[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prysznic, ale nie miał się czym ogolić.
Piwa? proponuje mu Tom. Dla ciebie też,
Greg?
Greg. Nie, nie... Albo Gregor, albo GR.
Może pózniej odpowiada szef. Na pewno nie
mam szans konkurować z moją tu obecną koleżanką,
ale gdybym mógł pożyczyć ręcznik, golarkę i czystą
koszulę, postaram się jakoś ogarnąć.
Tom zabiera go więc ze sobą, Anna zaś wstaje
i zwracając się do mnie, mówi:
Dobrzy są ci mężczyzni, nie? Sobie biorą piwo,
a o kobietach zapominają. Możesz dostać dżin z toni-
kiem, białe wino, piwo oczywiście. Poza tym chyba
znajdzie siÄ™ jeszcze trochÄ™ rumu i jakaÅ› whisky...
PODNIEBNI LEKARZE 101
Poproszę dżin.
Najlepiej odpocznijcie sobie z Michaelem na
werandzie, tam jest znacznie chłodniej zaprasza
gospodyni a ja tymczasem wezmÄ™ szybki prysznic,
przebiorę się i zaraz do was dołączę.
Mościmy się oboje na werandzie na fantastycznie
wygodnych leżakach. Chętnie bym posiedziała w ci-
szy, lecz Michael czuje się w obowiązku zabawiać
mnie rozmową. Nagle odgłos kroków zwiastuje zbliża-
nie się kolejnej osoby. Nie muszę odwracać głowy, by
wiedzieć, że to GR.
Z włosami jeszcze wilgotnymi po kąpieli i poli-
czkami gładko wygolonymi wygląda bosko. Może to
niezły pomysł z tym szybkim dyskretnym romansem,
przemyka mi przez myśl. Mogłoby się okazać, że nie
jesteśmy dobranymi kochankami i wówczas wyleczy-
Å‚abym siÄ™ z wszelkich palpitacji, w jakie wprawia mnie
jego bliskość. Bylibyśmy po prostu kolegami...
Wypijam łyk dżinu, staram się odpędzić od siebie
podstępnie wkradające się w moje myśli pytanie: a jeśli
przeciwnie, okazalibyśmy się idealnie dobraną parą
kochanków, to co wtedy?
ZjawiajÄ… siÄ™ nasi gospodarze. Atmosfera na weran-
dzie zaczyna mi przypominać Rosebud i ogarnia mnie
nostalgia za domem, w którym się wychowałam.
Ruda? Dotyk ręki GR na ramieniu przywołuje
mnie do rzeczywistości. Idziemy... Wszyscy czekają.
Obudz się! Wstawaj! Jest ciemno. Tuż koło
ucha słyszę głos GR. Musimy coś szybko przełknąć
i przed świtem zdążyć na lotnisko.
Bierze mnie za ramię i potrząsa mną. Półprzytomna
102 MEREDITH WEBBER
siadam na łóżku. Nie, nie, to nie z przepicia, to
z niewyspania. Zwiadomość, że ten fascynujący męż-
czyzna leżywłóżku tuż za ścianą, długo nie dawałami
zasnąć.
Ręka GR ześlizguje się teraz z mojego ramienia
i dotyka piersi.
JesteÅ› naga... Jego szept nabiera chropawych
tonów.
Drżę, kiedy opuszki jego palcówgładzą moją skórę.
Teraz słyszę jakby jęk. Gregor obejmuje mnie i mocno
przytula do siebie, jego wargi szukajÄ… moich warg.
Oddaję mu pocałunek z gorączkową żarliwością,
pragnąc, aby trwał wiecznie i wiedząc, że teraz, na-
tychmiast, muszę coś zrobić, żeby położyć temu kres.
MuszÄ™!
Odpycham go od siebie.
GR waha siÄ™ chwilÄ™, potem wychodzi.
WstajÄ™, sprawdzam, czy zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi,
zapalam światło i z nabytych wczoraj rzeczy na chybił
trafił kompletuję garderobę.
Idę do łazienki, pożyczam trochę pasty i palcem
rozsmarowuję ją na zębach. W myśli notuję: wozić ze
sobą zmianę bielizny, podkoszulek może się przydać
także do spania szczoteczkę do zębów.
Schodzę do kuchni. Wszyscy już tam są. Anna
przyrządza grzanki, Tom nalewa kawę do kubków,
Michael nerwowo chodzi tam i z powrotem. DomyÅ›-
lam się, że to perspektywa kolejnego lotu wytrąca go
z Uownowagi.
Gregor siedzi przy stole, pije kawÄ™. WyglÄ…da na
zrelaksowanego, lecz na jego szyi dostrzegam napięte
ścięgna, a w kąciku lewego oka nerwowy tik. Wiem
PODNIEBNI LEKARZE 103
teraz, że jest tak samo spięty jak ja i ponownie
zastanawiam się nad ewentualnością szybkiego dys-
kretnego romansu. Jeśli tak dalej pójdzie, oboje wy-
kończymy się nerwowo.
Biedna mama, ni stÄ…d, ni zowÄ…d przemyka mi przez
myśl. Dziwne... Nigdy nie nazywałam jej mamą, tylko
,,moją matką , jak gdybym chciała się od niej zdystan-
sować. A teraz nagle wyobrażam sobie, że wiem
dokładnie, jak musiała się czuć, kiedy Argentyńczyk
nagle pojawił się w jej życiu, i serce przepełnia mi
współczucie dla niej.
W Bilbarze pierwsze kroki kierujÄ™ do babci. Oczy-
wiście wczoraj telefonowałam z wiadomością, co nas
zatrzymało. Niezbyt się przejęła. Cały czas jest zajęta
przede wszystkim Charlesem!
Wyobraz sobie, że ta kretynka w opiece społecz-
nej twierdzi, że musi go wpisać na listę oczekujących
wybucha, jeszcze zanim zdołałam postawić torby
z wczorajszymi zakupami na podłodze. Rozumiem
oczywiście, że to nie jej wymysł, ale dziwi mnie, że
w takim mieście nie znajdzie się kilka osób chcących
zrobić coś pożytecznego, na dodatek za pieniądze.
Postanowiłam ciągnie, nie dopuszczając mnie do
głosu sama się tam przeprowadzić. Wiem, że nie
będziesz miała mi tego za złe, dziecko. Rozumiesz
sytuacjÄ™...
Mam zrozumieć, że moja babka chce się prze-
prowadzić do samotnego mężczyzny?
Oczywiście wiem, że chce się nim zaopiekować...
A może nie tylko?
Nie jest miło analizować życie seksualne swojej
babki, ale wyobrażać sobie, że jest bardziej udane od
104 MEREDITH WEBBER
własnego to już absolutna przesada. Opanuj się, dziew-
czyno!
Staram się przestać myśleć o seksie, mówię coś
stosownego, by babcia nie czuła się winna, że mnie
zostawia samÄ…...
SamÄ…!
Nagle wpadam w panikÄ™. Úswiadamiam sobie bo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]