[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie do wiary, że bracia mogą się tak różnić - rzekła Dawn.
- To prawda, byli jednak sobie bardzo bliscy.
Dawn skierowała wzrok na wnuczkę. Przez chwilę przyglądały się sobie na-
wzajem.
- Kochanie, jaką ci Josh złożył ofertę?
- Nie złożył, mamo - powiedziała Grace. - To był taki żart.
- %7łart? Hm. Tak się zastanawiam... Jeśli Michael ustanowił go opiekunem Po-
sie, to czy zabierze małą do Australii?
- To nie wchodzi w grę.
- Jesteś pewna? Josh Kingsley sprawia wrażenie, jakby był bardzo przywiąza-
ny do swojej bratanicy.
- Ale ciągle jest w rozjazdach, a dzieci nie lubią chaosu. - Obie doskonale
zdawały sobie z tego sprawę.
- Owszem - przyznała matka. - I miłości. - Uśmiechnęła się do wnuczki. -
Phoebe musiała być taka szczęśliwa. Przez chwilę w jej życiu zapanowała idealna
harmonia.
Grace nie była w stanie wydobyć głosu.
- A w twoim, kochanie? Kiedy zapanuje?
- Chodz do kuchni, mamo - powiedziała, zmieniając temat. - Przyrządzę ci
śniadanie.
- Jestem zmęczona, nie głodna. Przepraszam, że nie dotarłam tu wcześniej.
Pewnie przydałaby ci się pomoc.
- Nie. Michael z Phoebe zostawili instrukcje. Chcieli być pochowani na le-
śnym cmentarzu. Zawiozę cię tam, kiedy odpoczniesz. Josh też jeszcze nie widział
grobu; przyleciał wczoraj.
R
L
- Muszę zawiadomić kogoś, że już jestem na miejscu. Potem może wzięłabym
kąpiel i zdrzemnęła się chwilę.
- Idz do mnie na górę. Nikt ci nie będzie przeszkadzał - Podniósłszy torbę
matki, Grace ruszyła w stronę schodów. Ciekawa była, jak na widok Dawn zarea-
guje matka Josha.
- Dzięki, ale przeraża mnie liczba stopni. Po latach mieszkania w zimnych
wilgotnych furgonetkach trochę nawalają mi stawy.
- Ojej. - Grace przystanęła zatroskana. - Aóżko na parterze bym ci znalazła,
ale prysznica tu nie ma.
- Na pierwsze piętro zdołam się wdrapać. Ale najpierw chciałabym zadzwonić
do przyjaciela i powiedzieć mu, żeby się o mnie nie martwił.
Dziwne. Matka zawsze była wolna jak ptak, z niczym i z nikim się nie liczyła.
- Do przyjaciela? - spytała Grace. - Poznałaś kogoś?
- Uważasz, że jestem za stara?
- Nie, mamo. No dobrze, skorzystaj z telefonu w gabinecie Michaela. Wsta-
wię twoją torbę do sypialni na prawo, tej najbliżej schodów, a potem przyjdę po
małą.
- Zabierasz ją z sobą? Zaopiekowałabym się...
- Ty się wyśpij, a nam świeże powietrze dobrze zrobi. Wrócimy do domu
przez park, po drodze nakarmimy kaczki. Phoebe uwielbiała to robić, pamiętasz?
- Phoebe? - Matka roześmiała się.
- To nie ona dała kiedyś cały bochenek chleba tym nienażartym głodomorom?
- Nie. Ona dała go tobie, a ty dałaś go kaczkom.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent. Prosiłam ją, żeby się tobą zajęła, bo chciałam skończyć kilka
rzeczy do sprzedania na targu.
R
L
Grace pamiętała mamę, która pochylona nad stołem do póznych godzin noc-
nych tworzyła fantazyjne bransoletki i naszyjniki. Samotna matka usiłująca zarobić
na jedzenie i ubranie dla siebie i dwóch córek - musiało jej być ciężko.
A dziś ją, Grace, czeka podobny los: samotnej matki. Nigdy jednak nie po-
zwoli, żeby Posie chodziła głodna lub się czegokolwiek bała.
- Zabierając z domu jedzenie, które miało być dla nas na kolację, Phoebe usi-
łowała dać mi do zrozumienia, że ma ciekawsze zajęcia niż niańczenie młodszej
siostry - wyjaśniła Dawn.
- Nie wierzę! - Grace otworzyła szeroko oczy. - Phoebe zawsze była taka tro-
skliwa, taka dobra.
A może dobra i troskliwa była dorosła Phoebe, a nie Phoebe nastolatka?
- Wobec ciebie była, a przeciwko mnie się buntowała. Obie wiemy, że jako
matka kiepsko się sprawowałam. Phoebe oznajmiła mi to wprost, kiedy po mie-
sięcznej odsiadce za zakłócanie porządku przyjechałam po ciebie.
- Przyjechałaś po mnie? - Czyli mama jej nie porzuciła? Nie wybrała wolno-
ści? - Nie wiedziałam.
Phoebe nigdy jej o tym nie mówiła. Kto by przypuszczał, że tak długo potrafi-
ła utrzymać język za zębami?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]