[ Pobierz całość w formacie PDF ]
110 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
spuszczone przed oślepiającym blaskiem gorące-
go, lipcowego słońca i King przez chwilę mrugał
bezradnie powiekami, niewiele widzÄ…c. Kiedy
jego oczy oswoiły się z ciemnością, zaskoczony
zmarszczył brwi.
Pokój był pusty. King ze znużeniem przetarł
ręką twarz i postanowił się odświeżyć, zanim
pójdzie jej szukać. Nie musiał szukać daleko.
Jesse leżała skulona na środku jego łóżka i głę-
boko spała. Tuliła jego poduszkę do piersi, jak
poprzedniej nocy King tulił ją. Luzna koszulka
podciągnęła jej się wysoko nad kolana, ukazując
długie nogi.
Boże, daj mi siłę mruknął King i podszedł
do łóżka.
Gardło miał tak zaciśnięte, że musiał dwa razy
przełknąć ślinę, zanim zdołał wykrztusić jej imię.
Jesse, obudz siÄ™... Jesse...
Jego głos dotarł do niej przez sen i Jesse
uśmiechnęła się do poduszki, a potem przewróciła
się na plecy i wyciągnęła na kremowej narzucie.
Cześć powitała go z miękkim, delikatnym
uśmiechem na ustach i wyciągnęła ręce nad głowę.
King nawet nie zauważył, jak się to stało. Nagle
znalazł się na łóżku tuż nad nią, opierając się na
Å‚okciach po obu stronach jej ramion.
Znów się przestraszyłaś? spytał. Już
dobrze? Czułym gestem odgarnął ciemny kos-
myk z jej oczu.
Sharon Sala 111
Jesse wstrzymała oddech. Patrzyła na niego jak
w obraz i wiedziała, że bicie jej serca słychać
pewno aż w Tulsie. Boże, spraw, żeby to nie był
sen, modliła się. Znieruchomiała, bojąc się, że przy
najmniejszym ruchu ten sen siÄ™ rozwieje.
Już dobrze odpowiedziała w końcu i spo-
jrzała mu prosto w oczy, starając się odczytać, co
siÄ™ w nich kryje. Zawsze jest mi dobrze przy
tobie.
Na te słowa poczuł się, jakby dostał cios
wżołądek.
Och, kochanie... szepnął i pochylił się nad
nią, delikatnie muskając jej miękkie, nabrzmiałe
snem usta.
Był to tylko cień pocałunku, przedsmak tego, co
chciałby wyrazić, gdyby się tylko odważył. Pod-
niósł się i usiadł, zgięty wpół, przyciskając zaciś-
nięte pięści do kolan. Bał się poruszyć, wiedział, że
jeśli jeszcze raz jej dotknie, nie poprzestanie na
muśnięciu warg.
Jesse uwierzyła, że to nie sen, dopiero kiedy ich
usta się zetknęły. Przeszył ją ogień, jej ciało
zapłonęło, serce zabiło tylko dla niego. Już miała
go objąć i przyciągnąć bliżej, kiedy nagle odsunął
się i usiadł. Omal nie krzyknęła z bólu i roz-
czarowania.
Patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając
się, co się stało. Miał udręczoną twarz i wyglądał,
jakby się zmagał z czymś ponad siły, jakby toczył
112 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
jakąś wewnętrzną walkę. W końcu nie wytrzymała
i delikatnie dotknęła jego kolan.
King?
Jej głos wyrwał go z odrętwienia i przywołał do
rzeczywistości.
Jasny gwint! mruknął. Byłbym zapom-
niał, po co cię szukam.
Zerwał się na równe nogi i wyciągnął do niej
rękę, żeby pomóc jej wstać. Jesse posłusznie zeszła
z łóżka, patrząc na niego zmieszana.
A po co mnie szukasz? spytała, nie potrafiąc
sobie wytłumaczyć mieszanych sygnałów, jakie jej
wysyłał. Jego odpowiedz zupełnie zbiła ją z tropu.
Przyjechał szeryf z taśmami. Chce, żebyś
obejrzała podejrzanego. Chodz, skarbie. Czeka na
nas w salonie.
