They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i zaklął.
Ona usiadła i wyrównując oddech, spytała:
- Co się stało?
Chase też usiadł i potarł ręką oczy.
- Powiedz mi, że to nie szkodzi, że prezerwatywa pękła.
- Ja... - sięgnęła po bluzkę. - Żartujesz, tak?
- Chciałbym. W którym dniu cyklu jesteś?
Wsunęła ręce w rękawy i zaczęła myśleć. To niemożliwe.
Niczego jej doświadczenie nie nauczyło?
- Jestem cztery dni spóźniona.
- O Boże.
Uznała, że rzeczywiście czas panikować i sięgając po ubra­
nie użyła jego słów:
- Dokładnie tak samo uważam.
Chase spacerował po korytarzu tuż przed łazienką.
- Ile czasu już minęło?
- Czas nie mija szybciej, im częściej pytasz. - Spojrzała na
niego z pretensją.
Odwzajemnił spojrzenie i pomaszerował korytarzem. Ka­
te objęła się ramionami, ale nie miała odwagi wpatrywać się
w test ciążowy, leżący na szafce. Poszła w przeciwnym kie­
runku niż Chase.
Nie mogła znieść tej powtórki z przeszłości. Oszukiwa­
ła samą siebie, bo nie była wystarczająco silna. Dotąd nie
powiedziała mu, co wydarzyło się tamtej nocy, gdy opuścił
miasteczko.
276
Miłość i czary
Poczucie winy, panika, histeria... wszystko razem dopro­
wadzało Kate do skraju wytrzymałości.
- Mogłeś chociaż iść i sam kupić nowe opakowanie - rzu­
ciła z wściekłością - a nie polegać na mnie tylko dlatego, że
było pięćdziesiąt sztuk.
Chase odwrócił się i podszedł do niej.
- Sugerujesz, że dwudziestoletnie kondomy mogły nie być
skuteczne? Bardzo ciekawe!
- I to wszystko moja wina, tak?
- Do diabła, Kate - powiedział z grymasem. - Może to
spóźnienie z powodu stresu albo coś takiego? To, że jedna
sztuka w opakowaniu była zepsuta, nie znaczy, że wszystkie.
- Tak, pobożne życzenia bardzo pomagają w kryzysowej
sytuacji. Wszystko od razu staje się...
- Ile czasu minęło? - przerwał.
Spojrzała na wiszący zegar.
- Trzy minuty. Chyba już.
Ale nie mogła się ruszyć. Chase zawahał się, wszedł do ła­
zienki i wziął pałeczkę do ręki.
- Spojrzymy razem, dobrze?
Serce podeszło jej do gardła.
- Dobra. Liczę do trzech. Raz... dwa...
277
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Pobierzemy się.
Kate dźgnęła go palcem w pierś, po czym zacisnęła dłonie.
- Nie bądź śmieszny.
- Dlaczego? Kiedy ludzie mają z sobą dziecko, to się po­
bierają.
Od chwili, kiedy oboje zobaczyli dodatni wynik, umysł
Kate pędził jak oszalały. Serce też. Skrzyżowała ręce na pier­
siach z grymasem.
- Ale nie my. Powiedziałeś, że nasz układ jest tymczasowy.
Dlaczego miałbyś się ze mną żenić?
Podszedł do niej, po czym zawahał się, jakby zmienił za­
miar.
- Myślałem, że moje uczucia są widoczne po ostatnich kil­
ku tygodniach.
Niezupełnie, pomyślała z żalem. Były momenty, kiedy jej
się wydawało, że naprawdę mu na niej zależy, a po chwili
wszystko zmieniało się w zmysłowe szaleństwo, w którym
trudno było dopatrzyć się innych uczuć. Wiedziała, jak bar­
dzo jej pragnął, tak samo jak ona jego, ale na czym jeszcze
można było coś budować? Tylko na braku zaufania.
279
To był prawdziwy powód, dla którego nie powiedziała
mu jeszcze prawdy na temat przeszłości. Była szczęśliwa, że
pragnął jej ciała i nie chciała stracić chociaż tego. Było to sa­
molubne, ale tak było.
- Dobrze - zgodziła się. - Był to wspaniały seks, więcej
niż wspaniały. Ale to nie jest wystarczający powód, żeby się
pobierać.
- Tylko seks? - Chase podszedł do niej i położył ręce na
jej ramionach, żeby się nie cofnęła. - Myślisz, że to...
Nie skończył myśli i wpatrywał się w jej twarz, żeby coś
z niej wyczytać. Kate starała się do tego nie dopuścić, bo gdy­
by wszystko wiedział, stałaby się bezbronna. Wyrwała się.
- Posłuchaj, Chase, spójrzmy na to racjonalnie. Prowa­
dzisz interesy, które wymagają twoich wyjazdów w odległe
miejsca. Niedługo nie będzie młyna i nie będziesz miał żad­
nego powodu, żeby sterczeć tutaj, w Bayou City. Ja z kolei
nie mam żadnego powodu, żeby wyjeżdżać - ciągnęła. - Tu
jest mój dom i tu mogę wychowywać moje dziecko z pomo­
cą przyjaciół.
- Więc masz zamiar urodzić to dziecko?
- Co? - Pytanie było tak szokujące, że aż ją zatkało. -
Oczywiście, że tak.
- I masz zamiar być samotną matką w mieście, w którym
nie ma żadnego przemysłu i żadnych możliwości zarabia­
nia na życie?
- Znajdę jakiś sposób na to, żeby utrzymać dziecko i sie­
bie. Zobacz, jak Shelby sobie radzi.
- Z twoją pomocą. Ale Maddie nie jest moim dzieckiem. -
Miłość i czary
280
Linda Conrad
Znów podszedł blisko. - Shelby nie miała wyboru, a ja mam.
Moje dziecko nie będzie się chowało, nie znając ojca.
Za blisko, pomyślała. Kiedy jest tak blisko, nie mogę my­
śleć. Odwróciła się i podeszła do schodów.
- Staram się być rozsądna, Chase. Jeśli chcesz uczestniczyć
w życiu swojego dziecka, pomagać nam finansowo, nie bę­
dę ci przeszkadzała. - Zaczęła schodzić ze schodów, mówiąc
przez ramię: - Nie ma powodu, żebyś wiązał się z kobietą, do
której nie masz zaufania i której nigdy nie pokochasz.
Złapał ją na podeście i przyciągnął.
- Przestań, Kate. Znów uciekasz. Dlaczego?
Kate opanowała się. Skończyło się uciekanie.
- Dobrze, Chase. - Wzięła go za rękę. - Chodź ze mną do
kuchni. Muszę ci coś powiedzieć.
Chase miał mieszane uczucia na temat tego, co Kate mia­
łaby mu powiedzieć. Przez dziesięć nieszczęśliwych lat za­
stanawiał się nad tamtą nocą. Wynajdywał wszelkie możli­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl