They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ben sprawiał wrażenie zaniepokojonego.
- 78 -
S
R
- Nie zamartwiaj się. Pomogę ci. Mam już na uwadze parę miejsc,
niedaleko twojego obecnego mieszkania. Spodobają ci się, naprawdę.
Myśl o kolejnej przeprowadzce napawała ją zgrozą. A jeśli nie znajdą
niczego odpowiedniego? Będzie się musiała wprowadzić do Moniki.
- Nic ci nie jest?
To pytanie zdławiło rosnącą w niej panikę. Odetchnęła głęboko i
wyprostowała się. Poradzi sobie.
- Nic mi nie będzie.
Ben wyraznie się odprężył.
- Może zadzwonisz jutro? Pójdziemy obejrzeć kilka mieszkań.
Spróbowała się uśmiechnąć. To nie jego wina, że okazała się taka
niedbała.
- Dobrze.
Ben przepraszał ją wzrokiem.
- Bardzo mi przykro z tego powodu, Danielle.
- Wiem. - Zaczęła wstawać.
- Nie, siedz, sam wyjdę. - Podszedł do drzwi. Nagle zapragnęła wiedzieć.
- Ben, czy wolno ci powiedzieć, kto złożył skargę? Zatrzymał się i
odwrócił.
- Wierz mi, sam nie wiem. Właściciel zadzwonił do mojego szefa. Nic
więcej mi nie powiedzieli.
Ben minął się w drzwiach z klientką. Kobieta popatrzyła dziwnie na
Danielle, która nie potrafiąc się uśmiechnąć, wstała i wróciła za ladę,
zostawiając klientkę samą sobie. W miarę jak mijał pierwszy szok, zaczęła się
zastanawiać, kto za tym stoi. Ta para japiszonów z pierwszego piętra? Ta
bizneswoman mieszkająca obok nich?
Danielle wiedziała, że wszyscy oni protestowaliby przeciwko dziecku w
budynku, płaczącemu całe noce. Ba, nawet Flynn by miał coś przeciwko.
- 79 -
S
R
Gwałtownie nabrała powietrza. Czy to Flynn zadzwonił do właściciela?
Czy posunąłby się do tak małostkowej intrygi? Coś okropnego przyszło jej na
myśl. Czy zrobił to w ramach zmuszenia jej do małżeństwa?
Nagle wszystko nabrało sensu. Aż ją zemdliło. Jak mógł jej to zrobić?
Spędzili razem noc i już sobie pomyślał, że może nią manipulować. Boże, czy
wszyscy mężczyzni to świnie?
Wróciła Angie. Nie chcąc bez potrzeby martwić przyjaciółki, Danielle
postarała się zachowywać jak zawsze. Wstała i powiedziała, że musi na chwilę
wyjść. Angie przyjrzała jej się uważnie. Zauważyła jej bladość i spytała, czy
wszystko w porządku, a potem dała jej wolne na resztę dnia. Danielle odmówiła
jak najuprzejmiej, choć była bardzo wdzięczna za tę propozycję.
Potem wyszła i pojechała do biurowca w centrum. Flynna Donovana
czekała niespodzianka. Mogła zagwarantować, że niemiła.
Tylko że gdy dotarła do jego biura, sekretarka przepraszająco
powiadomiła ją, że poszedł do domu przygotować się do popołudniowego lotu
do Paryża.
Danielle z trudem powstrzymała łzy. Właśnie miała stracić dach nad
głową, a sprawca wyjeżdżał z miasta. Starsza kobieta skrzywiła się.
- Dam pani jego adres. Na pewno się ucieszy z pani wizyty.
Danielle była pewna, że akurat na to nie ma szans, ale nie mogła tego
powiedzieć, bo sekretarka mogłaby zmienić zdanie. Miała tylko nadzieję, że ta
miła kobieta nie będzie miała przez nią kłopotów.
- To bardzo miłe z pani strony.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. - Sekretarka uśmiechnęła się zachęcająco.
- Proszę się pospieszyć. Byłoby mi przykro, gdyby go pani nie zastała.
Jej też.
Dziesięć minut pózniej zatrzymała samochód przed jednym z domów na
wybrzeżu, czując ulgę na widok mercedesa Flynna zaparkowanego na
brukowanym podjezdzie. Przyjrzała się luksusowej, piętrowej rezydencji z
- 80 -
S
R
ogromnymi oknami wychodzącymi na morze. Ktokolwiek tu mieszkał, nigdy się
nie musiał martwić brakiem dachu nad głową.
