[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeden ze złoczyńców niósł ją na plecach, a drugi zatrzymał Móriego i Erlinga.
Już raz Erling zdołał ją uratować, teraz jednak nie mógł użyć pistoletu.
Mężczyzni przedzierali się przez zarośla, dzwigając wierzgającą i szamoczącą
się Tiril. Las jednak wkrótce się skończył, znalezli się na otwartej przestrzeni.
Tiril, zajęta walką z prześladowcą, nie bardzo mogła się zorientować, co się dzieje.
Nagle znalazł się koło nich Erling. Padł strzał. Erling przeklął, lecz najwi-
doczniej nie został trafiony. Aotr niosący Tiril potknął się, dziewczyna usiłowała
się wyrwać, lecz przytrzymywał ją mocno, jak gdyby była ze złota. Erling dopadł
drugiego zbira i rozpoczęła się bijatyka.
Erling potoczył się do tyłu.
Uciekaj! padło polecenie drugiego z napastników.
Tiril robiło się słabo, gdy podskakiwała na ramionach uciekającego mężczy-
zny. Cały czas starała się wyrwać.
A potem Móri puścił Nera.
Złoczyńcy już przecież wystrzelili, a nie mieli czasu, by powtórnie załadować
broń.
Nero pomknął jak błyskawica i zaatakował mężczyznę zabierającego mu uko-
chaną panią. Rozległ się odgłos dartego materiału i głośny krzyk człowieka.
Drugi rzezimieszek próbował uderzyć psa pistoletem, ale osiągnął tylko tyle,
że Nero wbił mu zęby w ramię. Przez moment mignęła Tiril przed oczami kozia
bródka.
A potem wydarzyło się coś niezwykłego.
Tiril usłyszała ostry okrzyk Móriego, jakby rozkaz. Mężczyzna, który ją niósł,
mocno pchnięty potknął się, poleciał na głowę i w końcu musiał puścić swą zdo-
147
bycz. A przecież Nero wpił się w ramię drugiego z łotrów, Erling właśnie wstawał,
a Móri stał w pewnej odległości od nich. . .
Któż więc pchnął bandytę?
Hraundrangi-Móri szepnęła Tiril cichutko. Poproś swego towarzysza,
Zwierzę, aby pomogło Nerowi.
Nigdy nie potrafiła odtworzyć tego, co stało się pózniej. Jeszcze mniej ro-
zumiał Erling. Od Móriego zaczęła nagle bić jakaś siła, która poderwała obu
opryszków na nogi. Ale Móri nie uczynił tego sam. Nie on przecież był winien
gwałtownemu rozdarciu spodni drugiego mężczyzny, odsłaniającemu dwa różowe
pośladki. Potężna siła cisnęła obu łotrów w przód, potoczyli się na łeb, na szyję
po stromym zboczu. Wydawało się, że ich krzyki nigdy nie ucichną.
Erling przeniósł wzrok na Móriego, uwalniającego Tiril od knebla, na Nera,
który dumny, ciężko dysząc, czekał na pochwałę. I na Tiril, która sprawiała wraże-
nie niczym nie zdziwionej, jak gdyby spodziewała się takiego biegu wydarzeń.
Dzień już bliski rzekł krótko. To nie jest dobre miejsce na nocleg. Jedzmy
dalej!
Rozdział 20
Tego dnia umizgi Erlinga do Tiril bardziej rzucały się w oczy niż kiedykolwiek
przedtem. Dziewczyna była trochę zażenowana, ale nie mogła zaprzeczyć, że jest
jej przyjemnie. Potrafiła natomiast zrozumieć nagłą, wręcz gorączkową sympatię,
jaką jej okazywał, szczególnie że wydawał się unikać Móriego. Nie można przy
tym oskarżać go o brak uprzejmości, co to, to nie. Erling zawsze miło rozmawiał
z przyjacielem i grzecznie odpowiadał na pytania.
Tiril jednak domyślała się, o co chodzi. Erling czuł się pewnie. Nie przywykł
do takiej sytuacji, był wszak poważanym, cieszącym się powszechnym szacun-
kiem kupcem. Tymczasem przerażała go tajemniczość Móriego. Ostatnie wyda-
rzenia to było stanowczo za wiele dla potomka hanzeatyckiego rodu.
Obawiał się także przywiązania Tiril do czarnoksiężnika. Starał się pozyskać
wyłączność na jej względy.
Tiril, odkrywszy Erlinga, nie bardzo wiedziała, co sądzić o jego zalotach.
Uważała, że są one trochę nie na miejscu podczas tej wyprawy. W innej sytu-
acji bardzo przyjemnie byłoby być traktowaną jak dama. Nie ukrywała też, że na
widok przystojnego mÅ‚odzieÅ„ca serce, biÅ‚o jej mocniej. Erling Müller byÅ‚ wszak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]