[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A niby z czym miałbym przyjść?
Miała ochotę powiedzieć, że mógłby mu dokuczać wrastający paznokieć, ale powstrzymała się. Ten
człowiek jest zdenerwowany, a z SM nie ma żartów.
- Chodzi o jego ręce, pani doktor - wyjaśniła żona. - Ma w nich coraz mniejszą władzę, a przecież
prowadzi sklep. Ledwie nóż utrzyma, a tasaka to już w ogóle nie da rady!
Niestety, dobrze znana historia rozwoju stwardnienia rozsianego, pomyślała Nina. W większości
przypadków choroba pozostawała długo w uśpieniu. Potem nagle rozwijała się, jakby dla
przypomnienia, że cierpiący musi się z nią liczyć.
Badając pacjenta, stwierdziła osłabienie, zwłaszcza w ramionach. Wcześniej zauważyłą że
mężczyzna wchodząc, kulał.
- A co z nogą? Też panu dolega? - spytała.
- Ano tak - mruknął. - Ale nogami nie dzielę mięsa.
- Z karty wynika, że dwa razy do roku ma pan zgłaszać się do szpitala, a ostatnio był pan trzy
miesiące temu. Czy już wtedy uskarżał się pan na te dolegliwości?
- Nie. Zaczęły się w zeszłym tygodniu.
- Rozumiem. Niestety, będę musiała odesłać pana do szpitala, panie Benyon. Wygląda na to, że SM
znów dało znać o sobie. Zapewne przepiszą panu kortykosteroidy, ale najpierw zbadają postęp
choroby przy użyciu rezonansu magnetycznego.
- Już to robili - wtrąciła żona. Brian spojrzał na nią tępo. - Wtedy, kiedy wsadzili cię do tej rury. Nie
pamiętasz?
- Ano pamiętam. Nie podobało mi się.
- Poproszę, żeby jak najszybciej wyznaczono termin badania - rzekła Nina. - A tymczasem niech się
pan zbytnio nie martwi. Objawy SM często ustępują równie nagle, jak się pojawiły.
- Skoro pani tak mówi - rzekł z powątpiewaniem. Małżonkowie wyszli.
Kiedy wróciła wieczorem do domu, zdumiała się, że Eloise wybrała się z ojcem na zakupy. Trudno
było uwierzyć, że przy takim osłabieniu znalazła w sobie dość sił.
- Zrobiłam przedświąteczne sprawunki - oznajmiła ze zmęczonym uśmiechem, gdy Nina
wybałuszyła oczy na stos pakunków na stole.
Eloise z niepewnością patrzyła w przyszłość, a mimo to podjęła taki wysiłek, pomyślała Nina, W
takim razie ona także powinna otrząsnąć się z melancholii i zrobić to samo.
- Jutro sklepy w mieście są otwarte do pózna - powiedziała do Roba drugiego dnia rano. - Zrobię
zakupy przed piątkową przeprawą, jaka czeka Eloise.
Nie wiedziała, dlaczego mu o tym mówi. Może żywiła cichą nadzieję, że zechce jej towarzyszyć.
- Zwietnie, bardzo się cieszę - rzekł, zerkając na nią z ukosa.
- Eloise kupiła już prezenty, dlatego pewnie czuję, że nie mogę pozostać w tyle - wyjaśniła.
- Niezła z niej sztuka - rzekł z uśmiechem.
- Prawda? A ty zrobiłeś już zakupy? - spytała niewinnie.
- Właściwie tak. Dla personelu kupuję zwykle czekoladki albo wino prosto z hurtowni, a poza tym
musiałem się zatroszczyć tylko o jeden bardziej osobisty prezent, i już to zrobiłem.
Obrzuciła go zaciekawionym spojrzeniem.
- Nie masz rodziny, Rob?
- Nie. Ojciec zmarł podczas strasznej epidemii grypy, kiedy byłem mały, a matkę straciłem w
zeszłym roku. Rak.
- Och, Rob! - szepnęła tkliwie. - Nie wiedziałam.
- Niby skąd miałaś wiedzieć.
- A ty wspierałeś mnie przez cały czas, kiedy umierałam ze strachu o Eloise. Mam nadzieję, że
znalazłeś oparcie w Bettine.
- Nie. Wtedy dopiero zaczęła u nas pracować. Dawałem sobie radę, Nino. W końcu jestem lekarzem.
- Ja też, ale nie jest mi dzięki temu łatwiej.
- To prawda. Moje przeżycia pomagają mi zrozumieć, co czujesz.
- Nie mogę znieść myśli, że jesteś taki samotny - rzekła cicho. - A mimo to jesteś samowystarczalny.
Jakbyś w swoim życiu nie potrzebował nikogo.
- Wcale tak nie jest. Jestem tak samo słaby jak każdy.
- Zmyślasz. Masz silną wolę. Zbliżył się do niej o krok.
- Mam ci dowieść, że tak nie jest? A może myślisz, że to zbyt publiczne miejsce na taką
demonstrację?
Nina mogłaby powiedzieć, że choćby i pół wsi na nich patrzyło, jej to nie przeszkadza, jeżeli tylko
on jej pragnie. Ale tak zrobiłaby kiedyś, teraz zaś nauczyła się powściągliwości i nic nie
powiedziała.
- Nie muszę nic pilnie kupić, ale chyba mógłbym pojechać z tobą - zaproponował. - Nie chcę, żebyś
była sama z tym wszystkim, co masz na głowie. Możemy pojechać moim samochodem.
Kilka tygodni temu zgodziłaby się, zanim dopowiedziałby myśl do końca, ale czuła się tak, jakby od
tamtego wieczoru, gdy utknęli na diabelskim młynie, upłynęło sto lat.
Dlatego przyjęła propozycję z pozorną obojętnością. Dopiero po przyjściu do domu oddała się
marzeniom. Jednocześnie wyrzucała sobie, że nie pozwoliła, aby spotkanie w gabinecie przerodziło
się w coś więcej.
- Wybieram się z Robem po zakupy, prosto z pracy -poinformowała Eloise następnego dnia rano. -
Dasz sobie radę?
- Tak, oczywiście - zapewniła Eloise, spostrzegając wahanie Niny. - Jedz... i nie śpiesz się. Skoro
możesz spędzić trochę czasu z Robem, korzystaj z okazji.
- No jak, wykupimy całe miasto? - spytał Rob, kiedy ruszali wieczorem sprzed ośrodka. Ciemne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]