[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się za siebie. Przez okno obserwowała, jak wsiada do samochodu i
odje\d\a. Patrzyła za nim do chwili, a\ zniknął w oddali.
Została sama. Czując, \e uczucie dojmującej pustki przemieszanej
z lękiem przed samotnością przytłacza ją coraz bardziej, wyszła z
domku i udała się nad brzeg jeziora.
Oparła się o rozło\yste drzewo i wpatrywała się w taflę wody,
migoczącą wszystkimi kolorami tęczy w popołudniowym słońcu.
Jednak ten wspaniały widok nie przywrócił jej spokoju ducha. Zanim
Matt wywiózł ją z domu, wydawało jej się, \e wreszcie uło\yła sobie
\ycie. Teraz jednak nie była ju\ tego taka pewna. To tylko dwa
tygodnie, powtarzała sobie uparcie. Musi sobie poradzić...
Wiedziała jednak doskonale, \e w chwili gdy nad jej domem
pojawił się helikopter, coś w niej pękło. W przeszłości wiele razy była
raniona i poni\ana, ale w końcu nauczyła się, jak się przed tym bronić.
Kiedy jednak Roy Logan stał się zagro\eniem dla \ycia jej dziecka,
kompletnie straciła głowę. Po raz pierwszy w \yciu potrzebowała
pomocy. Tymczasem poczucie zale\ności, zwłaszcza od Malta
Forestera, napawało ją parali\ującym strachem.
PRZEZ PIERWSZE DNI po wyjezdzie Matta nie poddawała się
przygnębieniu. Zawsze pragnęła więcej czasu poświęcać malowaniu,
więc teraz całe dnie spędzała przy sztalugach albo nad jeziorem, gdzie
wyszukiwała kamyczki o interesujących kształtach i rzadkie
wodorosty, które łączyła pózniej na płótnie w niezwykłe kola\e.
Efekty tej pracy bardzo ją cieszyły i z niecierpliwością
oczekiwała chwili, kiedy będzie mogła pokazać je Mattowi. Z drugiej
jednak strony obawiała się, \e mo\e uznać te obrazy za stratę czasu.
Kiedy zaczął zbli\ać się termin jego powrotu, przyłapała się na
tym, \e coraz częściej stoi w oknie i godzinami wpatruje się w drogę.
Albo nadsłuchuje, czy z wyło\onej \wirem ście\ki nie dochodzą
odgłosy kroków.
Dwudziestego lipca kupiła w sklepie pana Lingranda du\y
kawałek świe\ej wołowiny, a po powrocie do domu posypała go
przyprawami i wło\yła do piekarnika, do którego pózniej
powędrowały tak\e ziemniaki.
Tymczasem minęła dziewiąta wieczorem, a Matta ciągle jeszcze
nie było, więc zrezygnowana owinęła ostygłe jedzenie folią i
schowała je do lodówki.
Jeszcze nic straconego, spóznia się dopiero kilka godzin,
pocieszała się, stojąc na werandzie i wpatrując się w jezioro otulone
srebrzystą poświatą księ\yca.
Matt jednak nie pojawił się ani nazajutrz, ani kolejnego dnia.
Wtedy to właśnie odwiedził Amandę właściciel domku z pytaniem,
czy zamierza zostać tu dłu\ej, ni\ planowała. Nie mając innego
wyjścia, sięgnęła do portmonetki i wysupłała z niej trzysta dolarów,
które wręczyła gospodarzowi.
Tej nocy długo przewracała się z boku na bok, ale sen nie
nadchodził. Pogrą\ona w rozmyślaniach, próbowała skontaktować się
z Mattem telepatycznie, w jakiś cudowny sposób dać mu znać, \e
martwi się o niego. Następnego dnia wcześnie rano pobiegła do
sklepu, gdzie znajdował się płatny aparat telefoniczny, pod który miał
dzwonić Matt. Niestety okazało się, \e nikt nawet nie próbował
skontaktować się z panią Matthews.
Da mu jeszcze jeden dzień, postanowiła i dalej czekała wytrwale.
Po czterech dniach straciła ju\ wszelką nadzieję i zaczęła powa\nie
zastanawiać się, czy nie zadzwonić do Randolph Security. Na kartce
wypisała wszelkie za i przeciw. Dopiero wspomnienie głosu Hunera
Kelleya, nawołującego Matta, by się poddał, utwierdziło ją w
przekonaniu, \e nie powinna tego robić.
Nadeszła kolejna bezsenna noc. Le\ała w łó\ku na wznak, czując
w swoim łonie łagodne ruchy dziecka. Teraz dopiero uzmysłowiła
sobie, \e oprócz tego maleństwa nie ma ju\ zupełnie nic, \e w
brutalny sposób została odarta z poczucia bezpieczeństwa i sama nie
da sobie rady. Rano podniosła się z łó\ka, przemyła twarz zimną wodą
i udała się prosto do budki telefonicznej. Czując, \e musi
porozmawiać z kimś, komu ufa, zadzwoniła na ranczo.
Ed podniósł słuchawkę ju\ po pierwszym dzwonku. Odkąd
znikła, całymi dniami przesiadywał przy telefonie, z nadzieją, \e
wreszcie się odezwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]