[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rikard stał tyłem do światła, więc twarz miał pogrążoną w cieniu, ale Jennifer i tak
widziała, że jego intensywnie szare oczy obserwują ją uważnie.
- Nie mam w każdym razie dowodów na to, że kłamała.
- Jak wyglądało pomieszczenie, w którym ją znalazłeś?
- Był to mały podręczny magazyn, gdzie sprzątaczki przechowują potrzebne rzeczy.
Zrodki czystości, pościel i temu podobne. Louise zachowywała się nienormalnie, cały
czas krzyczała, przypadkowo nadepnęła na jakieś butelki i mogła się nimi pokaleczyć.
- Myślę, że coś zobaczyła - odezwała się zamyślona Jennifer.
- Och, przestań już. Nie chcę znowu wysłuchiwać tych bzdur! Dzisiaj Louise czuje się w
każdym razie lepiej, ale ma strasznie spuchnięte oczy!
- Musi dużo płakać. Nie sądzę, żeby była szczęśliwa.
- Na pewno nie jest! To nie wygląda dobrze, Jennifer! Nerwowo chora kobieta, jeden
zgon i jeden człowiek zagubiony w burzy śnieżnej, a poza tym mnóstwo tajemniczych
wydarzeń. Ty też jesteś dość skomplikowaną istotą!
- Nic nie szkodzi - odparła lekko. - %7łebym tylko mogła być z tobą, wszystko będzie
dobrze. Gdybyśmy odtąd mogli być już na zawsze razem!
Rikard uniósł brwi w rozbawionym zadziwieniu.
- Czy to mają być oświadczyny?
- Oświad...? - Spojrzała na niego zdumiona. - Dlaczego musisz zawsze wszystko
komplikować?
- Jestem innego zdania. Uważam, że to znacznie ułatwiłoby sprawę.
83
- Ale ja nie to miałam na myśli.
- Tak, wiem. - Otoczył ją ramieniem. - Jennifer, dorośnij wreszcie! Już nie daję sobie z
tobą rady!
Jej głęboko niebieskie oczy patrzyły na niego poważnie.
- Boję się. Dorosłe życie jest jak duży ciemny las. Kilka razy rzucił na mnie swój cień. Nie
mam odwagi do niego wejść. Wolę zostać na łące i się bawić.
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ta zabawa jest niebezpieczna? Może na ciebie rzucić inne
ponure cienie.
- Chodzi ci o moją psychikę? Wiem o tym, nie martw się, staram się zachować
równowagę.
- Nie uda ci się tego robić w nieskończoność.
Przez chwilę stali wyczekująco, nie wiedząc, jak kontynuować ten dialog, który właściwie
był zawoalowanym sławnym pojedynkiem. Kiedy Jennifer się zorientowała, że Rikard
szykuje się do zadania kolejnego pytania, uprzedziła go:
- Jak się czujesz w policji?
- Niezle. Chociaż sam nie wiem. Niestety, zgubiłem gdzieś swoje idealistyczne podejście.
Czasami czuję wielkie zniechęcenie. Zmieniła się mentalność społeczeństwa. Nie jest się
już traktowanym jak stróż porządku, lecz jak wróg. Nie potrafię też zrozumieć niektórych
moich kolegów. Zawód policjanta zawsze przyciągał mężczyzn rozumujących w stylu:
Jeśli rozrabiają, trzeba im dać nauczkę! A jeśli nie rozrabiają, jak zamierzali, najlepiej
dać im nauczkę na wszelki wypadek . Jest ich niewielu, ale są. A ty, Jennifer?
Wspominałaś coś o szkole. Właściwie jak ci minęły te wszystkie lata?
Poruszyła się niespokojnie.
- Muszę przyznać, że żałośnie bezproduktywnie. Rodzice chcieli, żebym studiowała
architekturę, a ja, żeby się zbliżyć do ich świata, zgodziłam się. Interesowali się mną,
Rikardzie. Rozmawiali ze mną, zabierali na spotkania. Przez jakiś czas. Nie miałam
czego szukać wśród architektów! Nie radziłam sobie na studiach, nie podobał mi się ten
kierunek i zrezygnowałam. Wtedy znowu przestali się mną zajmować. Teraz nie robię nic.
- A co byś chciała robić?
- Nie wiem - odparła krótko. - Czy to nie straszne, że właśnie w tym czasie, kiedy trzeba
sobie wybrać zawód, człowiek czuje się zupełnie rozkojarzony i niepewny? Nie wydaje
84
mi się, żebym była w tym odosobniona. Tak naprawdę najbardziej interesowałoby mnie
pisanie, ale moi rodzice uważają, że to żaden zawód. Twierdzą, że to hobby!
- Boże drogi! - mruknął Rikard. - Rozmawiałem kiedyś z jednym pisarzem. Powiedział mi,
że odczuwał ogromną potrzebę pisania. Nakaz wewnętrzny.
- Dokładnie tak to czuję! - wybuchnęła szczęśliwa Jennifer. - Gdybyś wiedział, ile
brulionów zapisałam! Czasami mogę pisać całą noc, albo kilka dni bez przerwy!
Rikard uśmiechnął się łagodnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]