[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mowę. Przezroczyste oczy były zimne jak lód, który zawsze hojnie
sypał do drinków. Pod powierzchownością spokojnego kowboja -
o ile sprawy idą po jego myśli - krył się inny człowiek. Po raz
pierwszy, krótko, widziała go tamtej nocy, gdy się upił, ale teraz
był trzezwy. Nie mogła opędzić się od wrażenia, że chce wyprze
dzić Charliego.
- Gdzie Charlie? - spytała.
- Na wschodzie. Czemu pytasz? Wydawało mi się, że go spła
wiłaś.
Zaniemówiła.
- Przecież mam oczy - ciągnął Luke.
Które widzą wiele więcej, niż mi się wydaje, przyznała w myśli.
- Co cię tak bawi? - zdziwił się.
- Wizja spławionego Charliego...
Uśmiechnął się.
- Taak...
Odprężyła się wyraznie.
- Chodz, zapraszam na wielkie zwiedzanie.
Fascynowało go wszystko, przede wszystkim zbrojownia, gdzie
znajdowała się kolekcja zbroi jej ojca.
- Piękne, ale ciężkie. - Pogładził gładką blachę. - Piękne i funk
cjonalne. Jak ty - dodał.
Fiona odwróciła się.
42
- Pokażą ci lochy. Wtrącamy tam jeńców pojmanych w klano
wych potyczkach.
Westchnął głośno, teatralnie.
Spojrzała podejrzliwie. Odpowiedział niewinnym wzrokiem.
W podziemiach zamku zademonstrowała ze złośliwą satysfak
cją działanie rozmaitych narzędzi tortur. Luke z zainteresowaniem
oglądał ściany grube na pół metra.
- McK, 1589 - przeczytał głośno i gwizdnął. - W tym czasie
Hiszpanie dopiero trafili do Kalifornii, a reszta Ameryki należała
do przodków Charliego!
Fiona wolała nie wspominać o Charlim, wielkie dzięki.
Na górę weszli krętymi schodami. Tym razem zaprowadziła go
na sam szczyt wieży zamkowej. Przechadzali się między flankami.
Fiona patrzyła w dół, na wody jeziora poniżej urwiska. Poczuła, że
Luke staje za niÄ….
- Fiono - zaczął głosem człowieka, który stawia wszystko na
jedną kartę. - Możesz mnie stąd zepchnąć, jeśli chcesz, ale odpo
wiedz, proszę: co zaszło między tobą a Charliem?
Cofnął się zaskoczony, gdy odwróciła się gwałtownie.
- O co wam chodzi? Nie ufacie sobie za grosz! Rywalizujecie
o coś? Jeśli tak, to oświadczam, że nie jestem smakowitym kąskiem!
- Charlie i ja znamy siÄ™ od dawna...
- To jasne, ale co z tego wynika? Znalazłam się w nieprzyjem
nym położeniu, między wami, i wcale mi się to nie podoba. Wiem,
że chodzi o kwestie osobiste i nie mam zamiaru wtykać w nie nosa,
zresztÄ… tylko u ciebie pracujÄ™ i nic mnie one nie obchodzÄ…. Nie po
doba mi się, że traktujecie mnie jak pionka w rozgrywce, której nie
rozumiem.
- Jesteś mądrą dziewczyną, Fiono. Teraz nawet mówisz tak
jak on! Popełniasz błąd uważając, że jestem do niego pod jakim
kolwiek względem podobny.
Było to ostrzeżenie, ale Fiona się zdenerwowała.
- Popełniłam błąd, przyjmując pracę u ciebie. Mam tego do
syć. Pojadę do Aberdeen, ale na tym koniec! Po powrocie do Lon
dynu znajdę ci nową asystentkę. Teraz wiem już dobrze, czego ci
trzeba.
- To niemożliwe. Jesteś niezastąpiona.
43
- Daruj sobie pochlebstwa, proszÄ™.
- Nie pochlebiam ci... Mówię prawdę.
Kłamał, ale co można na to odpowiedzieć?
- Nie chcę, żebyś odeszła, Fiono. Pracujemy razem jak dwie
połówki jednej całości. Rozumiesz mnie, uprzedzasz moje polece
nia, jesteś idealna. Nikt inny nie podoła tej pracy.
- Więc dlaczego obaj chcecie mnie wykorzystać w niepoję
tym dla mnie celu?
- Niczego nie chcÄ™. Powtarzam: nie myl mnie z Charliem.
- Doprawdy? Więc dlaczego fatygowałeś się po mnie osobi
ście? Mogłeś zostawić wiadomość. Mogłabym dołączyć do ciebie
w Aberdeen, dzisiaj wieczorem.
Po dłuższej chwili odpowiedział:
- PrzyznajÄ™, Charlie i ja mamy stare porachunki. Czy zmie
nisz zdanie, jeśli obiecam, że nie będziemy cię wplątywać w nasze
sprawy?
- Ty obiecasz, a Charlie?
- Zostaw go mnie. - Usłyszała lodowatą nutę w jego głosie,
ale nie miała zamiaru poddać się tak łatwo.
- Dlaczego nie przyjmiesz po prostu do wiadomości, że od
chodzę? - zapytała gniewnie.
- Bo nie chcÄ™.
Cudowny przykład pewności siebie, dzięki której jest tak sku
teczny w interesach.
- Dobrze, pomyślę jeszcze - skłamała. - To ci wystarczy?
- Na razie.
- Chodzmy na dół. Bardzo tu zimno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]