They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już nie będzie miało znaczenia. Z furią zaczął kopać metalowe drzwi.
- Uspokój się wreszcie! - wykrzyknął jakiś głos.
- Nie. Otwórzcie i przynieście mi trochę wody.
Kopał i kopał, dopóki od łoskotu nie rozbolała go głowa. W końcu szczęknęły zasuwy i drzwi otworzyły się.
W progu stał Hein, dzierżąc w dłoni rewolwer i mając u swego boku innego Proktora.
- Myślałeś, że ujdzie ci to wszystko płazem - rzucił szyderczo. - Ale się przeliczyłeś. Jesteś skazany...
- Tak bez sądu?
- Miałeś już swój sąd, nie pamiętasz? - uśmiechnął się złowrogo Hein. - Dowody były nadzwyczaj jasne i
przekonywające. Za swoje zbrodnie zostałeś skazany na śmierć. Dlaczego więc mielibyśmy marnować
dobrą, chłodną wodę?
- Nie macie prawa - wyszeptał Jan i ciężko oparł się o framugę.
- Naprawdę? Dla ciebie już wszystko skończone, Kulozik. Dlaczego nie czołgasz się przede mną, nie
błagasz o litość? Być może mógłbym wziąć to pod uwagę.
Uniósł rewolwer do góry, mierząc prosto w twarz Jana. Ten cofnął się i - za słaby, by stać - wolno osunął na
podłogę...
Nagłym ruchem uchwycił Heina za kostki i szarpnął je gwałtownie do siebie. Mężczyzna stracił równowagę i
runął do tyłu, na drugiego Proktora. Jan znał sporo ciekawych sztuczek, których nauczył go kiedyś instruktor
walki wręcz. Do tej pory nigdy nie był zmuszony ich używać, teraz jednak uratowały mu życie.
Udało mu się wykręcić rękę Heinowi w momencie, gdy ten nacisnął spust. Rozległ się huk wystrzału, ale
Hein wrzasnął z bólu, gdy kolano Jana wylądowało na jego kroczu. Drugi Proktor nie miał nawet czasu, by
zareagować. Cios pięścią pod żebro pozbawił go tchu, a potężne kopnięcie w szyję - przytomności. Jan
odpiął od jego pasa kaburę z tkwiącym wciąż wewnątrz rewolwerem.
Hein był, co prawda, przytomny, lecz tarzał się w bezgłośnej agonii po podłodze, obiema dłońmi ściskając
zmiażdżone krocze. Jan podniósł jego rewolwer i celnie kopnął mężczyznę w bok głowy.
- Chcę, abyście przez chwilę byli cicho - powiedział.
Wyciągnął bezwładne ciała do magazynku i zamknął za sobą drzwi.
Co dalej? Był wolny - lecz nie miał dokąd uciec. A chciał czegoś więcej niż tylko wolności. Wiedział, że
potrzebują tego ziarna i że pociągi będą musiały odbyć podróż po raz drugi. Lecz Głowy Rodzin sprzeciwiły
się temu. Mógłby ponownie przed nimi wystąpić, wiedział jednak, iż nic by to nie dało. Zaocznie skazali go
na śmierć, a więc z pewnością nie będą go chcieli nawet wysłuchać. Gdyby nie było tam Hradil, może udało
by mu się ich przekonać - chociaż miał co do tego sporo wątpliwości. Zabicie jej także nie zmieniłoby
sytuacji.
Jedynym wyjściem, ratującym jego życie, a także przyszłość wszystkich mieszkańców tej planety, były
drastyczne zmiany. Lecz jakie zmiany i w jaki sposób należałoby je przeprowadzić? Nie było to proste.
Postanowił przede wszystkim napić się wody. Niedaleko stało wiadro, w którym Proktorzy chłodzili butelki z
piwem. Jan wyjął parę pozostawionych butelek, podniósł wiadro do ust i napił się do syta. Resztkę wody
wylał sobie na głowę, posapując z przyjemnością pod tym orzezwiającym prysznicem. Dopiero potem
otworzył jedną z butelek i pociągnął spory łyk piwa.
W jego głowie zaczynał powstawać ryzykowny plan. Samotnie nie był w stanie dokonać niczego. Kto mógłby
mu pomóc? Kto wystąpiłby przeciwko woli Głów Rodzin? A może starszyzna przeliczyła się tym razem?
Gdyby okazało się, że jego proces i wyrok w dalszym ciągu utrzymywane są w sekrecie, być może udałoby
mu się pozyskać kilku sprzymierzeńców. Tak więc zanim przystąpi do działania, będzie musiał zdobyć
trochę informacji.
