[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hrabia milczał, pochyliła się ku niemu i ciągnęła błagalnym tonem: - Proszę, niech go pan
zatrudni jeszcze jeden raz. A może zechce pan polecić go swoim przyjaciołom?
Hrabia uniósł brwi. Siedział na sofie nieco bokiem, zwrócony ku dziewczynie.
- Sądziłem, że mówimy o pani - rzekł z niezrozumiałym dla Ilonki wyrazem twarzy.
- Moja osoba nie ma tu najmniejszego znaczenia - powiedziała dziewczyna szybko. -
Zgodnie z tym, co mówił pan Archer, przyjechałam tu tylko na ten jeden, jedyny występ. On
natomiast... - Nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo hrabia wpadł jej w słowo.
- Gdzie pani występuje w Londynie? Dlaczego do tej pory pani nie widziałem?
Ilonka milczała przez kilka sekund. Zastanawiała się, co powinna odpowiedzieć.
- Myślałam - odezwała się w końcu nieco kpiącym tonem - że pan Archer nie
pozostawił wątpliwości, iż zjawiłam się tutaj tylko po to , by raz wystąpić przed pańskimi
gośćmi, a potem wracam tam, skąd przyszłam.
- Czyli dokąd?
- Gdzież indziej, jeśli nie na Olimp? - Sądziła , że jest przebiegła, zapobiegając jego
wścibstwu.
- Nie może się pani spodziewać, że wystarczy mi taki nieprecyzyjny adres - odparował
hrabia - ale o tym możemy porozmawiać pózniej.
- Chcę pomóc panu Archerowi.
- Dlaczego? Czy on wiele dla pani znaczy?
- Szkoda mi go. - Nie była pewna, czy obrała właściwą drogę.
Hrabia cenił sukces, był zainteresowany wyłącznie tym, co najlepsze. Jeśli dalej
będzie próbowała pomóc panu Archerowi w ten sposób, może mu wyświadczyć niedzwiedzią
przysługę. Przecież arystokrata życzył sobie płacić jedynie gwiazdom, takim aktorom, którzy
mogliby grać przed ogromną publicznością i żądać astronomicznej gaży.
- Pan Archer nigdy nie będzie prosił o po moc - dodała szybko - lecz wiem, że pan, tak
poważany wśród amatorów jezdziectwa i w towarzystwie, mógłby wiele dla niego uczynić.
Zdawało jej się, że hrabia lekko skrzywił wargi w cynicznym grymasie.
- Większość młodych kobiet na pani miejscu oczekiwałby czegoś dla siebie.
- Ja nie potrzebuję pomocy - rzekła Ilonka zdecydowanie.
- Jest pani tego pewna?
- Tak, zupełnie pewna.
- Czy przemawia pani teraz jako bogini, czy jako ambitna młoda tancerka? Nie
widziałem pani w Covent Garden, a przecież ta scena byłaby dla pani o wiele bardziej
odpowiednia niż Royal Olympic Theatre.
Ilonka nie potrafiła udzielić odpowiedzi.
- Zapewne zamierza pani nadal pracować z madame Vestris od początku następnego
sezonu.
Uważam, że marnuje się pani jako dublerka i mógłbym pani znalezć zatrudnienie w
znacznie bardziej prestiżowym teatrze, a w nim bez wątpienia dałoby się zaaranżować dla
pani jakąś główną rolę.
- Bardzo to uprzejme z pana strony - odparła Ilonka - jednak nie prosiłam o pomoc dla
siebie, lecz dla pana Archera.
- Dlaczego on jest dla pani taki ważny? Albo też proszę pozwolić mi sformułować to
pytanie w inny sposób: dlaczego on panią aż tak zajmuje?
Może sądził, że ona i pan Archer są krewnymi?
Lub domyślał się jakichś innych zobowiązań? Nie chciała kłamać, więc po chwili
wahania zmieniła temat.
- Z pewnością nie bardzo pana zajmuje ta rozmowa.
Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym.
- Chcę rozmawiać o pani - odparł.
- Ja wolałabym mówić o koniach, a szczególnie o Apollu. Jak on się czuje?
- Co pani wie o moich koniach? Wspomina pani o nich już po raz drugi.
- Wiem, że odnosił pan ogromne sukcesy na wyścigach - rzekła Ilonka. - Apollo
wygrał derby we wspaniałym stylu, praktycznie o krótki pysk.
Posłużyła się słowami ojca, kiedy opisywał słynny bieg. Twierdził, że był to
najbardziej ekscytujący wyścig, jaki miał okazję oglądać.
- Nawet nie żałowałem pieniędzy, postawionych na niewłaściwego konia - opowiadał
żonie - bo chciałem, żeby wygrał najlepszy, a do ostatniej sekundy nie było wiadomo, który
to będzie.
- Natomiast ja żałuję tych pieniędzy, kochanie - odparła matka Ilonki - ponieważ nie
stać nas na żadne straty, nawet jeśli nie są znaczne.
