[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hekate nie przyszła dziś.
Cinna także myślał o tym.
VIII
Widmo nie ukazało się i nazajutrz. Chora była ożywiona niezwykle, albo-
wiem przyjechał z Cezarei Tymon, który, niespokojny o życie córki i przera-
żony listami Cinny, porzucił przed kilku dniami Aleksandrię, aby raz jeszcze
zobaczyć przed śmiercią jedyne dziecko. Do serca Cinny poczęła znów koła-
tać nadzieja, jakby upominając się, by ją wpuścił. Lecz on nie śmiał ode-
62
mknąć drzwi temu gościowi, nie śmiał się spodziewać. W widzeniach, które
zabijały Anteę, bywały już przecie przerwy, wprawdzie nigdy dwudniowe, ale
jednodniowe zdarzały się i w Aleksandrii, i na pustyni. Folgę obecną przypi-
sywał Cinna przybyciu Tymona i wrażeniom spod krzyża, które tak napełniły
duszę chorej, że nawet z ojcem nie mogła o czym innym rozmawiać. Tymon
słuchał też w skupieniu, nie przeczył, rozważał i tylko wypytywał starannie
o naukę Nazarejczyka, o której Antea wiedziała zresztą tylko to, co jej powtó-
rzył prokurator.
Czuła się jednak w ogóle zdrowsza i nieco silniejsza, a gdy południe przy-
szło i minęło, w oczach jej zabłysła prawdziwa otucha. Kilkakrotnie nazywała
ów dzień pomyślnym i prosiła męża, by go zapisał.
Dzień zaś był naprawdę smutny i posępny. Deszcz padał od rana, z po-
czątki bardzo obfity, potem drobny, siekący, z niskich, jednostajnie rozcią-
gniętych chmur. Dopiero wieczorem niebo przetarło się i wielka ognista kula
słoneczna wyjrzawszy z mgieł umalowała purpurą i złotem chmury, szare
opoki, biały marmur portyku willi i stoczyła się wśród niezmiernych blasków
w stronę Zródziemnego Morza.
Natomiast nazajutrz pogoda uczyniła się cudna. Dzień zapowiadał się
znojny, ale ranek był świeży, niebo bez plamki, a ziemia tak zanurzona w
błękitnej kąpieli, że wszystkie przedmioty wydawały się błękitne. Antea ka-
zała się wynieść pod ulubioną pistację, aby z wyniosłości, na której stało
drzewo, napawać się widokiem wesołej i modrej oddali. Cinna i Tymon nie
odstępowali ani krokiem od lektyki, badając pilnie twarz chorej. Był w niej
jakiś niepokój oczekiwania, ale nie było tego śmiertelnego przerażenia, jakie
ogarniało ją poprzednio przed nadejściem południa. Oczy jej rzucały blask
żywszy, a policzki zakwitły słabym rumieńcem. Cinna naprawdę myślał teraz
chwilami, że Antea może być uzdrowiona, i na tę myśl chciało mu się rzucić
na ziemię, szlochać z radości i błogosławić bogów to znów ogarniała go
trwoga, że to jest może ostatni błysk gasnącej lampy. Chcąc zaczerpnąć
skądkolwiek nadziei, spoglądał kiedy niekiedy na Tymona, lecz i temu po-
dobne myśli musiały przechodzić przez głowę, gdyż unikał jego wzroku. %7ład-
ne z trojga nie wspomniało słowem, że południe się zbliża. Natomiast Cinna,
rzucając co chwila oczyma na cienie, uważał z bijącym sercem, że stają się
one coraz krótsze.
I siedzieli jakby pogrążeni w zadumie. Może najmniej niespokojna była
sama Antea. Leżąc w otwartej lektyce, z głową wspartą na purpurowej po-
duszce, oddychała z lubością czystym powietrzem, które powiew przynosił z
zachodu, od dalekiego morza. Ale przed południem i ów powiew ustał. Upał
stawał się większy; przygrzane słońcem cząbry skał i krzaki nardu poczęły
ronić woń mocną i upajającą. Nad kępkami anemonów kołysały się jasne
motyle. Ze szpar skalnych małe jaszczurki, które już przywykły do tej lektyki
i do tych ludzi, wysuwały się, jak zwykle, jedna za drugą, ufne i zarazem na
każdy ruch ostrożne. Zwiat cały koił się w świetlistej ciszy, w cieple, w po-
godnej słodyczy i w błękitnym uśpieniu.
Tymon i Cinna zdawali się również zatapiać w tym słonecznym spokoju.
Chora przymknęła oczy, jakby ją ogarniał lekki sen i milczenia nie prze-
rywało nic prócz westchnień, które od czasu do czasu podnosiły jej pierś.
A tymczasem Cinna zauważył, że cień jego stracił wydłużony kształt i leży
mu tuż pod nogami.
63
Było południe.
Nagle Antea otworzyła oczy i ozwała się jakimś dziwnym głosem:
Cinno, daj mi rękę.
On zerwał się i wszystka krew ścięła mu się lodem w sercu: oto przychodzi
godzina strasznych widzeń.
A jej oczy otwierały się coraz szerzej.
Czy widzisz mówiła jak tam światło zbiera się i związuje w powietrzu,
jak drga, błyszczy i zbliża się ku mnie?
Anteo! nie patrz tam! krzyknął Cinna.
Lecz, o dziwo! na jej obliczu nie było przerażenia. Rozchyliły się usta, oczy
patrzały coraz szerzej i jakaś niezmierna radość poczęła rozjaśniać jej
twarz.
Słup światła zbliża się ku mnie mówiła dalej. Widzę! To On, to Naza-
rejczyk... Uśmiecha się... O słodki!... o miłościwy!... Ręce przebite wyciąga,
jak matka, ku mnie. Cinno! On niesie mi zdrowie, zbawienie i wzywa mnie
do siebie.
A Cinna pobladł bardzo i rzekł:
Gdziekolwiek nas wzywa pójdzmy za Nim!
W chwilę pózniej, z drugiej strony, na kamiennej ścieżce prowadzącej do
miasta, pojawił się Pontius Pilatus. Zanim się zbliżył, widać było z jego twa-
rzy, że niesie jakąś nowinę, którą jako rozsądny człowiek uważa za nowy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]