They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ma, co mię do tego skłoniło& otóż  samotność! tak jest, luba, nieoceniona samotność,
gdyż mię czyni swobodną. Dopiero tutaj, mając odóielny, własny kątek, mogę myśleć
i zajmować się, jak chcę i kiedy chcę; nie ścigają mnie już tutaj badawcze, chociaż życzliwe
spojrzenia. Jakże mi na teraz mało do szczęścia potrzeba& własny kątek, papier i pióro
lub ołówek, ażebym na przemian to pisać, to studia moje rysować mogła.  Lecz cóż
ja o szczęściu mówię! ja, co w nie nie wierzę!  jest to chyba wroóone człowiekowi
marzyć o szczęściu i mimowolnie mówić o niem jako o istniejącem na ziemi, chociaż
nadto jawne, że tak nie jest; bo cóż człowiek przez szczęście rozumie? ja myślę, że każ-
den rozsądny szczęściem ziemskiem nazywa to jakieś uczucie zadowolenia i spokojności,
którego tak mało luói i to krótko doznaje. Ja więc mogłabym się teraz za szczęśliwą
uważać, osiągnęłam cel upragniony, mogę pracować nad rozw3aniem mojej zdolności do
malarstwa; rozpoczęłam niby życie artystowskie, co było jedynem mojem życzeniem; 
ale czyż wraz z tem zadowoleniem osiągnęłam spokojność? O, jakże daleko od tego, kiedy
mama chora, nawet nie wieóieć, czy już wyszła z niebezpieczeństwa. Było to chyba, co
luóie nazywają przeczuciem, kiedy wracając z zagranicy, na wjezóie do Warszawy jakieś
smutne uczucie mię ogarnęło i dopiero przy powitaniach z pierwszą z drogich mi osób
we łzach się rozpłynęło. Bo w istocie, odkąd tutaj z powrotem jesteśmy, coraz to nowych
doznajemy udręczeń; kiedyż się skończą nasze nieszczęścia& kiedyż ujrzymy mamę zdro-
wą i spokojną& może to i wkrótce nastąpi  trzeba się przynajmniej łuóić tą naóieją
 a wtedy& & &
Już nie mam matki& już straciłam, co miałam najdroższego na świecie; i cóż za przy-
szłość mogę sobie obiecywać& oto smutną bez celu pielgrzymkę.
Zawód artystowski, chociażby mi się powiódł, to któż poóieli ze mną to zadowolenie
 kogóż mój los obejóie?& % Nie, nikt równie szczerze jak ta droga matka nie ucieszy się
moją radością i nie zasmuci moim smutkiem. Będę żyć tylko jej wspomnieniem, a chociaż
tak nieprzejrzana óieli nas zasłona, chcę wierzyć, że ona mię wiói, że jej duch opiekuńczy
nade mną czuwa. Przyjm3, kochana, nieoceniona matko, to wylanie moich uczuć; ty
wióisz, że jest szczere i że nie ma w dniu jednej chwili, ażebym w myśli nie błogosławiła
twojej pamięci. Pókiś żyła, byłaś dla mnie matką, przyjaciółką, wszystkim, co na ziemi
najdroższego mieć można; teraz jesteś moją Zwiętą  Bogiem moim; chcę tak żyć przez
twoje wspomnienie, ażeby życie moje óiękczynną do Ciebie stanowiło modlitwę.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . .
Jakąż to dla mnie pociechą, żem rysy kochanej mamy na płótno przeniosła i to jeszcze
wtedy, gdy życiem i zdrowiem jaśniały. Ten jej portret jest i bęóie zawsze prawóiwym
dla mnie skarbem; nieraz, gdy przeciwności mojemu zawodowi właściwe przedsięwzięcie
moje osłabiać poczną, dosyć mi bęóie spojrzeć na tę twarz pełną łagodnej powagi, ażeby
z podwojonym zapałem wrócić do pracy. Teraz zacznę od wykończenia tego nieocenionego
portretu i pewna jestem, że to bęóie szczęśliwy początek do moich dalszych robót.
Dopiero trzy tygodnie upłynęło od śmierci kochanej mamy  jakże mi się ten czas
długim wydaje!
Są chwile, że mi życie moje ciężarem; co by luóie starsi powieóieli, gdyby usłyszeli
mię tak mówiącą? Nazwaliby to przesadą, a przynajmniej egzaltacją; bo w istocie, wszak
każden przez taką przechoói kolej; nie ja pierwsza i nie ostatnia tracę matkę  ale takich
matek niewiele.
Lecz nie będę się dłużej zatrzymywać przy roztrząsaniu uczuć moich; do niczego mię
to na teraz nie doprowaói, ani pamięci drogiej matki tym nie uświęcę. Czynem to, nie
słowami potrafię zawóięczyć jej to, co dla mnie uczyniła i wycierpiała. Chcę pracować,
chcę, o ile mi sił starczy, daleko doprowaóić wroóoną mi zdolność; ale niedostatecz-
ne tutaj dla mnie pole, pójdę go szukać góie inóiej; tam żyć będę dla pracy, którą
poświęcam jako hołd wóięczności niezrównanej matce.
Te ostatnie trzy lata, nieszczęść i wszelkich udręczeń pełne, nauczyły mię wątpić
o wszystkim; zrobiły one zupełne przeobrażenie w moim umyśle. Miewałam ja wpraw-
- Brązownicy 95
óie i dawniej chwile wątpliwości, ale były to tylko rzadkie błyskawice, zapowiadające
baróo jeszcze oddaloną burzę. Zmierć wujów najprzód sprowaóiła mi myśli, jakie lu-
óie chrześc3ańscy nazwaliby bezbożnymi. Pytałam siebie samej, dlaczego biedny wuj
Benedykt w męczeńskich umierał cierpieniach, kiedy życie tak przykładne, prawie cno-
tliwe prowaóił? Albo dlaczego wuj Jan zakończył życie wtedy, kiedy nie dla własnego
szczęścia, ale dla dobra innych żyć był powinien?
Te myśli to pierwsze moje kroki na droóe zwątpienia; tutaj, jak i we wszystkim,
najtrudniejszy początek; na tejże droóe postępując, zaszłam tak daleko, że teraz już się
cofnąć nie mogę; znajduję się więc jakby na rozstajnych drogach i chyba naówyczajny
jaki wypadek wskaże mi, którą z tych dróg obrać mam.
Ale otóż znów rozumuję; znów nad sobą samą robię spostrzeżenia. Jakże człowiek
tym swoim ja zajmować się lubi! U mnie óieje się to mimowolnie; muszę do innych
przedmiotów, na przykład do obcych zwrócić moją uwagę; bęóie to na teraz korzyst-
niej dla mnie, a czasem pewnie i rozerwie, kiedy przeciwnie, uwagi nad sobą zawsze
smutek mi sprawiają. Nasamprzód staje mi na myśli, jak sprzeczne wrażenia wywierają
jednakie nieszczęścia na umysłach luói; z jednych robią niedowiarków, a innych napro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl