[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tem przed siedzibą pandionitów w Cimmurze.
Co ona robi? szepnął Talen do Sparhawka, gdy kulili się za balustradą
szerokiego ganku przed pałacem króla Oblera.
Usypia strażników Warguna rzekł Sparhawk. Nie było potrzeby obszer-
niej tego wyjaśniać. Nie zwrócą na nas uwagi, gdy będziemy ich mijać.
Jesteś tego pewien, dostojny panie? W głosie Talena znać było zwątpie-
nie.
Przekonałem się już kilka razy, że ona to potrafi.
Flecik wstała i podeszła do szerokich schodów prowadzących w dół, na dzie-
dziniec. Podtrzymując fujarkę jedną dłonią, drugą dała im znak, aby podążali za
nią.
Chodzmy. Sparhawk wyprostował się.
Dostojny panie, wszyscy cię zobaczą ostrzegł go Talen.
W porządku, Talenie. Nie zwrócą na nas uwagi.
Nie widzą nas?
Widzą odezwała się Sephrenia ale jedynie oczyma. Nasza obecność
nic dla nich nie znaczy.
Sparhawk, ubrany w kolczugę i płaszcz podróżny, powiódł ich na schody i po-
dążył za Flecikiem na dziedziniec.
Jeden z thalezyjskich żołnierzy trzymał straż u dołu schodów i gdy go mijali,
zerknął na nich sennie i bez zainteresowania.
Moje nerwy tego nie wytrzymają szepnął Talen.
Nie musisz szeptać, Talenie powiedziała Sephrenia.
Przecież mogą nas usłyszeć.
Słyszą nas całkiem dobrze, ale nie rejestrują naszych głosów.
Nie macie jednak nic przeciwko temu, bym był gotów do ucieczki?
To naprawdę nie jest konieczne.
Ale i tak to uczynię.
271
Uspokój się, Talenie skarciła go Sephrenia. Przysparzasz trudności
Flecikowi.
Udali się do stajni, osiodłali konie i wyprowadzili je na dziedziniec. Flecik
cały czas nie przerywała grania. Wyruszyli przez bramę, mijając obojętnych war-
towników króla Oblera i patrol króla Warguna na ulicy.
Którędy? zapytał Kurik syna.
Tą uliczką.
Daleko?
Trzeba przejść prawie przez pół miasta. Meland nie lubi być zbyt blisko
pałacu, ponieważ ulice wokół niego są patrolowane.
Meland?
Nasz gospodarz. Słuchają go wszyscy złodzieje i żebracy w Acie.
Czy można na nim polegać?
Oczywiście, że nie. To złodziej. Jednakże nie zdradzi nas. Poprosiłem go
o azyl dla złodziei. Jest zobowiązany przyjąć nas i ukryć przed każdym, kto by nas
szukał. Gdyby odmówił, musiałby odpowiadać przed Platimem przy najbliższym
posiedzeniu sądu złodziei w Chyrellos.
Tuż obok nas jest cały świat, o którym nic nie wiemy powiedział Kurik
do Sparhawka.
Zauważyłem to odparł Sparhawk.
Chłopiec poprowadził ich krętymi uliczkami Aty do dzielnicy biedoty w po-
bliżu bram miasta.
Zostańcie tu powiedział, gdy dotarli do nędznej gospody. Wszedł do
środka i wyszedł po chwili z mężczyzną o twarzy podobnej do pyszczka łasicy.
On zajmie się naszymi końmi.
Uważaj na tego srokacza, ziomku ostrzegł Sparhawk, gdy podawał wo-
dze Farana dziwnemu stajennemu. To wesołek. Faranie, zachowuj się grzecz-
nie.
Ostrożnie wyciągnął włócznię Aldreasa spod siodła. Faran zastrzygł nerwowo
uszami.
Talen wprowadził ich do gospody. Wnętrze było oświetlone dymiącymi, łojo-
wymi świecami. Stały tam długie, zniszczone stoły, otoczone koślawymi zydlami.
Za stołami siedziało kilku mężczyzn. Wyglądali na łotrów. %7ładen z nich nie zwró-
cił uwagi na Sparhawka i jego przyjaciół, chociaż wydawało się, że patrzą czujnie
dookoła. Talen podszedł do schodów w głębi.
To tam, na górze powiedział.
Poddasze było bardzo obszerne i wydało się Sparhawkowi dziwnie znajome.
Stało tu niewiele sprzętów, a pod ścianami leżały słomiane sienniki. To pomiesz-
czenie bardzo przypominało swoim wyglądem piwnicę Platima w Cimmurze.
