They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że za brali się do produkowania wybryków
wspólnie. W ten sposób i ciebie mogli
zmącić, i mnie.
- Zgadza się - przyznał mąż po namyśle. -
Zmącili Zaczyna to być logiczne i trzyma
się kupy.
- Ale za to robi się jeszcze bardziej
podejrzane...
- Ja w tym węszę jakiś szwindel - przerwał
mi stanowczo. - Nikt nie wyrzuca oknem stu
patyków dla same przyjemności popatrzenia,
jak lecą. Musimy to wyjaśnić nie życzę
sobie być wplątany w kodeks karny. Tak się
składa, że mi zależy na czystej hipotece,
chemik jestem, staram się o półroczne
stypendium do Szwajcarii, sama rozumiesz I
w ogóle mam różne plany... Nie będę sobie
marnował życia przez głupie pomysły
jakiegoś Maciejaka! Nie po to haruję od
lat za te marne grosze, żeby teraz jednym
kopem sobie wszystko zawalić!
- Ty na ogół gdzieś pracujesz?
- Owszem. Na Politechnice.
- To jakim sposobem udało ci się urwać te
trzy tygodnie?
- Wziąłem zaległy urlop za zeszły rok. I
tydzień z tego. Nieważne. Ty się lepiej
zastanów, co to wszystko ma znaczyć.
W pokoju nadymiło się nam jak na dworcu
kolejowym. Kolejno zrobiliśmy sobie kawy i
herbaty. Resztkami patyków z ikebany
zaśmieciliśmy całą podłogę. Niemożność
rozwikłania cudacznej zagadki doprowadzała
nas do rozpaczy, a przeczuwane na jej dnie
tajemnicze niebezpieczeństwo wydawało się
coraz bliższe i coraz bardziej
denerwujące.
- Zacznijmy jeszcze raz od początku -
powiedziałam w przygnębieniu. - Romanse w
tej sytuacji odpadają. W jakim innym celu
mogło im być potrzebne to podwójne
zastępstwo? I to w dodatku na pokaz.
Mąż chodził po pokoju, szarpiąc włosy na
głowie obiema rękami.
- Na pokaz, na pokaz... - pomrukiwał. -
Co? Na pokaz...? Czekaj, dlaczego na
pokaz?
- Coraz bardziej mi się wydaje, że to nie
dla ciebie i dla mnie ta maskarada, tylko
dla kogoś innego. Na co on ci kładł
nacisk? %7łeby jezdzić razem do
Ziemiańskiego i żebyś się wygłupiał w
samochodzie. Coś robił w Aodzi?
- Nic, złożyłem zamówienie na taftę.
Mogłem wysłać pocztą, ale kazał mi jechać
i pooglądać...
- No widzisz. A mnie kazali latać na
spacery. I robić zakupy. Ktoś musiał nas
widzieć...
- Zaglądał ci kto w zęby na tych
spacerach?
- Nie wiem. Ale debil mi patrzył na
ręce... A za każdym razem, jak jechaliśmy
do Ziemiańskiego, ktoś tam się pętał. Raz
taksówka z pijakiem, raz facet na
motorze...
Mąż zatrzymał się przy stole, wypił
resztkę kawy, popatrzył na mnie
roztargnionym wzrokiem i znów zaczął
chodzić.
- Owszem, w tym coś jest - przyznał. - Na
pokaz, możliwe, żeby wszyscy myśleli, że
jesteśmy w domu. Ale to nie to, to jeszcze
nie to... Tyś przedtem powiedziała coś
ważnego i tak mi jakoś zaświtało... Nie
pamiętasz, co powiedziałaś?
- Rozmaite rzeczy. Najbardziej mnie
niepokoi to, że ukryli wzajemne
powiązania...
- Czekaj, czekaj... właśnie, że stanowią
jedną spółkę... Nie, nie to. Ulokowali tu
nas zamiast siebie... O, właśnie!
Władowali tu nas zamiast siebie,
podstępnie i pod fałszywymi pozorami! Po
jaką cholerę? Ten dom ma wylecieć w
powietrze, czy jak?
Nagła jasność eksplodowała mi w umyśle.
Zrobiło mi się zimno w środku i coś mnie
zaczęło dławić.
- Gdzie jest paczka dla kacyka? - spytałam
gwałtownie.
Mąż zatrzymał się jak wryty, spojrzał na
mnie i znieruchomiał z pazurami we
włosach.
- Leży w moim pokoju. Bo co...?
- Oni przecież wiedzieli, że jej nigdzie
nie zaniesiemy, prawda? Zostawimy w domu.
A jeżeli w tej paczce jest coś... Nie
mówię zaraz bomba, ale coś szkodliwego...
O rany boskie, czy ja wiem, wydziela coś,
promieniuje...
W powietrzu powiało przerazliwą zgrozą.
Mąż wyraznie zbladł.
- Rad...? - wyszeptał ochryple. Podniosło
mnie z fotela.
- Nie wiem. Może wybuchnie i zmiecie z
powierzchni ziemi całą tę chałupę albo
co... Robi się takie rzeczy, chłopi
podpalają całe wsie, odszkodowanie, tu
jest polisa PZU, może im chodzi o fikcyjną
śmierć...
Mąż odzyskał zdolność ruchu. Nie słuchając
dalej moich apokaliptycznych przypuszczeń,
runął na schody, omal nie wyrywając drzwi
z zawiasów. Rzuciłam się za nim. Wpadliśmy
do jego pokoju i zastygliśmy oparci o
biurko, patrząc na leżącą na nim paczkę
jak na straszliwego, jadowitego gada,
chwilowo pogrążonego w lekkiej drzemce.
Po krótkiej chwili hipnotycznego transu,
tknięci nagle tą samą myślą, równocześnie
pochyliliśmy się nad biurkiem, nasłuchując
w napięciu. Nic nie było słychać, paczka
leżała niejako w milczeniu, nie wydając z
siebie żadnych dzwięków.
- Bomba powinna cykać... - wyszeptałam
niepewnie.
- Ciężkie to jak cholera... - odmruknął
mąż.
Czas jakiś trwaliśmy w bezruchu, bez
słowa, być może myśląc, chociaż nie było
to takie pewne. Słuszniej byłoby mniemać,
iż proces myślenia również uległ w nas
zahamowaniu.
- Co robimy? - spytałam wreszcie
dramatycznym szeptem.
- Trzeba się zastanowić - odszepnął
niespokojnie mąż. - Chyba musimy to
obejrzeć...
- Rozpakować...?
Kiwnął głową, tępo wpatrzony w upiorny
przedmiot, i dalej trwał w bezruchu.
- Z zachowaniem wszelkich środków
ostrożności...? - szepnęłam znów,
zdenerwowana i przejęta. - Jakie one są,
te ostrożności...?
Mąż nagle jakby się ocknął.
- Czego, u diabła, szepczemy? - spytał z
irytacją normalnym głosem. - Nie dajmy się
zwariować! Cokolwiek tam jest, jasne, że
trzeba to obejrzeć, wmówiłaś we mnie
kataklizm i spać bym nie mógł inaczej! To [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl