They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kawy w dłoni.
- Już nie śpisz? To dobrze - rzekł, stawiając filiżankę na szafce obok.
Materac ugiął się pod jego ciężarem.
Czując się niezbyt pewnie w tym otoczeniu, skomentowała:
- Świetnie wyglądasz.
Ogarnął wzrokiem jej twarz, szyję i zarys ciała pod prześcieradłem.
- Ty też.
Pochylił się, rozgarnął dłonią jej włosy i pocałował w usta.
- 60 -
Boże, jak on całuje, pomyślała, zapominając o przytrzymaniu
prześcieradła, zapominając o całym bożym świecie, i przeszył ją znowu dreszcz
pożądania.
Lecz skończyło się, zanim się zaczęło. Podał jej filiżankę.
- Dzięki za kawę - rzekła.
Nie wyciągnęła po nią ręki, zamiast tego odgarnęła prześcieradło i
czekała. Nawet pies, Moose, zorientowałby się, o co tu chodzi.
- Nie chce mi się jak cholera - zaczął - ale tak się złożyło, że muszę
wyjechać.
Oczywiście. Stąd ta torba podróżna. Dlatego to podenerwowanie, choć
robił wszystko, żeby je ukryć. Nie powiedział jej: Moje drzwi zawsze stoją
przed tobą otworem.
Nabrała powietrza w płuca i zapytała:
- Dokąd jedziesz?
- Do Belgradu. Na spotkanie z moim bratem Dominikiem. I muszę się
spieszyć, jeśli chcę zdążyć na samolot.
- To lepiej już idź - powiedziała, siadając. - Zaraz się ubiorę.
Nie ruszył się z miejsca.
- Nie ma pośpiechu - oświadczył. - W zasadzie - mówił, sięgając do
kieszeni po klucze i kładąc je wraz z wizytówką obok dzbanka z kawą -
mogłabyś tu zostać.
- Słucham?
- W lodówce jest sporo jedzenia i picia. A wygląda na to, że wrócę pod
koniec tygodnia. Dlaczego więc nie miałabyś spędzić tu tych kilku dni?
Właśnie, dlaczego? To byłoby wspaniałe, pomyślała Mallory, móc
spędzić jeszcze jedną noc w prawdziwym łóżku i mieć samochód do dyspozycji
zamiast autobusu. I nie być ciągle budzoną przez nawołujących dzieci rodziców.
Wracanie z dostatniego świata, w którym zdobyła pracę, do swojej marnej
egzystencji przy Lattimer Street nie było łatwe. Niczego bardziej nie pragnęła
- 61 -
niż się stamtąd wynieść, ale znajdowała się teraz w trudniejszej sytuacji niż
wtedy, gdy się tam zatrzymywała; musiała kupić jakieś ubrania, bo to, co
wisiało w jej szafie, nie nadawało się do nowej pracy.
Nie będzie więc w najbliższej przyszłości szukać sobie innego miejsca.
Podobałoby jej się to bezpieczne, wygodne życie w ładnym otoczeniu, ale z
przerażeniem pomyślała o tym, że przecież Gabe ją opuszcza.
Czuła jeszcze jego zapach, a na ustach jego pocałunki, czuła jego
bliskość, dotyk policzka, i już za nim tęskniła.
Nie powinna, nie wolno jej było. Ta noc zacieśniła więzy między nimi, a
zarazem pogłębiła jej lęki i obudziła chęć ucieczki.
Jakby wbrew temu uczuciu zapragnęła zarzucić mu ramiona na szyję i
błagać go, by został.
Westchnęła ciężko i wykrztusiła:
- Dziękuję ci, Gabe. - Cieszyła się, że jej głos brzmiał normalnie. - Ale nie
skorzystam.
- Dlaczego?
Zmusiła się do uśmiechu.
- Szczerze? Nie chcę, żeby ludzie widzieli, że przyjeżdżam twoim
samochodem albo że mieszkam u ciebie. Lepiej będzie, jeśli nie będę zwracać
na siebie uwagi.
Czekała na zaprzeczenie, lecz ku jej zdziwieniu, choć z miną niewyraźną,
skinął potakująco głową.
- W porządku - powiedział. - Myślę, że za bardzo się przejmujesz, ale
szanuję twoją decyzję.
Uśmiechnęła się.
- Gabriel Steele to człowiek myślący racjonalnie. Mógłbyś mi to dać na
piśmie?
Oczy mu rozbłysły, ale ust uśmiech nie rozjaśnił.
- Uważaj, skarbie. Za ostro grasz.
- 62 -
- Jakżebym śmiała...
Pochylił się i ponownie dotknął ustami jej warg.
- A psem się nie przejmuj. Jest teraz na dworze, a jak wyjedziesz, Deke
wpadnie tu po niego około południa. Nie zapomnij o kluczach i mojej karcie
ubezpieczeniowej. - Gestem głowy wskazał na szafkę nocną. - Bo jakbyś
zmieniła zdanie albo coś by się stało, będziesz mogła tu wejść.
- Dobrze. Coś jeszcze?
- Tak. - Wziął torbę i rzucił: - Zobaczymy się w przyszłym tygodniu. Dbaj
o siebie pod moją nieobecność.
Poczuła ucisk w gardle, bo odkąd sięgała pamięcią, nikt się jej losem nie
przejmował. Wzruszyła się, ale postanowiła to uznać za objaw przemęczenia.
- Ty też o siebie dbaj - rzekła.
- Nie omieszkam. I wyszedł.
- Widzę, że harujesz jak zwykle.
Mallory, siedząc przy biurku w swoim gabinecie firmy Bedazzled, uniosła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl