[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtedy, kiedy ma się złych nauczycieli. A Bethany ma doskonałych i sprawdzonych.
Mike w milczeniu wpatrywał się w ujeżdżalnię. Odezwał się pięć minut pózniej.
- Wystarczy? Mogę wyjść? - Pomachał do Bethany i zniknął.
Po lekcji, kiedy każdy kucyk już dostał swoją marchewkę, Grace zapięła Bethany w foteliku i ruszyła
w drogę powrotną. Ciągle nie mogła się otrząsnąć z wrażenia, jakie zrobił na niej wybuch Mike'a. No
cóż, czyjej uwierzył, że nie należy trzymać Bethany pod kloszem? Zwłaszcza po tym, co już go
spotkało. Ma pełne prawo nienawidzić jej za to, że wytknęła mu toksyczną nad-opiekuńczość.
Mijając dwór, dostrzegła tam jego auto.
- O, tata! - pisnęła Bethany.
Grace odetchnęła głęboko, po czym skręciła w odzyskaną bramę. W świetle reflektorów zobaczyła
samotną postać z siekierą.
- Tato, tato, dałam Foxtrotowi marchewkę!
- Bardzo się cieszę, słonko. Sprawiał wrażenie człowieka u kresu sił.
- Kuchnia jeszcze działa? - zapytała Grace. - Oddam
PAMITNA ZIMA
137
wszystko za kubek herbaty. - Oby Mike dał się udobruchać, ale czuła, że stąpa po kruchym lodzie.
- Da się załatwić - odparł, po czym zwrócił się do córeczki. - Foxtrot to ten koń, co ma trzy metry i
pysk pelen zębów?
- O, raczej cztery metry. Poza tym ma wredny temperament i bardzo lubi kogoś kopnąć - zażartowała
Grace z ciężkim sercem.
Uśmiechnął się krzywo.
- Grace, przepraszam, że się uniosłem. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Miałeś powody. Ojej, jak w tym holu jasno!
- Aadnie odczyszczone, prawda?
Boazeria była jak nowa, podłoga lśniła, a sufit został odmalowany na biało. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę, jak zapuszczony jest cały dwór.
Nie, wcale do tego nie dojrzała. Nie jest gotowa zaakceptować innej małej dziewczynki w swoim
pokoju ani innego wystroju tego sanktuarium, które zna od dziecka.
- Chodz dalej - szepnął Mike. - Zdobądz się na odwagę.
Ruszyła za Bethany korytarzem w stronę dawnego pokoju jej rodziców.
- Tutaj stało łoże królewny - wyjaśnił Mike. - Twoja mama by to zaaprobowała?
Oszołomiona rozglądała się dokoła. Teraz nad łożem wisiał różowy baldachim, a na wytapetowanych
ścianach na różowym tle przeplatały się jednorożce, wróżki, tęcze, serca i motyle.
- Zdecydowanie. Pokój z bajki. Mama rzeczywiście żyła w nierealnym świecie.
Po drodze do kuchni Mike pokazał jej resztę pokoi.
138
GILL SANDERSON
Widząc nienaruszony pokój dziecięcy, nie była pewna, czy cieszy ją to, czy peszy. Reszta
pomieszczeń wyglądała tak, jak je zapamiętała, ale czymś się różniły, a ona nie mogła się połapać, o
co chodzi. Dotarło to do niej dopiero, gdy kończyła pić herbatę.
- Mike, te pokoje na górze... Zciany, tapety... wyglądają tak, jak kiedy się stąd wyprowadzałam, ale są
nowe! Dlaczego nic nie zmieniłeś?
- Hm, chyba dlatego, że tamten wystrój mi się spodobał - wyznał z wahaniem. - Aatwiej było to
odnowić, niż wymyślać coś nowego. Architekt, którego tu zaprosiłem, był zauroczony. Miał kilka
genialnych pomysłów, jak unowocześnić instalację wodno-kanalizacyjną i grzewczą tak, żeby nie
pruć całego domu.
- Będzie tu ślicznie.
- Mam nadzieję. - Zerknął na nią. - Myślisz, że będziesz mogła przyjść na przyjęcie?
Zciągnęła brwi. Jakie przyjęcie?
- Bethany, nie dałaś Grace zaproszenia?
- Ojejku! Zapomniałam. Przepraszam. - Pobiegła do swojego plecaka, po czym wyjęła z niego mocno
zmiętą kopertę. - Proszę! Pomagałam tacie pisać te zaproszenia i się podpisałam, bo on mówi, że to też
jest moje przyjęcie, nie tylko jego, i że mogę wystąpić w długiej sukni tak jak ty. - Wcisnęła Grace
kopertę do ręki. - Sama narysowałam tę gałązkę. Aadnie, prawda?
- Bardzo ładnie. - Wyjęła kartonik. Panna Bethany Curtis i doktor Michael Curtis mają zaszczyt
zaprosić na przyjęcie z okazji świąt Bożego Narodzenia..." Kaszlnęła. W dworze każdego roku
odbywało się takie przyjęcie, ale to jej rodzice je organizowali. Dziwnie będzie brać w nim udział jako
gość.
PAMITNA ZIMA
139
- Przyjdziesz? - pytała Bethany.
- Oczywiście. Nic mnie nie powstrzyma. Wieczorem napiszę oficjalną odpowiedz.
- Musisz. Bo właśnie to znaczą te literki RSVP - tłumaczyła jej Bethany. - To po to, żeby tata nie kupił
za dużo chipsów.
- Będziesz miała długą suknię. Fantastycznie.
- Oglądała twoje zdjęcia - wyjaśnił Mike. - Poproszę którąś z koleżanek Sarah, żeby nam coś
przysłała. Od dwóch tygodni zasypują mnie e-mailami, czego nam potrzeba z cywilizowanego świata.
Grace nachyliła się do niego i zniżyła głos.
- Ja już jej kupiłam suknię. To ma być prezent pod choinkę.
Jak miło było znalezć się tak blisko niego, ale on powiedział tylko:
- Grace, fantastycznie. Możesz go wręczyć przed dniem Bożego Narodzenia? Będzie wniebowzięta.
Bethany już była w łóżku, a Mike siedział z ojcem przed telewizorem.
- Synu, co z tobą?
- Myślę. James odkaszlnął.
- Zdaję sobie sprawę, że nasze drogi rozeszły się na kilka lat i że nie bardzo potrafimy rozmawiać o
uczuciach... ale chciałbym, żebyś był szczęśliwy. Odnoszę wrażenie, że ty i Grace moglibyście...
- Tato, to bardzo skomplikowane. James w milczeniu pił whisky.
- Sarah nie życzyłaby sobie, żebyś do śmierci chodził w żałobie.
140
GILL SANDERSON
Ale kiedy przestać? Prawdę mówiąc, Mike marzył, żeby Grace zawsze była blisko.
Czy jednak wolno mu zapomnieć o Sarah, łącząc swoje i Bethany życie z inną kobietą? Zna opinię
swojego organizmu, ale on musi Grace lepiej poznać. Tak, jutro zaprosi ją na lunch z ojcem. Musi z
nią porozmawiać, poznać jej plany, marzenia, aspiracje. Na razie zajmie się planowaniem przyjęcia.
Przez noc spadło tyle śniegu, że następnego poranka wielu pacjentów odwołało wizyty, więc to Grace
musiała się do nich wybrać.
Zadzwonił do niej.
- Grace, co ty wyrabiasz?!
- Jadę do chorych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]