Daj mi minutkę wymamrotała, kierując się
do swojego pokoju. I jeszcze jedno dodała,
łykając łzy. Nie musiałeś w tak delikatny sposób
przekazywać mi tej wiadomości. Postaram się nie
robić z siebie więcej widowiska. Obiecuję.
King stał jak zamurowany. Nie wiedział, czy
cieszyć się, czy martwić, że zle go zrozumiała.
Przypisała wszystko, co zaszło, jego nadmiernej
troskliwości. W końcu, klnąc w żywy kamień,
pospieszył do salonu.
ROZDZIAA SZÓSTY
Odgłosy nocy wybiły ją zpółsnu, gdy starała się
wyplątać z prześcieradła owiniętego wokół nóg.
Odkąd złożyła głowę na poduszce, bezskutecznie
walczyła z obrazem mężczyzny z taśmy wideo pod
powiekami.
Kiedy weszła do salonu, czuła się zupełnie
rozbita tym, co zaszło lub nie zaszło między nią
a Kingiem. Obejrzała pierwsze klatki filmu jak
przez mgłę. Nagle podejrzany odwrócił się i stanął
twarzą do kamery. Jesse krzyknęła i cofnęła się, do
głębi wstrząśnięta.
To on! wykrztusiła, miotając się po zaciem-
nionym pokoju, jakby w obawie, że mężczyzna się
zmaterializuje.
King, który od początku uważnie ją obser-
wował, natychmiast dojrzał moment, kiedy Jesse
rozpoznała napastnika. Dostrzegł wyraz paniki na
114 UPRAGNIONE DZIEDZICTWO
jej twarzy i szybko podszedł, żeby nie dopuścić do
wybuchu histerii.
Jesse odchodziła od zmysłów. Jej przerażone
niebieskie oczy lśniły łzami, kiedy zaczęła nim
potrząsać, by jej uwierzył.
King! To on! Poznałam go. To on chciał mnie
zabić!
Jesteś pewna, Jesse? spytał szeryf. Na
pewno siÄ™ nie mylisz?
Nie! krzyknęła i strząsnęła z siebie opie-
kuńcze ramię Kinga. Widziałam go z tak
bliska, jak nikogo w życiu. Nie zapomina się
kogoś, kto próbował cię zabić, szeryfie. Niech
pan zaraz zawiadomi kapitana Shockeya. MuszÄ…
go znalezć! Jak najszybciej! Dopiero wtedy będę
bezpieczna. Już nie zrobi mi nic złego... ani
nikomu innemu.
Opadła na fotel i ukryła twarz w dłoniach.
Wyłączcie taśmę. Nie chcę już na to patrzeć.
Pozwoli pan, że skorzystam z telefonu? spy-
tał szeryf, podchodząc do biurka.
W ciągu paru minut okazało się, że policja w St.
Louis zna już nazwisko i adres mężczyzny zarejes-
trowanego na taśmach. Czekali tylko z nakazem
aresztowania na potwierdzenie Jesse. Telefon był
krótki i przyniósł wszystkim ulgę. W końcu po-
znali nazwisko i twarz napastnika.
Wiley Lynch wycedziła Jesse. Mężczyz-
na, który nazywa się Wiley Lynch, chciał mnie
Sharon Sala 115
zabić. Odwróciła się od okna i spojrzała na nich
bezradnie. Dlaczego?
Maggie uciekła wzrokiem, nie znajdując od-
powiedzi.
King postąpił krok ku Jesse, ale powstrzymała
go spojrzeniem i wybiegła z salonu, nie mogąc
znieść jego współczucia. Usłyszała, że szeryf się
żegna, a King i Maggie coś szepcą, zapewne o niej,
i cicho wymknęła się tylnym wyjściem. Miała dość
wrażeń jak na jeden dzień. Niemądrze uwierzyła,
że King coś do niej czuje. A kiedy się okazało, że
kieruje nim tylko troska, świat zawalił się jej na
głowę. Jak gdyby tego było mało, na koniec
koszmarnego dnia pokazano jej mężczyznę, który
chciał ją zabić.
Znalazła pociechę w towarzystwie Turnera,
z przyjemnością pomagając mu w wieczornych
obowiązkach. Nie wiedział, co się właśnie wyda-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]