[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jace'a? I czy wystarczy jej odwagi, by o to zapytać?
Nie odwróciła się, nie chcąc widzieć jego twarzy.
- Zastanawiałam się nad tymi ubraniami. Powie-
działeś, \e nale\ały do twojej \ony... - Zawahała się. -
Czy ona... ju\ tu nie mieszka? Jesteście rozwiedzeni?
Przez ciało Jace'a przebiegł dreszcz. Samantha po-
\ałowała, \e zadała mu to pytanie.
- Chyba powinienem był powiedzieć ci o tym
wcześniej. Ale... no có\, od dawna z nikim o tym nie
rozmawiałem. - Objął ją mocniej i wziął głęboki oddech.
- Stephanie... moja \ona... zginęła w wypadku
samochodowym cztery lata temu. Była w cią\y z naszym
pierwszym dzieckiem - dodał bez goryczy.
Samantha obróciła się, zdumiona. Spodziewała się
usłyszeć zupełnie coś innego. W oczach Jace'a czaił się
ból, ale był to ból, jaki wywołuje odległe wspomnienie, a
nie otwarta rana.
- Przepraszam cię. Nie powinnam o to pytać. Nie
chciałam być wścibska.
- Nic nie szkodzi - odrzekł, odgarniając włosy z jej
policzka. - Ju\ dawno się z tym pogodziłem.
Była to tylko po części prawda. Jace oswoił się z my
ślą o tragedii, ale dopiero dzisiaj, gdy otworzył kufer,
poczuł, \e ta część jego \ycia jest zamknięta na zawsze.
Obydwoje odczuli, \e powstała między nimi nowa
więz, oparta na szczerości i zaufaniu. Gdzieś w tle jednak
czaiło się pragnienie i był tylko jeden sposób, by je
ugasić.
Jace oparł się na le\ących na podłodze poduszkach i
przyciągnął Samanthę do siebie. Mieli przed sobą całą
noc pełną niezliczonych mo\liwości. Pochylił głowę i
nakrył jej usta swoimi wargami.
Samantha zrozumiała jego intencje i nie stawiała
oporu. Znali się bardzo krótko, ale Jace Tremayne roz-
palił jej po\ądanie tak mocno, jak nigdy się to nie udało
Jerry'emu. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego tak się stało,
wiedziała jednak, \e nie ma sensu zaprzeczać własnym
uczuciom. Zarzuciła ramiona na szyję Jace'a i zatraciła
się w namiętności.
śadne z nich nie miało wątpliwości, \e chcą to zrobić.
Jace pociągnął Samanthę na siebie. Jedną dłoń wplótł w
jej włosy, drugą gładził plecy i biodra. Odsu-noł włosy z
twarzy i spojrzał w jej oczy, błyszczące podnieceniem i
niezwykłym o\ywieniem.
- Samantho... - Sam nie wiedział, co właściwie chce
powiedzieć i jak ma to wyrazić. Obawiał się, \e jego
słowa zabrzmią niezręcznie, niestosownie w' tej sytuacji.
- Ja ju\ od dawna... Du\o czasu minęło, odkąd...
Samantha wiedziała, \e powinna się wycofać, dopóki
jeszcze nie jest za pózno, lecz wcale nie miała ochoty się
wycofywać. Nie była pewna, jak daleko Jace ma zamiar
się posunąć, o ile odwa\y się poprosić, i ile wziąć, była
jednak gotowa dać mu wszystko, czego on zapragnie. Tę
decyzję podjęła w jednej chwili, pod wpływem impulsu.
Samantha wiedziała, \e jeśli zacznie ją analizować, to
wycofa się z lękiem.
Jace wsunął dłonie pod jej sweter i gładził nagą skórę.
Gdy dotknął jej piersi, obydwoje poczuli dreszcz. Naraz
Samantha szeroko otworzyła oczy. Jace wyczuł jej nagłe
napięcie i szybko cofnął ręce. Spojrzał na jej twarz, ale z
ulgą stwierdził, \e nie było na niej gniewu, lecz
niepewność i wahanie.
- Co się stało? - zapytał cicho.
Samantha sama nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
Zdenerwowanie? Trema? Nie była przecie\
nowicjusz-ką, a jednak...
- Chyba to wszystko dzieje się trochę za szybko -
szepnęła. - W końcu znamy się dopiero od... - Zamilkła,
zdając sobie sprawę, \e te słowa nie przekonują nawet
jej samej.
Jace przytulił ją mocniej.
- To prawda, \e znamy się bardzo krótko. Ale czy
jest gdzieś napisane, jak długo trzeba kogoś znać, \eby
posunąć się dalej? Czy to, co się czuje, nie jest wa\-
niejsze?
Zmiana nastroju była bardzo subtelna, obydwoje jed-
nak odczuli ją wyraznie. Obustronna nieśmiałość i oba
wa zmieniły się we wzajemną troskę o partnera. Jace
wcią\ trzymał Samanthę w ramionach i gładził jej plecy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]