[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w r kach pani Murasaki, oszacowa , e g owa inspektora ma dziewi tna cie i pó centymetra
wysoko ci i wa y sze kilo.
- Wk adasz j czasem? - spyta Popi . - T mask .
- Nie zas em na to.
- Ciekawe.
- Czy nosi pan swoje medale, panie inspektorze?
- Na uroczysto ciach, kiedy wymagaj tego okoliczno ci.
- Czekoladki od Fauchona. Bardzo przemy lne. Zabij zapach sieroci ca.
- Ale nie zapach olejku go dzikowego. Szanowna pani, musimy porozmawia na
temat pani prawa sta ego pobytu.
Rozmawiali na tarasie. Hannibal obserwowa ich przez okno: skorygowa pierwotne
szacunki i uzna , e kapelusz inspektora ma dwadzie cia centymetrów wysoko ci. Podczas
rozmowy kilka razy przestawiali kwiat, eby dobra najodpowiedniejsze nas onecznienie.
Chyba musieli si czym zaj .
Hannibal przesta rozpakowywa zbroj . Ukl przed skrzyni i po r ce na
pochwie krótkiego miecza pokrytej skór p aszczki. Spojrza na inspektora oczami
samurajskiej maski.
Pani Murasaki si mia a. Popi próbowa pewnie artowa i mia a si przez
grzeczno . Kiedy wrócili do mieszkania, zostawi a ich samych.
- Hannibalu, tu przed mierci twój wuj próbowa dowiedzie si czego o Miszy. Ja
te mog spróbowa . Na Litwie, w krajach ba tyckich, jest teraz bardzo ci ko: Sowieci
czasem wspó pracuj , ale cz ciej odmawiaj . Móg bym ich przycisn .
- Dzi kuj .
- Co pami tasz?
- Mieszkali my w domku my liwskim. By wybuch. Pami tam, e zabrali mnie
nierze i e jecha em czo giem do wsi. Co by o przedtem, nie wiem. Próbuj sobie
przypomnie . Nie mog .
- Rozmawia em z doktorem Rufinem. Brak widocznej reakcji.
- Nie chcia mi zdradzi szczegó ów waszych spotka . Na to te .
- Ale powiedzia , e bardzo martwisz si o siostr . e z czasem pami mo e wróci .
Je li cokolwiek pami tasz, powiedz mi, prosz .
Hannibal spojrza mu w oczy.
- Dlaczego mia bym nie powiedzie ? - owa , e nie s ycha by o zegara. Dobrze by
by o s ysze teraz zegar.
- Kiedy rozmawiali my po tej... po tym incydencie z Paulem Momundem,
powiedzia em ci, e straci em na wojnie bliskich. Ci ko mi o tym my le . Wiesz dlaczego?
- Prosz mi powiedzie .
- Dlatego, e powinienem by ich uratowa . Ilekro przekonuj si , e czego nie
zrobi em, e mog em co zrobi , prze ywam piek o. Je li odczuwasz to samo, je li te si
czego boisz, nie pozwól, eby strach zdusi w tobie pami o czym , co mog oby pomóc
Miszy. Mnie mo esz powiedzie absolutnie wszystko.
Wróci a pani Murasaki. Popi wsta i zmieni temat.
- Liceum to dobra szko a i w pe ni zas , eby si w niej uczy . Je li b móg
w czym pomóc, pomog . Od czasu do czasu b ci tam odwiedza .
- Ale wola by pan odwiedza mnie tutaj - odpar Hannibal.
- B dzie pan mile widziany - wtr ci a pani Murasaki.
- Do widzenia, panie inspektorze - rzuci Hannibal.
Pani Murasaki odprowadzi a Popi a do drzwi i wróci a, kipi c gniewem.
- Podobasz mu si , pani - powiedzia Hannibal. - Wida to po jego twarzy.
- A co wida po twojej? Niebezpiecznie jest go prowokowa . - Jest nudny.
- A ty niegrzeczny. To zupe nie do ciebie niepodobne. Je li chcesz by niegrzeczny
dla go ci, b niegrzeczny w swoim w asnym domu.
- Pani, chc zosta tutaj, z tob . Gniew z niej wyparowa .
- Nie. Wakacje i weekendy b dziemy sp dza razem, ale musisz zamieszka w bursie,
tak jak wymagaj tego przepisy. Wiesz, e moja r ka jest zawsze na twym sercu. - I po a
mu r na piersi.
Na sercu. R ka, która trzyma a kapelusz Popina, le a na jego sercu. R ka, która
trzyma a nó na gardle brata rze nika. R ka, która chwyci a rze nika za w osy, wrzuci a jego
ow do torby i postawi a j na skrzynce pocztowej. Jej bij ce na d oni serce. Twarz jej
niezg biona.