Rewolwery zabrane obydwu Proktorom wepchnął do pustego worka po ziarnie, który przerzucił przez plecy.
We wnętrzu celi w dalszym ciągu panowała cisza. Minie jeszcze trochę czasu, zanim odzyskają
przytomność. A teraz trzeba sprawdzić, co dzieje się na zewnątrz.
Przywarł plecami do ściany magazynu i ostrożnie rozejrzał dookoła. Cisza. Ulica była pusta. Odprężony,
szybkim krokiem ruszył w stronę pociągów.
Nagle stanął jak wryty. Czyżby miała tu miejsce jakaś masakra? Dookoła widniały bezwładne ciała. Przyjrzał
im się bliżej i uśmiechnął pod nosem. Spali, oczywiście. Rozradowani szczęśliwym zakończeniem podróży
oddali się zabawie, a potem, zamiast wracać do dusznych i zatłoczonych wagonów, pozasypiali na świeżym
powietrzu.
Wspaniale - jak na razie wszystko układało się lepiej, niż mógłby to sobie wymarzyć. Wszystkie Głowy
Rodzin musiały już spać, a nikogo innego się nie obawiał.
Powoli, by nie nadepnąć na leżących nieruchomo ludzi, ruszył wzdłuż pociągów, szukając rodziny Ciou.
Wkrótce odnalazł ich, leżących na porozkładanych porządnie matach. Ostrożnie nachylał się nad każdym z
mężczyzn, aż w końcu dostrzegł pogrążonego w śnie Lee. Jego twarz była spokojna, niemal pogodna. Jan
ukląkł i potrząsnął go lekko za ramię. Ciemne oczy otworzyły się powoli, a na widok klęczącego z palcem na
ustach Jana, natychmiast przybrały swój zwykły, czujny wyraz.
Mężczyzna podniósł się bezszelestnie i ruszył w ślad za Janem. Podeszli w stronę najbliższego ciągnika i
po drabince wspięli do kabiny kierowców. Lee z nieprzeniknionym wyrazem twarzy obserwował, jak Jan
ostrożnie zamyka za sobą drzwi.
- Co się stało? Czego chcesz?
- Mam twoje taśmy, Lee. To nielegalne.
- Wiedziałem, że powinienem był je zniszczyć! - w głosie mężczyzny brzmiała nuta rozpaczy.
- Nie obawiaj się, w dalszym ciągu pozostanie to pomiędzy nami. Przyszedłem do ciebie, ponieważ jesteś
jedyną osobą na całej planecie, która ma w sobie wystarczająco dużo odwagi, by wystąpić przeciwko
obowiązującym do tej pory prawom. Potrzebuję pomocy.
- Nie chcę być w nic wmieszany. Nie powinienem...
- Zamknij się i posłuchaj. Nawet nie wiesz jeszcze, czego od ciebie chcę. Czy wiesz coś o moim procesie?
- Procesie...?
- Lub o tym, że zostałem skazany na śmierć?
- O czym ty właściwie mówisz, Janie? Jesteś zmęczony? Wiem jedynie, że aż do póznej nocy było święto, a
potem wszyscy poszli spać. To było wspaniałe!
- Wiesz coś o zebraniu wszystkich Głów Rodzin?
- Coś słyszałem. Ale oni zawsze się zbierają. Wiem, że rozkazali ustawić jedną z kopuł, zanim jeszcze
zaczęliśmy ucztować. Cała starszyzna musiała być chyba w środku. Ale to nawet dobrze, bez nich zabawa
była lepsza. Było mnóstwo piwa. - Czy mogę dostać trochę wody?
- Przy drzwiach jest dozownik. Obsłuż się.
A więc cały proces miał pozostać tajemnicą? Jan uśmiechnął się na tę myśl. To było właśnie to, czego
potrzebował. Zrobili błąd. Gdyby zabili go natychmiast, być może zadano by kilka pytań, ale nic więcej.
Teraz jest już na te pytania za pózno. Spojrzał na Lee, który po kilku łykach wody wyglądał na bardziej
przytomnego.
- Masz tutaj listę nazwisk - powiedział Jan, pisząc
coś szybko na skrawku papieru. - Są to ludzie z mojej
załogi i Lajos; on podczas tej podróży także nauczył się
myśleć za siebie. To powinno wystarczyć - podał listę
Lee. - Nie mogę ryzykować, że ktoś mnie zobaczy. Czy
mógłbyś odznalezć tych ludzi i powiedzieć, by zjawili się
tutaj jak najszybciej? To bardzo ważne.
- Ale dlaczego...? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl