[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz był poważny, milczą cy,
cienie przesłaniały mu twarz.
Słyszała o rozdwojeniu jazni i
myś ci
l o takiej możliwoś
napełniła ją niepokojem i
lękiem. Był teraz dla niej kimś
obcym, miał w sobie jaką ś
grozną zawziętoś ,
ć której
istoty nie rozumiała. le się
stało, że mu powiedziała o
zamierzonej ucieczce wuja, może
to pokrzyżowaćjej plany. Ale
cokolwiek Jem uczynił lub
zamierza uczynić jeś
, li nawet
jest przewrotny i podstępny,
jeś
li nawet jest mordercą , ona,
Mary, w swej kobiecej słaboś
ci
kocha go i musi go ostrzec.
- Kiedy spotkasz się z
bratem, dobrze na siebie uważaj
- powiedziała. - Jest w
niebezpiecznym nastroju. Ma
swoje plany i ktokolwiek stanie
mu na przeszkodzie, może
przypłacićto życiem. Mówię ci
o tym przez wzglą d na twoje
bezpieczeństwo.
- Nie boję się Jossa i nigdy
się go nie bałem.
- Przypuś my - ale może on
ć
boi się ciebie?
Jem nic nie odpowiedział,
nachylił się tylko, przyjrzał
się jej twarzy i dotkną ł
zadrapania biegną cego od czoła
aż do podbródka.
- Kto to zrobił? - spytał
ostro, wiodą c palcem od
zadrapania do sińca na
policzku. Mary milczała chwilę,
wreszcie jednak powiedziała:
- To się stało w Wigilię.
Z błysku w jego oku domyś
liła
się, że zrozumiał, że wie o
tamtym wieczorze i dlatego
właś
nie jest teraz w "Jamajce".
- Byłaśwtedy z nimi na
brzegu? - szepną ł.
Skinęła głową , obserwują c go
uważnie, lecz unikają c słów, on
zaśw odpowiedzi zaklą ł głoś
no
i zaciś pięś uderzył w
niętą cią
szybę, niepomny na trzask
pękają cego szkła i strumień
krwi, który trysną ł natychmiast
ze skaleczonej ręki. Otwór
okienny stał się teraz doś
ć
duży, aby można było wejś ,
ć
toteż Jem w mgnieniu oka
znalazł się przy niej, zanim
się zorientowała, co się
dzieje. Chwycił ją na ręce,
zaniósł na łóżko, położył,
potem namacał w ciemnoś
ciach
ś
wiecę, i zapalił, wrócił do
posłania i uklą kł przy nim,
oś c twarz Mary.
wietlają
Przesuną ł palcem po sińcach na
jej szyi, a kiedy skrzywiła się
z bólu, wcią gną ł raptownie
powietrze i znowu zaklą ł.
- Mogłem ci tego oszczędzić-
powiedział.
Zdmuchną ł ś
wiecę, usiadł przy
Mary na łóżku, ują ł jej rękę,
przez chwilę trzymał mocno, a
potem delikatnie puś
cił.
- Boże Wielki, czemuśz nimi
pojechała? - spytał.
- Byli pijani do
nieprzytomnoś
ci. Nie wiedzieli
chyba, co robią . Mój opór tyle
dla nich znaczył co opór
dziecka. Było ich ze dwunastu,
może nawet więcej, a wuj... im
przewodził. Wuj i kramarz.
Jeżeli wiesz o tym, po co mnie
pytasz? Nie każ mi wspominać
.
Nie chcę pamiętać
.
- Co ci zrobili?
- Mam sińce, zadrapania...
sam widzisz. Usiłowałam uciec i
zdarłam skórę z biodra.
Oczywiś
cie złapali mnie. Na
brzegu zwią zali mi ręce i nogi,
zatkali mi workiem usta, żebym
nie mogła krzyczeć Widziałam,
.
jak statek zbliża się we mgle,
i nic nie mogłam zrobić sama
,
jedna na wichrze i deszczu.
Musiałam patrzeć jak giną ...
,
Urwała, głos jej się załamał,
przekręciła się na bok i ukryła
twarz w dłoniach. On nie
uczynił żadnego ruchu, nie
odezwał się; siedział przy niej
na łóżku i czuła, że myś
lami
jest gdzieśdaleko, tajemniczy,
niedosięgły.
Była jeszcze bardziej
osamotniona niż przedtem.
- Czy to mój brat najbardziej
cię skatował? - zapytał po
chwili.
Westchnęła ze znużeniem. Na
wszystko było już za pózno, nic
nie miało teraz znaczenia.
- Mówiłam ci, że był pijany.
Wiesz chyba lepiej ode mnie, do
czego w takich chwilach jest
zdolny.
- Tak, wiem.
Milczał przez kilka sekund,
potem znów ują ł jej rękę.
- Umrze za to - powiedział.
- Jego ś
mierćnie wskrzesi
tych, których pozabijał.
- Nie o nich teraz myś
lę.
- Jeżeli myś
lisz o mnie,
współczucie jest zbędne.
Potrafię sama się zemś .
cić
Jednej rzeczy się przynajmniej
nauczyłam: polegaćna sobie.
- Kobiety to kruche
stworzenia, Mary, mimo całej
ich odwagi. Najlepiej trzymaj
się od tego wszystkiego z
daleka. Sprawa należy teraz do
mnie.
Nie odpowiedziała. Miała
własne plany, które jego w
ogóle nie dotyczyły.
- Co chcesz zrobić
? - spytał.
- Jeszcze się nie
zdecydowałam - skłamała.
- Jeżeli on zamierza wyjechać
jutro w nocy, masz niewiele
czasu do namysłu.
- On chce, żebyś
my obydwie z
nim pojechały, ciotka i ja.
- A co ty na to?
- To będzie zależało od
jutrzejszego dnia.
Mimo że go kocha, nie zwierzy
mu się ze swoich planów. On
jest nadal wielką niewiadomą , a
przede wszystkim jest wrogiem
obowią zują cych praw. Naraz
przeszło jej przez myś
l, że
jeś
li wyda wuja, może i jego
również wydaćw ręce
sprawiedliwoś
ci.
- Jeżeli cię o cośpoproszę,
co mi odpowiesz? - spytała.
Uś ł się po raz
miechną
pierwszy, drwią co i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]