[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w szpitalu... zamilkła. Zawahała się i dodała: Kiedy myśleliście, że śpię.
Patrzył na nią zaskoczony. A potem bezradnie opuścił ręce. Zrobił krok w tył i usiadł na
taborecie. Przestał się jej przyglądać i patrzył gdzieś daleko, gdzieś jak pomyślała Kańska
poza siebie. Od czasu do czasu samymi kącikami ust uśmiechał się, czasami marszczył brwi albo
potrząsał głową. Kańska milczała. Po kilku minutach spojrzał na nią.
Oczyska powiedział wolno. Nazywałem ją Oczy- ska .
W pokoju rozległ się dzwonek telefonu. Czacki podniósł się i wyszedł. Kańska słyszała
tylko strzępki słów. Kiedy wrócił do kuchni, był już w płaszczu. Dzwoniła Natolska. Prosiła o
spotkanie.
Przełóż ryby do tego naczynia poprosił, wskazując miskę żaroodporną i wstaw
do piekarnika. Za jakieś dziesięć minut. I piecz jakieś dwadzieścia pięć minut. Powinno
wystarczyć. To pstrągi. Są delikatne. A potem zacznijcie jeść beze mnie. Nie wiem, kiedy wrócę.
Skinął jej głową i wyszedł. Spoglądała za nim bez ruchu, aż usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Do kuchni wszedł Major, niosąc dwa kieliszki i butelkę calvadosu.
Czekała na placu na Rozdrożu. Oparta o barierkę nad Trasą Aazienkowską, przyglądała
się przejeżdżającym w dole samochodom. Było już pózno, ale ruch był jeszcze spory.
Zastanawiała się, dokąd ci wszyscy ludzie jadą. Albo skąd. W każdym z tych samochodów,
myślała, jest jakiś człowiek,'jakieś życie, spokojne i ułożone albo niespokojne, skopane, albo
szczęśliwe, albo przetrącone, albo pełne nadziei. Może niektórzy z nich się uśmiechają?
Ciekawe, ilu? Ciekawe, ilu jest zmarzniętych i wściekłych, a ilu cieszy się, że jedzie tam, dokąd
jedzie?
Od czasu do czasu ktoś próbował ją zaczepić, ale nawet się nie odwracała. Niecierpliwie
zerkała w kierunku Alei Ujazdowskich, ale nie widziała Czackiego. Pomyślała, że rozpoznałaby
jego krok, charakterystycznie rozkołysany, i lekko przygarbioną sylwetkę. Pewnie, myślała,
będzie palił papierosa i pewnie będzie w płaszczu, a z kieszeni będzie wystawała jakaś stara
zrolowana gazeta. Uśmiechnęła się na tę myśl, uśmiechnęła się na myśl o spokoju, który widziała
w jego oczach. O spokoju rezygnacji. To spokój smutku, który jest udomowiony pomyślała
zaprzyjazniony, możliwy dopiero po wielu latach.
Nie zauważyła, kiedy podszedł. Ktoś dotknął jej ramienia i kiedy się odwróciła,
zobaczyła, że już jest. Palił papierosa. Skinął głową i rozejrzał się, a potem spojrzał na nią
pytająco. Wskazała ręką gdzieś w kierunku Agrykoli i wzruszyła lekko ramionami. Zrobiła w
tamtą stronę kilka kroków i zatrzymała się, czekając na niego. Podszedł i poszli razem. Nic nie
mówili. Czacki czekał. Nie chciał się odzywać pierwszy, nie on przecież nalegał na spotkanie. To
jej sprawa, myślał spokojnie, dopalając papierosa.
Szła wyprostowana, z głową podniesioną, obcasy stukały o płyty chodnika, przez ramię
miała przewieszoną torebkę w kolorze płaszcza. A może to nie płaszcz, pomyślał, może płaszcz
powinien się kończyć poniżej kolan, a ten kończy się w połowie ud. Nie znał się na tym. Poza
tym była w spódnicy i widząc ją z daleka, zanim podszedł, myślał, że mimo dojrzałego wieku jest
niezwykle zgrabna. Zgrabniejsza od wielu młodych dziewczyn, które mijali, rozchichotanych,
pstrokatych, obejmujących chłopaków i obejmowanych przez chłopaków. Nie odwracała się za
nimi, ale widział, że odprowadza wzrokiem te, które ich wyprzedzały. Te, których wiek mógł być
wiekiem Emilii, myślał, ale w dalszym ciągu się nie odzywał.
Doszli już prawie do bramy Aazienek naprzeciw pomnika Chopina, gdy Natolska stanęła i
spojrzała na Czackiego. On również się zatrzymał i popatrzył na nią wyczekująco. Widział, że
chciałaby coś powiedzieć, i że chyba nie do końca wie, co.
Nie musimy rozmawiać powiedział cicho.
Kiwnęła głową. Podeszła do ławki i usiadła. Usiadł obok
i wyjął papierosa. Bawił się nim przez chwilę, ale nie zapalił. Oddał go jakiejś
dziewczynie, która podeszła i poprosiła o poczęstowanie, a potem wróciła do czekającego
chłopaka. Oboje odeszli i kiedy byli już kilka kroków od nich, chłopak obejrzał się, coś
powiedział do dziewczyny i ona też się odwróciła, a potem szarpnęła go za ramię, okręcając go
prawie w miejscu, i pociągnęła szybko za sobą.
Myślę odezwał się że on skomentował pani figurę, a jej się to nie spodobało
spojrzał na Natolską z uśmiechem. To znaczy, że to była dobra ocena.
Z roztargnieniem spojrzała w stronę odchodzącej pary, ale nie zareagowała. Przypuszczał,
że nie usłyszała nawet, co mówił, że nie zauważyła ani dziewczyny, ani spojrzenia chłopaka.
Popatrzył na nią i pomyślał, że nawet ze zmarszczonymi brwiami i zmęczoną twarzą w dalszym
ciągu wygląda dobrze. Oparł się wygodnie i czekał. Przyglądał się drzewom za ogrodzeniem.
Pomału traciły liście. Jeszcze pełne były gęstej zieleni, chociaż teraz, po zmroku, wyglądały jak
otulone czernią. Zapalił papierosa. Z daleka odezwał się paw swoim przeciągłym, chropawym,
zawodzącym głosem. Uśmiechnął się. Pomyślał, że ten dzwięk nie licuje z wyglądem pawia, z
jego dumą, że ten skrzek przystoi raczej zwykłym kurczakom. Zaraz potem odezwały się inne
pawie i po chwili rozgadały się obudzone wrony. Przez moment to wszystko tworzyło niezły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]