[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przykro mi, jeśli pana rozczarowałam. Naprawdę jest mi niezmiernie
przykro. Dał mi pan wspaniałą szansę i jestem panu za to ogromnie wdzięczna.
Zawarliśmy jednak umowę, zgodnie z którą każde z nas może się wycofać po
upływie trzech miesięcy.
MacLeish wyczuł jej zakłopotanie.
- Oczywiście, moja droga Angelo. Słusznie. Masz prawo odejść, jeśli taka
twoja wola. - Uśmiechnął się do niej serdecznie. - Będzie mi ciebie bardzo
brakowało. Twój wkład w rozwój naszej gazety jest wprost nieoceniony.
Wprowadziłaś do niej ożywczego ducha.
Angela podziękowała mu szczerze. Pochwały MacLeisha wiele dla niej
znaczyły. Na jego biurku zadzwonił telefon. Angela zaczęła zbierać się do
wyjścia.
MacLeish zatrzymał ją w połowie drogi.
- Sądzę, że powinnaś porozmawiać z szejkiem Raszidem. Lepiej, jeśli
powiadomisz go o swojej decyzji osobiście. Zrób to dzisiaj wieczorem. Jutro
odlatuje do Australii i może nie wrócić przed twoim odjazdem.
Serce podeszło Angeli do gardła. Od dnia spędzonego wspólnie na
pustyni zamieniła z Raszidem ledwie kilka słów. Modliła się, aby dane jej było
wyjechać bez uprzedniego spotkania z nim.
138
R S
Jednak teraz, gdy MacLeish sięgnął po słuchawkę, nie wiadomo dlaczego
zgodziła się.
- Dobrze - wyjąkała i wyszła potykając się. Jak mogła się zgodzić?
Musiała to zrobić natychmiast, w tej chwili. Jeśli będzie z tym zwlekać,
na pewno puszczą jej nerwy. Sztywno, ze sztucznym uśmiechem na twarzy,
ruszyła korytarzem w stronę drzwi z napisem Dyrektor naczelny".
Zapukała. Może bogowie okażą litość? Może jakimś cudem poszedł już
do domu?
Cisza. Już prawie uwierzyła, że jej nadzieje się spełniły, gdy znajomy głos
zawołał:
- Proszę wejść!
Angela weszła do środka jak robot. Nie śmiała spojrzeć na siedzącą za
biurkiem postać. Podeszła kawałek w jego stronę i zatrzymała się,
- Przyszłam się z tobą zobaczyć - powiedziała dziwnym, nieswoim
głosem.
Siedział za biurkiem, wertując jakieś papiery. Rzucił jej szybkie, przelotne
spojrzenie i uśmiechnął się.
- Widzę - odrzekł.
Ten uśmiech, swoboda zachowania i poufny ton głosu rozdzierały serce
Angeli niczym rozgrzane do czerwoności obcęgi. To było nie do zniesienia.
Nagle nawet oddychanie stało się dla niej bolesne.
Gdy stała tak nieruchomo, Raszid ruchem ręki wskazał jej krzesło.
139
R S
- Dlaczego nie usiądziesz? Rozgość się, proszę. W żadnym wypadku nie
mogła tego zrobić. Krzesło znajdowało się zbyt blisko niego. Gdyby przyjęła
jego zaproszenie i usiadła tak blisko, wpadłaby w pułapkę, z której nie udałoby
jej się wydostać. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Nie ma potrzeby. To, co mam ci do powiedzenia, nie zajmie więcej niż
minutę.
Raszid zmarszczył nieznacznie brwi i odchylił się do tyłu w fotelu.
Angela wyczuwała, że zdenerwowanie, którego nie potrafiła ukryć, udzieliło się
także i jemu.
- Co się stało, Angelo? - spytał po chwili, obserwując ją z napięciem.
Zwrócił się do niej po imieniu. Pogorszył tym samym niepokój i rozterkę
Angeli. Słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Musiała użyć całej siły woli,
aby udzielić mu odpowiedzi na jego pytanie.
- Przyszłam powiadomić cię, że wyjeżdżam - powiedziała w końcu z
trudem.
Nawet dla niej samej słowa, które wypowiedziała, zabrzmiały sucho i
szorstko. Nie zamierzała tego powiedzieć tak ostro, bez ogródek. Chciała
złagodzić to jakimś krótkim wstępem.
- Rozumiem - odrzekł.
Odniosła wrażenie, że Raszid na moment zamarł w bezruchu. Potem
poprawił się w fotelu.
- Kiedy wyjeżdżasz?
140
R S
- Jak najszybciej. Gdy tylko uporządkuję moje sprawy. - Angela
próbowała przezwyciężyć drżenie głosu. - Spodziewam się, że za jakieś dziesięć
dni.
- Interesujące. - Czarne oczy wpatrywały się w nią. - Czy ja jestem jedną z
twoich nie uporządkowanych spraw", jak to ładnie ujęłaś? Czy z tego powodu
zadałaś sobie tyle trudu, by przyjść tutaj i zobaczyć się ze mną?
Przeszył ją bezsilny ból. Gdyby tak naprawdę był , dla niej niczym więcej
niż nie uporządkowaną sprawą. Tak jednak nie było.
- MacLeish kazał mi się z tobą zobaczyć - odpowiedziała szczerze. - W
przeciwnym razie nie zawracałabym ci w ogóle głowy.
- Zapewne. - Jego głos stał się twardy, prawie miażdżący. - Bez wątpienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]