[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i oswoić. wielu ludzi na swoją rękę robi innym fetasze, to jest
obłapiankę-obmacywankę, są to mianowicie fetaszyści-samot-
nicy, którzy działają w pojedynkę, poza ogólnym planem zor-
ganizowanej fetaszy. Idziemy ulicą i nagle zatrzymuje nas ja-
kiś nieznany człowiek i rozciąga ręce. nie ma rady - musimy
też rozciągnąć ręce - to znaczy przyjąć pozycję do rewizji.
Wtedy on nas obmaca, obskubie, obściska, a potem skinie gło-
wą, że jesteśmy wolni. Widać przez chwilę podejrzewał w nas
wroga, a teraz wyzbył się podejrzenia i mamy spokój. Może-
my iść dalej, zapominając o tym banalnym zajściu. W moim
hotelu jeden z wartowników bardzo lubił mnie rewidować.
Czasem spiesząc się wbiegałem szybko do hallu i gnałem na
piętro do pokoju, wtedy on pędzyy za mną i nim zdążyłem prze-
kręcić klucz w drzwiach, wciskał się do środka i tam robił mi
fetaszę. Miałem sny fetaszowe. Obłaziło mnie mrowie rąk
ciemnych, brudnych, łapczywych, pełzających, tańczących,
gmerających, które gniotły, skubały, łaskotały, za gardło chwy-
taAy, aż budziłem się mokry od potu i nie mogłem zasnąć do
rana.
Ale mimo tych przeciwności, nadal chodziłem do do-
mów, które otwierał mi Teferra, i słuchałem głosów o cesarzu
dobiegających już jakby z innego świata.
A.M-M.:
Jako lokaj trzech drzwi byłem najważniejszym z lo-
kajów przydzielonych do Sali Audiencji. Sala ta miała trzy
pary drzwi, więc było trzech lokajów otwierająco-zamykają-
cych, ale ja miałem pozycję pierwszą, gdyż przez moje drzwi
przechodził cesarz. Kiedy najosobliwszy pan opuszczał Salę,
otwierałem drzwi. Moja umiejętność polegała na tym, żeby
otworzyć drzwi w odpowiedniej chwili, żeby utrafić w moment.
Gdybym otworzył drzwi za wcześnie, mogłoby to wywołać ka-
rygodne wrażenie, że wypraszam cesarza z Sali. Gdybym zno-
wu otworzył zbyt pózno, najosobliwszy pan musiałby zwolnić
kroku, a może nawet zatrzymać się, co byłoby ujmą dla god-
ności pańskiej, która wymaga, aby poruszanie się pierwszej
osoby było bezkolizyjne i nie napotykało na żadną przeszko-
dę.
G.S-D.:
Czas między dziewiątą a dziesiątą rano pan nasz spę-
dzał w Sali Audiencji rozdzielając nominacje i dlatego pora ta
nazywała się godziną nominacji. Cesarz wchodził do Sali, w
której oczekiwał go już ustawiony i pokornie kłaniający się
szereg dygnitarzy wyznaczonych do nominacji. Pan nasz za-
siadał na tronie i kiedy już usiadł, podsuwałem mu poduszkę
pod nogi. Ta czynność musiała być wykonana błyskawicznie,
aby nie powstał moment, w którym nogi dostojnego monar-
chy zawisłyby w powietrzu. Wszyscy wiemy, że pan nasz był
niskiej postury, a jednocześnie sprawowane stanowisko wy-
magało, aby zachował wobec podwładnych wyższość również
w sensie ściśle fizycznym, i dlatego trony pańskie miały wy-
sokie nogi i wysoko zawieszone siedzenia, zwłaszcza te, które
zostały w spadku po cesarzu Meneliku będącym mężczyzną
nadzwyczajnego wzrostu. Powstawała więc sprzeczność mię-
dzy konieczną wysokością tronu a figurą czcigodnego pana,
sprzeczność najbardziej drażliwa i kłopotliwa właśnie w oko-
licy nóg, gdyż nie można było pomyśleć, aby zachowała od-
powiednią dostojność osoba, której nogi dyndają w powietrzu
jak małemu dziecku! Właśnie poduszka rozwiązywała ten de-
likatny, a jakże ważny problem. Byłem poduszkowym prze-
zacnego pana przez dwadzieścia sześć lat. Towarzyszyłem ce-
sarzowi w podróżach po świecie i właściwie - powiem to z
dumą - pan nasz nie mógł się nigdzie ruszyć beze mnie, gdyż
jego godność wymagała, aby stale zasiadał na tronie, a na tro-
nie nie mógł zasiadać bez poduszki, a poduszkowym byłem ja.
Miałem opanowany w tym względzie specjalny protokół, a na-
wet posiadałem niesłychanie pożyteczną wiedzę na temat wy-
sokości poszczególnych egzemplarzy tronu, która pozwala, mi
szybko i trafnie dobierać poduszki odpowiedniego rozmiaru, tak
aby nie doszło do gorszącego niedopasowania: między podusz-
ką a butami cesarza jest jednak szpara! W moim magazynie
miałem pięćdziesiąt dwie poduszki różnego formatu, grubości,
materyy i koloru. Sam doglądałem warunków, w jakich były
przechowywane, aby nie zalęgły się tam pchły - uciążliwa
plaga naszego kraju - gdyż konsekwencje takiego niedbalstwa
mogłyby skończyć się przykrym skandalem.
T.L.:
My dear brother, godzina nominacji wprawiała w
drżenie cały pałac! Dla jednych było to drżenie radości i głę-
boko zmysłowej rozkoszy, dla drugich, cóż, drżenie strachu
i katastrofy, albowiem w owej godzinie czcigodny pan nie tyl-
ko nagradzał, obdzielał i nominował, ale także karcił, usuwał
i degradował. yle mówię! W rzeczywistości nie było podziału
na uradowanych i wystraszonych; radość i strach jednocześnie
wypełniały serca każdego wezwanego do Sali Audiencji; po-
nieważ nie wiedział on, co go mianowicie czeka. Na tym pole-
gała najgłębsza mądrość naszego pana, że nikt nie znał swoje-
go dnia, swojego przeznaczenia. Ta niepewność i niejasność in-
tencji monarchy sprawiały, że pałac bez przerwy plotkował
i gubił się w domysłach. Pałac dzielił się na frakcje i koterie,
które toczyły ze sobą nieubłagane wojny osłabiając i niszcząc
się nawzajem. I o to właśnie naszemu dostojnemu panu chodzi-
ło. O tę zapewniającą mu święty spokój równowagę. Jeżeli ja-
kaś koteria brała górę, pan wkrótce obdarzał łaską koterię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]