They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Właz - mruknął Szczęsny i poszedł do swej mikroskopijnej kuchenki, aby zaparzyć
kawę. Mały porucznik, stękając i pogwizdując na przemian, zrzucił z ramion marynarkę i
bezceremonialnie ułożył się na tapczanie. W pokoju, w którym słońce świeciło jedynie
wczesnym rankiem, panował przyjemny chłód.
- Jak nie dasz kawy - to zaraz zasnę - powiedział Kręglewski. - Pół nocy nie spałem
przez te wianki na Wiśle.
- Po coś tam łaził?
- Ja? Zwariowałeś? W domu siedziałem, ale mi spać nie dali. Puszczali te petardy i
ognie sztuczne... a potem orkiestra, do trzeciej rano. Ja się chyba przeprowadzę.
Kręglewski co roku mówił to samo, ale nigdy do przeprowadzki nie dochodziło z tej
prostej przyczyny, że sam o wiankach po paru dniach zapominał. Toteż Szczęsny słuchał jego
narzekań półuchem.
- Przyszedłeś z wizytą czy z interesem? - spytał rzeczowo, wnosząc do pokoju
dzbanek i dwie filiżanki.
- Co za różnica? - odpowiedział mały porucznik pytaniem, a dojrzawszy filiżanki,
zerwał się z tapczanu przecierając oczy. - Z wizytą. Wiesz, co zrobił twój Cygan?
- Wiedziałem, że z interesem - westchnął kapitan. - No, gadaj.
- Polazł do jakiejś knajpy na Woli, zalał się w drobny mak i zaczął wykrzykiwać, że
on całą milicję ma w d... bo nim się opiekuje Szybki, dał mu portfel, forsę i papiery, więc
milicja może go teraz gdzieś pocałować. W lokalu by mu to jeszcze uszło, ale potem wytoczył
się na ulicę no i odwiezli go do Izby Wytrzezwień.
- Kiedy to było?
- Wczoraj. Akurat w te wianki wiślane, cholerne, co mi spać nie dały. Teraz siedzi w
areszcie na Woli.
- Dlaczego Małecki mi nic nie powiedział? - wybuchnął Szczęsny i zaraz pomyślał, że
komendant może po prostu nie wiedzieć, bo Cygana odstawiono do komendy dziś rano, a jest
przecież niedziela. - Ależ to kretyn, ten Cygan. Ależ to idiota, bałwan, dureń. Zepsuć mi taką
robotę... Teraz już wszystko na nic. Oczywiście, powiem Małeckiemu, co i jak, ale Cygana
nie można już wypuścić. Szlag by to trafił. - Zamyślił się na chwilę, a potem potrząsnął
głową. Nie, nic się nie da zrobić.
- Nie martw się - rzekł Kręglewski, któremu było trochę przykro, że przyszedł z taką
wiadomością. - Ostatecznie, dowiedziałeś się i tak bardzo dużo. Dochodzenie zmienia
przecież zasadniczo kierunek. Ach, łobuz! - poderwał się nagle. - To on dlatego tak się głupio
uśmiechał, kiedy podczas przesłuchania pytałem go, czy nie wie, jak zginęła Ewa Pilsz.
- Kaziuniu - powiedział Szczęsny słodko - przecież właśnie na tym oparłem cały mój
plan. Na tym, że Cygan się uśmiechał i milczał. Cygan to sprytny chłopak, ale bardzo
prymitywny. Jego aż rozpierało od wewnątrz, że wie dużo więcej niż ty. I nie potrafił tego
ukryć.
- Tak - przyznał porucznik ponuro. - Mogłem był się tego domyśleć.
- Chyba nie - odparł Szczęsny. - Bo widzisz, ja mam jeszcze pewną koncepcję, do
której ten uśmiech Cygana bardzo pasuje, a o której ty nie wiesz. Ale powiem ci, że teraz ta
koncepcja dostaje ręce i nogi.
- Postaraj się lepiej, żeby miała głowę - rzekł chmurnie Kręglewski. - Czy już sobie
przypomniałeś, kto nosił ten wisiorek, znaleziony przy trupie Bednarskiego?
- Mniejsza o wisiorek, chociaż i on jest ważnym dowodem. Pij - dolał mu kawy i
sięgnął po marynarkę.
- Wychodzisz?
- Tak. Do komendanta Woli. Muszę go przecież uprzedzić o tej całej hecy, żeby nie
rozpoczęli poszukiwań za Szybkim. Czy prokurator nakazał ekshumację zwłok tej pseudo
Ewy Pilsz?
- Tak. Na jutro.
Pogadali jeszcze chwilę i wyszli. Minęli placyk u zbiegu Kruczej i Mokotowskiej i
szli wolno w kierunku  Grand Hotelu . Upał wciąż doskwierał. Krucza była niemal pusta.
Ludzie powyjeżdżali za miasto, siedzieli na plaży albo w parkach.
Nagle Szczęsny przystanął jak wryty. Porucznik spojrzał na niego, potem na ulicę.
Przed hotelem, nieco z boku, stał granatowy samochód marki citroen z katowickimi znakami i
numerem 8762.
- To ten? - szepnął Kręglewski, ze spojrzenia Szczęsnego domyślając się, że chodzi o
 cytrynę .
- Tak. Ja... - urwał. Z kawiarni hotelowej wyszedł niemłody, wysoki mężczyzna trochę
niedbale ubrany, przygarbiony. Na oczach miał ciemne okulary. Dojrzał dwóch cywilów,
stojących przy granatowym samochodzie i patrzących nań badawczo. Lekko uniósł brwi
jakby zdziwiony. Podszedł bliżej.
- O co chodzi, panowie? - spytał spokojnie. Szczęsny zawahał się sekundę, a potem,
wyjął z kieszeni legitymację i podsunął mu pod nos. Porucznik jakby od niechcenia wsunął
rękę do kieszeni. - Pański dowód, pan będzie uprzejmy...
- Proszę bardzo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl