[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Owszem, ale skąd...
- Zamierzałam tam napisać, do osoby, którą siostra zechciałaby mi
wskazać, żeby ustalić termin ewentualnego spotkania z Clioną. I czy może
mi siostra powiedzieć, którego przyjeżdżają?
- Klasztor londyński prowadzi matka Lucy i to ona będzie opiekowała się
naszymi dziewczętami. Przyjeżdżają dziewiątego sierpnia i spędzą w
Londynie dziewięć dni. Przepraszam, jak pani godność?
- Bardzo dziękuję, siostro Bernard. - Połączenie zostało przerwane.
Matka przełożona spojrzała na słuchawkę. Skąd ta kobieta wiedziała, z
kim rozmawia?
Podczas niedzielnej mszy siostra Bernard wdała się w rozmowę z Kellymi.
- Dzwoniła do mnie państwa krewna z Anglii. Pytała o wyniki egzaminów
końcowych.
- Z Anglii? - zdziwił się Peter.
- Nasza krewna? - zdumiała się Lilian.
- Tak mówiła - odparła zaczepnie matka przełożona. Co też siostra
Bernard mogła mieć na myśli? - pytali
siebie nawzajem w drodze do domu.
- Może zaczyna mieć starcze przywidzenia? - spekulowała Lilian.
- Sprawia wrażenie osoby nader bystrej - odparł zamyślony Peter.
- Miejmy nadzieję, że doczeka egzaminów końcowych naszej Anny -
westchnęła jak zawsze praktyczna Lilian.
...w trasę już ósmego sierpnia. Pisałam Ci, że nie będzie mnie w Londynie
mniej więcej dwa tygodnie. Uważam, że to dla mnie wielka szansa. Mam
nadzieję, że Twoje wakacyjne plany nabierają rumieńców i że
przygotowałaś się już do rozpoczęcia nowego życia w Dublinie.
Jeszcze raz chcę Ci podziękować, że tak szybko dałaś mi
299
znać. Cieszę się, że napisałaś tego samego dnia, kiedy wywieszono wyniki
egzaminów. Trzymałam za Ciebie kciuki nawet w czasie pracy. Wczoraj
wieczorem razem z Ivy Brown, moją przyjaciółką, piłyśmy Twoje
zdrowie.
Jakież to ekscytujące wreszcie dokądś wyruszyć!
- A co zrobię, jak przyjdzie Louis? - zapytała Ivy.
- Nie przyjdzie - odrzekła ponuro Lena. - Dobrze wiesz, że rzadko bywa
w domu.
- Ale nie zdarzyło się, by nie wrócił na noc - Ivy była przerażona.
- Nie, ale przecież Kit nie będzie szukała mnie w nocy. Na pewno się nie
spotkają.
- A ty? Co będzie, jeśli wpadniecie na siebie na ulicy?
- W Londynie mieszka osiem milionów ludzi.
- Ale nie na naszej ulicy.
- Kit nie wie, że się przed nią ukrywam. Nie wie, że ja to ja. Uspokój się,
Ivy.
- Ty też jesteś zdenerwowana.
- To dlatego, że będzie tu moja córka, że chcę ją zobaczyć.
- Mam okropne przeczucia. Naprawdę.
- Bzdury, Ivy. Po prostu przechowaj mnie w kuchni przez kilka
wieczorów, to wszystko.
- Skąd wiesz, że przyjdzie cię szukać?
- Bo wiem.
Podróż była cudownym przeżyciem. Na promie spotkały wielką grupę
irlandzkich robotników budowlanych, którzy po urlopie w domu z ulgą
wracali do pracy. Płynęli do Anglii i do wolności.
- Dlaczego wszyscy śpiewają, że Irlandia jest taka piękna, skoro z niej
wyjeżdżają? - spytała Kit.
- W tym tkwi sedno irlandzkich piosenek. Nabierają sensu tylko wtedy,
kiedy śpiewa się je za granicą. - Clio znała się na wszystkim.
- Coś takiego! - westchnęła Kit. - Jesteśmy za granicą.
- Prawie - rzekła wyniośle Clio.
300
- Jesteśmy na środku Morza Irlandzkiego, za pięciokilometrowym pasem
przybrzeżnym. To już zagranica.
Mężczyzni zaprosili je do słuchania Róży z Tralee. Dla pięknych
dziewcząt śpiewało się milej, zwłaszcza tę piosenkę.
- Naprawdę jedziemy do Londynu - szepnęła Clio. - Zobaczymy
prawdziwych bikiniarzy, prawdziwe kawiarnie i w ogóle.
- Mhm... - mruknęła Kit.
Układała w myślach plan poszukiwań Leny Gray, przyjaciółki mamy,
kobiety, która wiedziała o mamie więcej niż ktokolwiek inny. Postanowiła
odszukać jej dom i spytać o nią panią Brown. A kiedy wszystkiego się
dowie, zrobi Lenie niespodziankę: pojedzie do niej z wizytą.
Jeśli miały złe zdanie o siostrze Bernard, wkrótce przekonały się, iż w
porównaniu z przeoryszą Lucy matka Bernard jest duszą dziką i
swobodną. Matka Lucy założyła, że dziewczęta będą zainteresowane
zwiedzaniem miejsc związanych li tylko z przeszłością i kulturą, wieczory
zaś, po odmówieniu różańca w klasztornej kaplicy, będą spędzać na grze w
ping-ponga i na gotowaniu kakao.
Dziewczęta bardzo chętnie obejrzały opactwo westminsterskie, muzeum
Tower, planetarium i muzeum figur woskowych Madame Tussaud, były
jednak mocno zawiedzione, bo siostra Lucy trzymała je na smyczy. Cały
czas dręczyła je świadomość, że centrum wielkiego świata jest tak blisko i
tak daleko zarazem.
- Zawsze możemy dać nogę - zauważyła Jane Wall.
- Tylko czy warto? - mruknęła Clio. - Wyobrażacie sobie to koszmarne
zamieszanie? Napiętnują nas. Pójdziemy do Soho na kawę, a wszyscy
pomyślą, że robiłyśmy Bóg wie co.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]