[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najprawdopodobniej przejmie von Heusen.
A potem... potem Tess będzie czekać na pojawie-
nie się pana Richarda von Heusena.
Miasto Wiltshire nie jest żadną dziurą. Tak
zadecydował porucznik Slater, wjeżdżając nieśpiesz-
nie główną ulicą. Z obu stron ciągnęły się rzędy
okazałych domów, wszystkie w stylu wiktoriań-
skim. Były tam więc i kopuły, i wieżyczki, a przede
wszystkim fasady przeładowane ozdobami. Oprócz
pięknych domów w mieście nie brakło ludzi przed-
siębiorczych i porucznik, posuwając się konsekwen-
tnie do przodu, mógł notować sobie w pamięci: dwa
duże składy kupieckie, balwierz, sklep z gorsetami,
sklep z garderobą dla dżentelmenów. Bednarz, foto-
graf, zakład pogrzebowy, apteka. Doktor, jeden
prawnik, drugi prawnik, pensjonat dla młodych
dam. A największy szyld głosił, że w tym oto domu
mieści się zajazd Perry ego McCarthy ego, gdzie
wydaje się smakowite obiady dla wszystkich szanow-
nych podróżnych, bez żadnych wyjątków, czyli
i dla mężczyzn, i kobiet, i dziatek.
Przed zakładem balwierza siedziało kilku star-
Z nadzieją w sercu 139
szych mężczyzn. Palili fajki i gwarzyli sobie. Jeden
z nich nie miał ręki, innemu z kolei brakowało nogi,
kule stały oparte o ścianę. Wojna, pomyślał smętnie
Jamie. Ci mężczyzni walczyli na wojnie. Po stronie
konfederatów. Tak samo jak Jamie Slater, choć
panna Stuart nazwała go Jankesem. A tak właściwie
to on jest już Jankesem. Wszyscy są już Jankesami.
Bo przeklęci Jankesi wygrali wojnę.
Mężczyzni spoglądali na Jamie ego z nieukrywa-
ną ciekawością.
Witajcie! zawołał do nich i wstrzymał konia.
Mężczyzna bez ręki skinął głową, uśmiechnął się
i spytał uprzejmie.
Po raz pierwszy w tych stronach?
A tak. I wydaje mi się, że to sympatyczne
miejsce.
Kiedyś tak było mruknął mężczyzna bez nogi
i splunął na ziemię. Tak było... Ale potem nad-
leciały sępy i zaczęły to miejsce rozszarpywać
między siebie. Chyba sam wiesz, jak to jest, bo nie
słyszę u ciebie akcentu z Chicago. Skąd jesteś,
chłopcze?
Z Missouri.
Z Missouri... powtórzył mężczyzna, gładząc
się po siwiejącej brodzie i uśmiechnął się. Mam
nadzieję, że zostaniesz u nas trochę dłużej.
Ja też odparł pogodnie Jamie. Chcę tu kupić
ziemię.
A to ci się chyba nie uda, chłopcze. Na sprzedaż
jest tylko jeszcze jeden kawałek ziemi, na północ od
miasta, ale to po prostu kawałek pustyni.
140 Heather Graham
Słyszałem, że zabili Josepha Stuarta. Może uda
mi się coś uszczknąć z jego rancza.
Stuarta?!
Mężczyzna bez ręki poderwał się nagle z krzesła.
Ani się waż! zawołał. Nawet o tym nie
myśl, chłopcze, bo sprowadzisz na siebie tylko
nieszczęście!
Zamilcz, Carter mruknął któryś z mężczyzn.
Jamie podjechał bliżej, pochylił się i rzucił pół-
głosem:
Coś wam powiem. Bratanica Josepha Stuarta
żyje i ma się całkiem dobrze.
Panna Tess?! wykrzyknął Carter. %7łyje? To
najlepsza wiadomość od sześćdziesiątego pierwsze-
go! Ale ty, chłopcze, nie oszukujesz?
Jestem już po trzydziestce, panowie wyjaśnił
uprzejmie Jamie. A wojnę liczę sobie podwójnie.
Krótko mówiąc, lata chłopięce mam dawno za sobą.
Nie chcieliśmy cię urazić, chłop...
Nie chowam urazy zapewnił Jamie. Nazy-
wam się Jamie Slater i tak jak mówiłem, chcę kupić
tu sobie kawałek ziemi.
Ale o ranczu Stuarta nie myśl. Na tę ziemię
zasadził się von Heusen. A on nie popuści powie-
dział szpakowaty mężczyzna bez nogi. A ja jestem
Jeremiasz, Jeremiasz Miller. Jak będziesz chciał
dowiedzieć się czegoś więcej, przyjdz do mnie.
Pogadamy sobie, chłop... młody człowieku! Ej, synu,
nie gniewaj się! Każdy, kto jest młodszy ode mnie,
jest dla mnie chłopcem!
Jamie roześmiał się i ruszył dalej. Saloon widział
Z nadzieją w sercu 141
już przed sobą. Podjechał szybko, przywiązał Lucy-
fera do barierki i pchnął wahadłowe drzwi. W środ-
ku panował półmrok. Zwiateł było niewiele, dodat-
kowo wszędzie unosiły się kłęby dymu z cygar. Na
końcu sali pianino. Pianista brzdąkał, ciemnowłosa
dziewczyna w różowej sukni, zbyt krótkiej, aby do
końca zakryła rąbek czarnej halki i czarne poń-
czochy, zawodziła coś głosem smętnym, niskim, po
prostu smolistym jak ten dym z cygar.
Z prawej strony całą ścianę zajmował bar.
Dwóch rosłych barmanów w białych fartuchach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]