27
aby zakonserwowano w formalinie jeszcze przed wojn i je li ich organy jakkolwiek
wtedy zabarwiono, barwy te ju dawno wyblak y. Na sze ciu uczniów w cuchn cym
szkolnym laboratorium przypada a tylko jedna. Wokó ka dego talerza, na którym le o
skurczone truche ko, t oczy o si sze ciu ch opców, a poniewa wszyscy rysowali, na stole
le o pe no okruszków startej gumy. W klasie by o zimno - brakowa o w gla - i niektórzy
siedzieli w r kawiczkach z obci tymi czubkami palców.
Hannibal podszed do sto u, spojrza na ab i wróci do awki. W sumie podszed tam
tylko dwa razy. Jak na nauczyciela przysta o, profesor Bienville podejrzewa ka dego, kto
siedzia na ko cu klasy. Zaszed Hannibala z boku i okaza o si , e podejrzewa go s usznie,
poniewa zamiast aby, ch opiec szkicowa czyj twarz.
- Lecter, dlaczego nie rysujesz okazu?
- Ju sko czy em, panie profesorze. - Hannibal podniós kartk i ukaza si rysunek
aby dok adnie opisanej i oddanej z anatomiczn precyzj godn samego Leonarda.
Wn trzno ci by y pokratkowane i pocieniowane.
Profesor uwa nie przyjrza si jego twarzy. Poprawi j zykiem protez i powiedzia :
- Wezm to. Chc to komu pokaza . Dostaniesz pochwa . - Przerzuci kartk . - A to
kto?
- Nie wiem. Gdzie go widzia em.
By a to twarz Vladisa Grutasa, ale Hannibal nie zna jego nazwiska. Widzia j na tle
ksi yca, widzia na suficie o pó nocy.
Rok szarówki za oknami szko y. Dobrze chocia , e wiat o by o na tyle rozproszone,
e móg przy nim rysowa , no i zmieni y si same pomieszczenia, bo przenoszono go do
coraz to wy szej klasy.
Nareszcie wakacje.
Pierwszej jesieni po mierci hrabiego i po wyje dzie Chiyoh pani Murasaki bole nie
odczuwa a ich strat . Gdy m , jadali kolacje na ce pod zamkiem, sk d wida by o
ksi yc w pe ni i gdzie gra y jesienne wierszcze.
A teraz, siedz c na tarasie swego paryskiego mieszkania, czyta a Hannibalowi list od
Chiyoh, w którym dziewczynka opisywa a przygotowania do lubu. Patrzyli, jak powoli
dope nia si ksi yc, lecz wierszcze milcza y.
Wczesnym rankiem Hannibal z po ówk , pojecha rowerem do ogrodu
botanicznego na drugim brzegu Sekwany i jak zwyk e zajrza do mena erii. Dobra nowina:
pospiesznie napisana wiadomo z adresem.
Dziesi minut pó niej, na po udnie od Place Monge i rue Ortolan, znalaz sklep:
Poissons Tropicaux, Petites Oiseaux & Animaux Exotiques.
Z torby na baga niku wyj aktówk i wszed do rodka.
W ciasnym sklepiku sta y baterie akwariów i klatek, zewsz d dochodzi wiergot
ptaków i szum obracanych przez chomiki kó ek. Pachnia o ziarnem, ciep ymi piórami i
pokarmem dla ryb.
Z klatki przy kasie odezwa a si po japo sku du a papuga. Za lad pojawi si starszy
Japo czyk o mi ej twarzy, który gotowa co na zapleczu.
- Gomekudasai, monsieur? - zacz Hannibal.
Irasshaimase, monsieur - odpar tamten.
Irasshaimase, monsieur - powtórzy a papuga.
- Ma pan dzwonniki suzumushi, monsieur?
- Non, je suis desolee, monsieur - odrzek w ciciel sklepu.
- Non, je suis desolee, monsieur - powiedzia a papuga. Japo czyk spojrza na ni ,
zmarszczy brwi i eby zbi w cibskiego ptaka z tropu, przeszed na angielski.
- Mam znakomit odmian wierszcza walcz cego. To zawzi ci wojownicy,
zwyci aj na wszystkich turniejach.
- To ma by prezent dla pewnej japo skiej damy, która o tej porze roku t skni za
graniem suzumushi. Zwyk y wierszcz to nie to samo.
- Nie mia bym proponowa ci wierszcza francuskiego, którego granie jest mi e tylko
dlatego, e kojarzy si z t czy inn por roku. Ale nie, nie mam suzumushi na sprzeda .
Mo e twojej damie spodoba aby si papuga z bogatym japo skim s ownictwem ze wszystkich
dziedzin ycia?
- A ma pan mo e swego osobistego suzumushi?
Japo czyk zapatrzy si w dal. W nowej republice przepisy dotycz ce importu
owadów i ich jaj by y jeszcze bardzo m tne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]