W przeciwieństwie do mnie, pomyślała, dusząc rozpacz. Wysiadła i
pospieszyła do budynku. Właśnie dochodziła do kilkunastu stopni przed
wejściem, kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Flynn, z parą starszych
ludzi za plecami. Na chwilę straciła orientację, ale szybko sobie przypomniała,
po co tu przyszła.
- Tu jesteś, tchórzu!
Zaskoczenie Flynna na jej widok u stóp schodów było całkowite, ale
postarał się tego nie okazać. Co, u diabła, Danielle tu robi? Nie wpadła z
przyjacielską wizytą. Przeczyły temu lodowate, błękitne oczy, ciskające
błyskawice spod wąskich brwi, zaciśnięte ze złości usta i pełna wściekłości
postawa. Wyglądała prześlicznie i bojowo.
- Danielle - zawołał, wychodząc jej na spotkanie, gdy dotarła do
najwyższego schodka. - Proszę, wejdz.
- O tak! Bądzmy uprzejmi. Nie rozwiewajmy iluzji pracowników na temat
ich szefa! - Rozwścieczonym wzrokiem obrzuciła stojącą za nim parę. - Założę
się, że uważacie go za porządnego człowieka. No cóż, ja też tak myślałam i do
czego mnie to doprowadziło?
Oparła dłonie na biodrach.
- Jestem w ciąży, a pana Flynna Donovana nie obchodzi, czy urodzę
dziecko na ulicy.
Zaklął pod nosem.
- Nie wiem, o co ci chodzi, ale sugerowałbym, żebyśmy porozmawiali w
cztery oczy.
Ujął ją za łokieć, przeprowadził obok Louise i Thomasa, zamknął za nimi
drzwi gabinetu i odwrócił się do niej. Popatrzył na nią zmrużonymi oczami.
- Dobrze. Co się z tobą dzieje? I o co chodzi z tym rodzeniem dziecka na
ulicy?
- 81 -
S
R
Popatrzyła na niego wrogo.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Zacisnął wargi.
- Nic nie udaję. Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi.
- To ty powiedziałeś właścicielowi mojego mieszkania, że będę miała
dziecko, nieprawdaż? Musiałeś się dowiedzieć, że w tym budynku dzieci są
wykluczone. - Głos jej się nagle załamał. - Teraz ja... - przerwała ze łzami w
oczach muszę się wyprowadzić.
- Uważasz, że ja to zrobiłem? - Aż się zachłysnął, podchodząc do niej, ale
cofnęła się szybko, unikając kontaktu.
- Oczywiście.
- Nawet po ostatniej nocy? - rzucił obcesowo, czując rosnący w piersi
ciężar.
- Zwłaszcza po ostatniej nocy - odparła bez wahania. Wyprostował się,
coraz bardziej zły.
- Wybacz, ale nie widzę związku.
- W takim razie jesteś jedyny. Pozbawiłeś mnie dachu nad głową, żebym
musiała za ciebie wyjść.
%7łachnął się z niedowierzaniem. Czy to ta sama kobieta, z którą się kochał
przez całą noc? Ta sama, która leżała obok niego w łóżku i domagała się, żeby
się z nią kochał? Ta sama, która nie pozostawała mu dłużna i zmysłowo pieściła
jego ciało?
- Danielle, masz moje słowo, że nie mam z tym nic wspólnego.
Wiedział jednak, kto miał. Monica.
Na szczęście wczoraj, kiedy tylko od niej wyszedł, załatwił jej ochronę -
kobietę, która wiedziała, że musi się dobrze sprawić. Do czasu jego powrotu z
Paryża, kiedy sam będzie mógł się nią zaopiekować. W jej oczach, pod nieuf-
nością, zobaczył błysk wątpliwości.
- Jak mogę ci wierzyć? Wyprostował się.
- W interesach moje słowo zawsze wystarcza.
- 82 -
S
R
- To nie interesy, tylko sprawa osobista.
Powiedziawszy to, zaczerwieniła się. Zliczny rumieniec ubarwił jej
policzki.
- Tak, bardzo osobista - potwierdził, mile połechtany jej reakcją.
- Wiesz, że nie całkiem to miałam na myśli - powiedziała łagodniejszym
głosem.
- Nie mam wpływu na to, co o mnie myślisz, ale wyrzucanie kogokolwiek
na bruk nie jest w moim stylu.
Przez kilka sekund przyglądała mu się uważnie. Wyraz jej twarzy stracił
nieco surowości.
- Dlaczego ci wierzę? Poczuł obezwładniającą ulgę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl