They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepadły w tajemnych przejściach magicznego miasta.
Chłopiec był teraz sam, z płaszczem i maską hrabiego Cenere w rękach.
Kucał przed gondolą Petera Dedalusa zbudowaną w osiemnastowiecznej Wenecji, poza czasem.
Podniósł się, wsiadł do tej dziwnej łodzi i popedało-wał wolno, pozwalając, by gondola go
prowadziła.
Doskonały mechanizm, skonstruowany przez zegarmistrza z Kilmore Cove ponad trzy wieki
wcześniej, działał gładko, jakby dopiero co został naoliwiony. Aódz przypominała rower wodny.
Tommaso płynął wzdłuż domów dzielnicy Castello, całkiem jakby we śnie. Podczas gdy mijały
szybko minuty tego dziwnego poranku, uświadomił sobie, że już się nie boi. Nie obawiał się, że go
schwytają Podpalacze ani że ktoś zauważy, że nie ma go w szkole.
Wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu swojej komórki, ale jej nie znalazł. Potem przypomniał
sobie, że przecież Eco mu ją odebrał. Teraz nie mógł już porozumieć się z Anitą.
Pedałując, pozostawił za sobą po lewej stronie dzielnicę Castello i dopłynął do Fondamenta dei
Mendicanti. Skręcił w jeden kanał, potem w drugi i nagle niespodziewanie wpłynął na wijący się jak
wąż wodny Canal Grande, iskrzący się teraz odblaskami słońca. Przepłynął przez niego jak pchła
wodna, terkocząc i kierując się na południe, ku Dorsoduro.
Nie chciał iść do szkoły ani wracać do domu. Nie. Nie tego poranka.
Nie mógł wrócić do domu.
Teraz to zrozumiał. Stał się częścią historii Ulyssesa Moore'a. Było zatem tylko jedno miejsce dokąd
mógł się udać. No, może dwa.
Pierwsze to Dom Bazgrołów, gdzie wszystko się zaczęło. Musiał tam dotrzeć szybko, zanim wrócą
Eco i Podpalacze. Musiał tam pójść, żeby zostawić wiadomość mamie Anity.
A także dlatego, że przyszedł mu właśnie do głowy pewien pomysł.
To drugie miejsce, do którego miał się skierować, to było miejsce istniejące jedynie poza czasem i
nie znajdowało się na żadnej mapie Wenecji.
Tommaso pedałował szybko. Wiedział, że musi się spieszyć.-
Najpierw Dom Bazgrołów.
A potem calle deli'Amor degli Amici.
Miejsce, w którym według Ulyssesa Moore'a kryły się Wrota Czasu Petera Dedalusa.
Rozdział 11
WANDAL
Zwiatło szarego londyńskiego poranka dotarło do biura Malariusza Wojnicza niejako przypadkiem, a
wślizgnąwszy się do gęstego i zatęchłego powietrza, zostało przez nie nieomal stłumione.
Najsurowszy krytyk literacki w mieście, mężczyzna, który jednym pociągnięciem pióra mógł
zadecydować o losie dziesiątków pisarzy, siedział na szczycie podnoszonego fryzjerskiego fotela,
który pozwalał mu dosięgnąć do poziomu biurka.
Bo Malariusz Wojnicz był bardzo niski.
Najróżniejsze dyplomy i najbardziej prestiżowe nagrody wisiały na ścianach jego gabinetu jak
pozostałości minionej epoki.
Pozłacane ramy, od lat nieodkurzane, mocno pociemniały w zatęchłym powietrzu. Książki wyglądały,
jakby je wyładowano z wózeczka w rogu gabinetu i zwalono bezładnie jedne na drugie jak stos
odpadków. Może kiedyś, w przypływie ciekawości, Malariusz Wojnicz podniesie którąś z nich,
popatrzy na okładkę, przeczyta nazwisko autora, przerzuci w roztargnieniu pierwsze strony w
poszukiwaniu nieuniknionego błędu stylistycznego i znalazłszy go, bezapelacyjnie ją utrąci.
Mógłby ją pochwalić jako majstersztyk mniejszego kalibru. Jako arcydzieło chybione. Rzecz
ewentualnie do przeczytania. Niezły pomysł. Drobiazg dający się nawet czytać.
Właśnie, może akurat tak. Mógłby tak zrobić. Zależnie od humoru.
A co do humoru tego poranka, to krytyk był szczególnie ożywiony. Czuł się wprost...
naelektryzowany. Nie z powodu pożaru w nocy, który puścił z dymem olśniewające pomysły
Szkatułek Przygody, ile raczej z powodu rozmowy, jaką dopiero co odbył z tym bystrym chłopakiem,
Jasonem.
Jego imię dopisał na listę, którą miał przed sobą.
Swoją czarną listę.
Potem przyjrzał się mapie Europy, którą trzymał rozłożoną obok listy. Przypiął na niej trzy szpilki:
jedną na Kornwalii, drugą na Londynie i trzecią na Wenecji.
Szpilki przytrzymywały też karteczki: karteczka na Kornwalii nosiła nazwisko Ulyssesa Moore'a,
zdege-nerowanego wnuka założyciela ich klubu,  romantycznego marzyciela".
Jeśli było coś, co łączyło ze sobą Malariusza Wojnicza i dziadka Ulyssesa Moore'a, był to zmysł
praktyczny. Co oznaczało: żadnych snów, żadnych marzeń, szybkie podejmowanie decyzji.
Decyzja na teraz była następująca: powstrzymać natychmiast możliwy powrót Podróżników w
Wyobrazni.
- Zatrzymam was! Zatrzymam! - zagrzmiał Malariusz Wojnicz.
Było jednak coś, czego doktor Wojnicz nie mógł zaklasyfikować w swoich posegregowanych
alfabetycznie szufladkach z tabliczkami.
To była wątpliwość.
A ta wątpliwość nie znajdowała się w szufladce pod literą  W". Tkwiła w jego głowie. I brzmiała
jak... klęska.
Zabębnił palcami po biurku, powracając myślami do rozmowy dopiero co .odbytej za pośrednictwem
strony w tej książce.
I ręka Malariusza Wojnicza sięgnęła na stół, chwytając egzemplarz zeszytu Morice'a Moreau.
Dwadzieścia stron z instrukcjami, jak dotrzeć do Kraju, który umiera.
Arkadii.
Ten zeszyt ocalał przez czysty przypadek podczas likwidacji Klubu Podróżników w Wyobrazni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl