They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

państwem na spacery, przestał sikać i podbiegł do samochodu, ale drzwi były zamknięte, a na jego siedzeniu leżała sterta
pakunków.
Sytuacja, w jakiej się znalazł, była dla niego niezrozumiała. Do tej pory zawsze było tak, że to on pierwszy zajmował miejsce,
a dopiero potem jego właściciele. Wsparł
się przednimi łapami o karoserię i z żałosnym piskiem spojrzał przez szybę do wozu. Skomleniem prosił ich, żeby go wpuścili
- 17 -
do środka.
-- Jedz! - rozkazała Konowrocka.
Konowrocki wrzucił bieg, samochód ruszył z miejsca, z każdym metrem nabierał szybkości. Pies jakiś czas biegł obok
samochodu, smycz biła go po łapach, zmęczył się i powoli zaczął zostawać w tyle, wreszcie dał za wygraną. Został.
Konowrocki po raz ostatni ujrzał go jeszcze w lusterku, jak stał bezradny pośrodku drogi i patrzył za oddalającym się
samochodem.
II
Konowroccy przybyli na miejsce przed wieczorem. Willa, w której mieli zamieszkać, ukryta była wśród głębokich lasów. Na
tarasie w wiklinowych fotelach siedzieli jacyś ludzie i nasłuchiwali rechotu żab z pobliskiego jeziora. Konowroccy wysiedli z
wozu i rozprostowali kości. Od stolika podniósł się opalony mężczyzna w średnim wieku / siwizną na skroniach, ubrany w
krótkie, drelichowe spodenki, z tego samego materiału miał też wdzianko z rękawami do pół łokcia, sandały na nogach i
furażerkę na głowie.
- Czym mogę państwu służyć? - spytał.
- Chcielibyśmy spędzić tu urlop.
- Jak długo państwo mają zamiar zostać?
- Miesiąc.
- Otrzymacie państwo najpiękniejszy pokój. Proszę za mną.
Gospodarz po wojskowemu obrócił się na pięcie i poprowadził gości do budynku na pierwsze piętro, do pokoju z widokiem
na ogromne jezioro i mały trap rzucony w wodę oraz kilka łódek przycumowanych do niego.
Konowroccy rozejrzeli się po pokoju. Rzeczywiście był ładny. Stały tu dwa tapczaniki zasłane czystą pościelą, przy każdym
szafka, a na nich nocne lampki, na ścianach wisiały oprawione w ramy reprodukcje obrazów znanych malarzy, przy wejściu
była szafa na ubranie, a obok leżaki z podnóżkami.
- No, ładnie tu - powiedział Konowrocki. - Pan jest gospodarzem?
- Przyjechałem tu w czterdziestym piątym roku. Kiedyś wyglądało to wszystko zupełnie inaczej. Dom był zniszczony, a teraz
sami państwo widzą. Proszę ze mną, pokażę państwu, gdzie się mieści łazienka.
Gospodarz zaprowadził ich w koniec korytarza.
- Proszę się rozgościć, przyślę zaraz dziewczynę, żeby pomogła państwu przenieś rzeczy do pokoju.
Zeszli na dół, po drodze gospodarz pokazał im jadalnię i poinformował, o której godzinie podawane są posiłki. Konowrocki
zdjął z dachu wielkie walizy i zaniósł na górę. Zjawiła się też dziewczyna do pomocy przysłana przez gospodarza. W trójkę
szybko przenieśli wszystkie rzeczy do pokoju. Potem obmyli się po podróży i zeszli na taras, gdzie przy brydżu siedziało
kilka osób.
Po kwadransie na taras wyszła pomoc kuchenna przepasana białym fartuchem i dzwonkiem oznajmiła obecnym porę kolacji.
Brydżyści dokończyli grę i przeszli do jadalni. Zjawił się gospodarz, który posadził Konowrockich przy stole. Od tej pory aż
do końca urlopu było to ich miejsce. Jedli w milczeniu. Od sąsiednich stolików co jakiś czas rzucano w ich stronę ciekawe
spojrzenia. Po obfitej kolacji wraz z innymi gośćmi przeszli do sąsiedniej sali na telewizję. Pózniej wieczorem, przed pójściem
spać, Konowrocka powiedziała:
- Ciekawa jestem, co teraz robi nasz Baca, gdzie się podziewa?
Mąż nic nie odpowiedział.
- Tu nie moglibyśmy trzymać psa.