- Wiesz, ile straciłem przez cały dzień na wyścigach? - zapytał ojciec.
Matka potrząsnęła głową, a Ilonka dostrzegła niepokój w jej pięknych oczach.
- Nic! - roześmiał się ojciec. - W rzeczy samej, nawet wygrałem! - Wydobył z kieszeni
pełną garść kuponów oraz monet i położył wszystko na kolanach żony. - Mój piękny
niewierny Tomasz mi nie ufa! Ale tak właśnie jest! Dziś wracam do ciebie jako zwycięzca.
- Och, kochanie, tak się cieszę!
Ojciec roześmiał się, przytulił żonę zapominając o pieniądzach na jej kolanach.
Monety rozsypały się dookoła i mała Ilonka zaczęła je zbierać.
Rozmyślała o tym, jak wszyscy byli szczęśliwi, kiedy jej ojciec wygrywał, i jak
nieszczęśliwi, gdy tracił.
Taki po prostu jest świat - zastanawiała się teraz.
- Hrabia Lavenham potrafi się troszczyć o konie, ale nie rozumie cierpienia ludzi
doświadczonych przez los .
- Jeżeli nie wyjedzie pani jutro rano zbyt wcześnie - powiedział gospodarz - a mam
nadzieję przekonać panią, by tego nie robiła, będziemy mogli razem obejrzeć Apolla.
- Jest tutaj?
- Tak, nawet startował w dzisiejszych wyścigach.
Miał silną konkurencję, ale ją pokonał.
- Och , to cudownie! - wykrzyknęła Ilonka. - Bardzo chciałabym go zobaczyć! Marzę
o tym!
Była tak podekscytowana, że hrabia przyjrzał się I jej zdziwiony.
Ilonka miała przeczucie, że widok Apolla w jakimś sensie zbliżyłby ją do ojca. Może
poczułaby się jak wówczas, gdy wieczorami opisywał jej wyścigi i wyjaśniał, w jaki sposób
zwycięzca zdoła ł pobić resztę stawki.
- Czy tylko z powodu konia, który panią ciekawi, zgodziła się pani tu przyjechać? -
zapytał hrabia. - Nie spodziewałem się osoby ani tak utalentowanej, ani tak pięknej. - Mówił
obojętnie, i raczej chłodnym tonem, przez co komplementy nie wprawiały dziewczyny w
zakłopotanie.
- Kiedy zgodziłam się przyjechać tutaj z panem Archerem, nie wiedziałam, że to pan
jest właścicielem Apolla - odparła Ilonka zgodnie z prawdą.
- W czasie gdy koń wygrał derby, pan posługiwał się nazwiskiem Hampton.
- Niezwykle mi pochlebia, że moja osoba tak panią zainteresowała - stwierdził hrabia.
- Trudno mi jednak uwierzyć, że pani, taka młoda, pamięta ten wyścig. Nie mogę też dać
wiary, że występuje pani w którymś z londyńskich teatrów.
Gdyby tak było, znałbym panią ze sceny.
- Rzeczywiście...
- Ile ma pani lat?
Ilonka nie widziała powodu, dla którego miałaby kłamać.
- Osiemnaście.
- Kiedy zaangażowano panią do zespołu madame Vestris w Royal Olympic Theatre?
Dziewczyna myślała gorączkowo nad odpowiedzią, gdy przeszkodził im jeden z gości.
Był z pewnością znacznie starszy od gospodarza.
Właściwie, zdaniem Ilonki, był prawie w średnim wieku. Twarz miał nie tylko
czerwoną, lecz nawet jakby nalaną i spuchniętą pod oczyma, co nadawało mu odrażający
hulaszczy wygląd.
- To nie w porządku, Vincent - powiedział stając przy sofie. - Zachowujesz się jak pies
ogrodnika.
Jeśli nie będziesz ostrożny, wywołasz rewolucję.
- Przykro mi, George - uśmiechnął się hrabia- lecz jak sam zrozumiesz, znajduję
mademoiselle Ilonkę szalenie interesującą i nie mam życzenia swojej pozycji nikomu
odstępować.
- Przestrzegam cię, zle czynisz - nalegał przyjaciel.
- Dobrze więc - westchnął hrabia. - Mademoiselle, pozwoli pani przedstawić sobie
lorda Marlowe'a, dżentelmena, który będzie panią czarował bez żadnych zahamowań,
proponuję więc, by jego słowa traktowała pani z rezerwą. - Podniósł się z sofy.
Ilonka nie miała ochoty rozmawiać z lordem Marlowem, który bez wątpienia wypił o
wiele za dużo. Wstała także.
- Mam nadzieję, hrabio - rzekła - że nie poczuje się pan dotknięty, jeśli pójdę
odpocząć. Szczerze mówiąc, czuję się wyczerpana.
- Nie, na to nie mogę pozwolić - zaprotestował lord Marlowe. - Chcę z panią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]