Meland był drobnym człowieczkiem z paskudną blizną na policzku. Siedział
272
za stołem pochylony nad kawałkiem papieru, przed nim stał kałamarz. Obok le-
żała kupka kosztowności i wyglądało na to, że Meland je spisywał.
Melandzie odezwał się Talen, gdy podeszli bliżej to są ci przyjaciele,
o których ci mówiłem.
Zdawało mi się, że wspominałeś o dziesięciu. Meland miał nosowy,
nieprzyjemny dla ucha głos.
Plany uległy zmianie. To pan Sparhawk. Jest tu kimś w rodzaju dowódcy.
Meland chrząknął.
Jak długo zamierzacie tu pozostać? zapytał Sparhawka krótko.
Jeżeli uda mi się znalezć statek, to tylko do jutra rana.
Nie powinieneś mieć żadnych kłopotów ze znalezieniem statku. Me-
land mówił szorstkim tonem. W porcie stoją okręty z całej zachodniej Eosii,
thalezyjskie, arcjańskie, eleńskie, a nawet kilka z Cammorii.
Czy bramy miasta są w nocy otwarte?
Zwykle nie, ale teraz pod murami obozuje armia. %7łołnierze wciąż się krę-
cą, wchodzą do Aty i wychodzą, więc bram się nie zamyka. Meland spojrzał
krytycznie na rycerza. Jeżeli masz zamiar iść do portu, to lepiej bez kolczugi
i bez tego miecza. Talen mówił, że wolicie nie zwracać na siebie uwagi. Ludzie
zapamiętają kogoś ubranego tak jak ty. Na tamtych kołkach wisi trochę różnego
odzienia. Dobierz sobie coś.
Jak najłatwiej trafić do portu?
Wyjdz północną bramą. Zlady wozów prowadzą prosto nad wodę. Około
pół ligi za miastem skręcają w lewo od głównej drogi.
Dzięki, ziomku rzekł Sparhawk.
Meland mruknął coś i wrócił do swego spisu.
Ja i Kurik udamy się do portu poszukać statku powiedział Sparhawk do
Sephrenii. Ty lepiej zostań tu z dziećmi.
Jak sobie życzysz.
Sparhawk znalazł na jednym z kołków przypominający szmatę niebieski ka-
ftan, który zdawał się na niego pasować. Zdjął kolczugę i odpasał miecz. Przebrał
się i ponownie nałożył swój płaszcz.
Gdzie podziali się wszyscy twoi ludzie? zapytał Talen Melanda.
Jest noc odparł Meland. Pracują, a przynajmniej lepiej dla nich, aby
to robili.
No tak, o tym nie pomyślałem.
Sparhawk i Kurik zeszli na dół, do gospody.
Mam iść po konie? zapytał Kurik.
Nie. Pójdziemy piechotą. Jezdzcy zwracają na siebie uwagę.
Przeszli przez bramę i ruszyli głównym traktem, dopóki nie dotarli do wspo-
mnianej przez Melanda drogi dla wozów. Skręcili do portu.
273
Nędznie tu, prawda? zauważył Sparhawk, rozglądając się po chatach
otaczających port.
Wybrzeże zwykle tak wygląda powiedział Kurik. Zasięgnijmy języ-
ka rzekł, po czym zaczepił przechodnia, który zmierzał w kierunku morza.
Szukamy łajby, która płynie do Thalesii zagadnął. Podobnie jak w Venne, te-
raz mówił jak wilk morski. Powiedz mi, brachu, czy tu gdzieś w pobliżu jest
tawerna, w której spotykają się kapitanowie?
Spróbuj w Dzwonie i Kotwicy odparł marynarz. To kilka ulic
w tamtą stronę, tuż nad wodą.
Dzięki, brachu.
Poszli w kierunku długiej przystani, wrzynającej się w głąb ciemnych, zaśmie-
conych wód zatoki. Nagle Kurik stanął jak wryty.
Sparhawku, czy ten statek na końcu przystani nie wydaje ci się znajomy?
Te pochylone do tyłu maszty coś mi przypominają przyznał Sparhawk.
Przyjrzyjmy mu się dokładnie.
Podeszli bliżej.
Cammoryjski oznajmił Kurik.
Po czym poznajesz?
Po osprzęcie i pochyleniu masztów.
Nie sądzisz. . . Sparhawk przerwał, patrząc ze zdumieniem na nazwę
wymalowaną na burcie. Aż trudno w to uwierzyć powiedział wreszcie.
To statek kapitana Sorgiego. Co on tu robi?
Może spróbujmy odnalezć kapitana i zapytać go? Jeżeli to rzeczywiście
jest Sorgi, a nie ktoś, kto kupił od niego ten okręt, to może właśnie znalezliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]