- Skończmy z tym tematem. Nie chcę o tym myśleć.
- Może masz racją. Chodzmy spać.
III
W chwili, kiedy samochód odjechał, Baca zmęczony biegiem zatrzymał się, oddychał z trudem. Z rozwartego pyska ściekała
mu na ziemię piana. Potem zawrócił i poszedł pod blok, w którym wychował się i żył do tej pory i gdzie prawie wszyscy
mieszkańcy znali go i lubili. Przywodził im wspomnienia dalekich ośnieżonych gór, zjazdów na nartach, a latem hal pełnych
owiec. Najbardziej lubiły go jednak dzieci. Nie bały się go, głaskały pieszczotliwie po wielkim łbie, a niekiedy i on w
przypływie dobrego humoru liznął któreś wielkim czerwonym jęzorem po buzi. Znały go też psy w osiedlu. Chętnie się z nim
bawiły, Baca był łagodny, być może dlatego tylko, że były o wiele mniejsze od niego, podobnie zresztą jest u ludzi. Wielkie,
silne chłopisko zazwyczaj jest dobroduszne i nie zrobi krzywdy słabszemu od siebie.
Ledwie Baca pokazał się samopas w osiedlu, natychmiast otoczyła go dzieciarnia. Jedne idące do szkoły oddawały mu
swoje śniadanie, inne próbowały nawet częstować go cukierkami. Jakiś chłopiec podniósł wlokącą się po ziemi smycz i
oprowadził go między blokami w nadziei, że odda go właścicielce, ale nigdzie jej nie spotkał, więc zostawił psa, a sam
poszedł do szkoły.
Z nieba sączył się żar. Spragniony pies próżno szukał wody, zziajany, z wywieszonym jęzorem leżał na trawie w cieniu
rozłożystej płaczącej wierzby.
Robotnicy z pobliskiej budowy przyszli do pawilonu handlowego po piwo. Kupili po butelce na głowę i wyszli ze sklepu na
tyły budynku, żeby je wypić, i wtedy któryś z nich zauważył pośród zieleni drzew białego psa.
- Takiemu to musi być gorąco - powiedział jeden. -Męczy się w mieście.
- To wez go sobie na wieś - powiedział inny.
- Pić mu się chyba chce - odezwał się znowu pierwszy.
I nagle wzrok jego zatrzymał się na studzience, wystającej z ziemi. Podszedł do niej, odsunął metalowe wieczko i kluczem
francuskim odkręcił lekko zawór - z ziemi popłynęła woda, potem podszedł do psa i ze zdziwieniem zauważył przy nim smycz.
- 18 -
Ujął smycz i podprowadził psa do zródełka. Pies łapczywie chłeptał wodę. Po odejściu robotników Baca wrócił w cień
drzewa. O zmroku dzwignął się z ziemi i poszedł pod zamknięte drzwi klatki schodowej. Usiadł na stopniu i cierpliwie czekał
aż ktoś nadejdzie i wpuści go do wnętrza budynku. Nie musiał długo czekać. Wpuścili go na klatkę jacyś młodzi ludzie. Baca
wszedł na górę i usiadł pod drzwiami własnego mieszkania. Długo i daremnie siedział. Wreszcie zwinął się w kłębek na
słomiance. Póznym wieczorem przyszli sąsiedzi Konowrockich. Zdziwiło ich, że pies leży o tej porze pod drzwiami.
Zadzwonili do Konowrockich. Raz i drugi, ale nikt im nie otworzył. Chwilę stali przed drzwiami, pogładzili opuszczone
zwierzę, a potem weszli do własnego mieszkania. Następnego dnia rano wynieśli psu w misce pokruszonego chleba
zalanego mlekiem. Potem wypuścili go na dwór. Przez kilka dni powtarzało się to. Karmili psa, wypuszczali go rano na dwór,
pies wylegiwał się w cieniu drzewa przed blokiem, bawiły się z nim dzieci, nim poszły do szkoły, a i pózniej gdy wracały do
swych domów po lekcjach. Wieczorem pies znowu kładł się na słomiance przed drzwiami własnego mieszkania i cierpliwie
czekał następnego dnia i powrotu swoich żywicieli. Któregoś dnia pies przyszedł pod drzwi bez obroży wybijanej ćwiekami i
bez smyczy. Aagodny Baca pozwolił zdjąć z siebie akcesoria. Następnej nocy już nie wrócił pod drzwi. Nikt go już nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl