[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wersji tej historii nie wyrastasz na wolnego człowieka.
Padnel wbijał w niego wzrok przez kilka długich sekund, po czym przemówił:
- Odłóż miotacz.
Han cofnął broń, okręcił na palcu i wsunął do kabury.
- Zabijesz mnie teraz?
- Powinienem to zrobić. - Padnel odwrócił się jednak i ruszył w kierunku wyjścia z namiotu.
Z jego sztywnej postawy emanowała wściekłość. Kiedy Nialle i jego strażnicy chcieli ruszyć za
nim, zatrzymał ich machnięciem ręki i odszedł sam.
Reni odetchnęła głęboko i spojrzała na Hana. Miała minę gracza w sabaka, któremu blefem
odebrano bank.
Han podszedł do Leii i stanął obok niej. Wydawała się spokojna, ale Han widywał już tę jej
zrównoważoną, czujną minę wiele razy. Oznaczała, że tylko ułamki sekundy dzielą ją od
wyciągnięcia miecza i użycia go.
Uśmiechnął się do niej.
- Zjemy coś?
Wyszli razem na słońce.
Leia spojrzała na niego w zadumie.
- Jeśli dobrze zrozumiałam to, co się wydarzyło, to właśnie wymanewrowałeś Padnela.
Skłoniłeś go, aby sprzeciwił się ludziom, którzy prawdopodobnie manipulowali nim przez cały
czas. A w tym celu musi potępić zniszczenie Zrodzonego w Ogniu . Sprytnie go przekonałeś, że
tylko w ten sposób może udowodnić swoją niezależność.
Han skinął głową.
- Mniej więcej o to mi chodziło.
- Ale w jaki sposób to zadziałało?
- Nie znam mężczyzny powyżej pewnego wieku, albo poniżej pewnego ilorazu inteligencji,
który zniósłby, że ktoś nazywa go małym chłopcem trzymającym się mamusinej spódnicy. Sam się
na to dałem nabrać wiele razy. Luke mi to robił, ty mi to robiłaś... więc wiedziałem, że mogę to
zrobić Padnelowi. W końcu naprawdę ma rozum pchły piaskowej.
- Przyłącz się do mnie, Han, i będziemy mogli wspólnie rządzić galaktyką.
Otrząsnął się.
- A może zamiast tego zjemy lunch z Allaną?
- Chętnie.
ROZDZIAA 39
Baza Herkan, obrona kosmiczna NovaGun Golan III, ponad Nam Chorios
Na stacji nowa zmiana artylerzystów wyszła z wahadłowca przez śluzę. O kilka metrów od
pierwszego pomieszczenia znajdowało się stanowisko ochrony, właściwie małe biurko blokujące
pół korytarza. Siedział za nim znudzony kapral Armii Sojuszu, machający skanerem nad
identyfikatorami i kartami przydziału, przedstawianymi przez każdego członka załogi.
Jedna ze zmienników, młoda, szczupła kobieta o rudawych włosach, upchniętych pod
czapką wojskową, przyklękła, aby poprawić zapięcie przy prawym bucie. Zanim wstała, pozostali
członkowie załogi minęli biurko.
Podeszła do kaprala, ale nie wręczyła mu żadnych kart do skanowania.
Spojrzał na nią i ustalił rangę.
- Gdzie wasz przydział, szeregowa?
Machnęła wdzięcznie ręką, jakby chciała powiedzieć, że nie wie. Kiedy przemówiła, jej głos
okazał się niski i ciepły.
- Nie musisz skanować mojego przydziału.
- Nie muszę skanować twojego przydziału.
- Jestem tutaj ze specjalnym zleceniem, jeśli mnie zatrzymasz, generał będzie zły.
- Generał będzie zły.
- Właściwie lepiej będzie, jeśli zapomnisz, że mnie widziałeś.
Skinął głową, patrząc na nią pustym wzrokiem.
- Będzie lepiej.
Jysella minęła go i odetchnęła z ulgą. Czekanie przez wiele dni na stacji Koval, zbieranie
informacji na temat systemu pracy zmianowej platformy artyleryjskiej i miejscowych zabezpieczeń
wreszcie przyniosły owoce. Teraz była na platformie i na razie nie została wykryta.
Przy odrobinie szczęścia i zręczności uda jej się wypełnić swoją misję i wygrać w każdym
starciu, które mogłoby zagrozić prawdziwemu Zakonowi Jedi.
Kryształowa Dolina
Luke leżał na brzuchu na wydmie z krystalicznego piasku, dochodzącej do obrzeży miasta
Kryształowa Dolina, i obserwował ją przez makrolornetkę. Fioletowe promienie słońca nie
przynosiły ulgi, piasek sprawnie i szybko wysysał ciepło z jego ciała pomimo izolujących warstw
odzieży.
Opuścił makrolornetkę.
- Standardowy budynek stacji pomp mniej więcej w jednej trzeciej odległości. Większość
wejść na niższym poziomie. Wyjścia awaryjne powinny znajdować się poza budynkiem, ale nie
mogę ich zlokalizować.
Po lewej stronie Luke a, również na brzuchu, leżał Ben, a za nim Kandra, studiująca pilnie
datapad.
- Nie mogę wejść do systemu komunalnego - powiedziała. - Fale komunikacyjne mają
zakłócenia. To sprawa blokady informacji, o której ci mówiłam.
Gamorreanin leżący po jej lewej stronie chrząknął kilkakrotnie.
Spojrzała na niego.
- Nie, nie powinniśmy wyjeżdżać - zaprotestowała. - Chcę mieć nagraną tę Abeloth.
Luke pokręcił głową.
- To może być ostatnie nagranie, jakie zrobisz w życiu. Powinnaś wrócić do Hweg Shul,
opracować materiał i przygotować go do wysłania, kiedy dam ci znak... albo kiedy usłyszysz o
mnie złe wieści.
- Ale przecież nie wiemy, czy ona jest właśnie tutaj. Jeśli wyjedziemy z Beurthem, może ci
się nie udać zawiadomić nas, dokąd jedziesz potem.
Luke przyjrzał się miasteczku.
- Ja wiem, że ona tu jest.
Kandra spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Skąd wiesz? Moc ci powiedziała?
- Nie całkiem. Tsile nie rozumieją pojęcia kierunku w taki sam sposób, jak my, nie
rozumieją współrzędnych na mapie, ale mają wyczucie bliskości. Kiedy dzisiaj przed świtem
połączyłem się z nimi, te najbliższe były niespokojne, jeśli to dobre określenie. Prawie smutne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]