponownie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]