[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze. - Michael stanął przy kominku, z trudem opanowując wściekłość.
Było już dobrze po północy, gdy zajrzał do Pandory. Nie mógł ani spać, ani pracować.
Widział ją skuloną na szerokim łóżku, przykrytą po brodę kocami. Ogień w kominku już się
dopalał. Mała lampka przy łóżku rzucała na pokój delikatne światło. Przed kominkiem spał
Bruno. Pandora przykryła go pledem i postawiła obok miseczkę czegoś, co przypominało
herbatę. Michael przykląkł obok pieska.
- Biedaku! - Pogłaskał go delikatnie.
- Myślę, że już mu lepiej - usłyszał głos Pandory. Obejrzał się przez ramię. Włosy
miała w nieładzie, twarz bladą. Wyglądała pięknie, podniecająco, zmysłowo.
- Musi się po prostu wyspać - powiedział. - Trzeba dołożyć drew do kominka. - Wyjął
parę polan ze skrzyni.
- Dzięki. Nie możesz zasnąć? - spytała.
- Nie.
- Ja też nie. - Przez chwilę siedzieli w milczeniu, Pandora w swoim dużym łóżku,
Michael przy kominku.
- Boję się. - Podkuliła nogi.
Nie było to proste stwierdzenie faktu. Wiedział, ile ją to wyznanie musiało kosztować.
Przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w ogień.
- Możemy się stąd wyprowadzić. Jutro pojedziemy do Nowego Jorku. Zapomnimy o
tym wszystkim i będziemy się cieszyć wakacjami.
Popatrzyła na niego uważnie.
- Chcesz tego? - spytała po chwili milczenia.
- Pewnie. - Wzruszył ramionami. - Muszę pomyśleć o sobie - odparł butnym tonem,
wiedząc, że to nieprawda.
- Jak na kogoś, kto zarabia na życie wymyślaniem historii, kiepski z ciebie kłamca. -
Poczekała, aż się do niej odwróci. - Wcale nie chcesz wyjeżdżać. Zgadłam, czego chcesz.
Zgromadzić tu wszystkich naszych krewnych i dać im niezłą nauczkę.
- Czy wyobrażasz sobie mnie bijącego ciocię Patience?
- Oczywiście będzie parę wyjątków - dodała Pandora. - Ale ostatnią rzeczą, jakiej byś
sobie życzył, to dać za wygraną.
- Masz rację. - Wstał, wcisnął ręce w kieszenie i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. -
A ty? - spytał. - Ty od początku nie chciałaś mieć z tym wszystkim nic wspólnego. To ja cię
namówiłem. Czuję się winny.
Po raz pierwszy od paru godzin Pandora poczuła, że wraca jej dobry humor.
- Nie chciałabym urazić twojej miłości własnej, Michael, ale do niczego mnie nie
namówiłeś. Nikt by mnie do niczego nie zmusił. Jestem w pełni odpowiedzialna za to, co
robię. Nie chcę stąd wyjeżdżać - dodała, zanim zdążył wpaść jej w słowo. - Powiedziałam, że
nie potrzebuję pieniędzy wuja, i to była prawda. Mówiłam też, że nie potrzebuję domu, i to
też była prawda. Przede wszystkim powodowała mną duma. Jestem przerażona, owszem, ale
chcę zostać. Och, przestań wreszcie chodzić w kółko. - Powiedziała to z takim znie-
cierpliwieniem, że nie mógł się nie uśmiechnąć. Usiadł obok niej na łóżku.
- Tak lepiej? - spytał.
Posłała mu przeciągłe, poważne spojrzenie.
- Tak, Michael, leżałam tu parę godzin i zastanawiałam się nad tą sytuacją.
Uświadomiłam sobie parę spraw. Kiedyś nazwałeś mnie snobką, i może na swój sposób
miałeś rację. Nie przywiązywałam zbytniej wagi do pieniędzy, bo je miałam. Kiedy okazało
się, jaka była ostatnia wola wuja Jolleya, też się specjalnie nie przejęłam. Wyobrażałam sobie,
że będą trochę zrzędzić i narzekać, ale na tym się skończy. To tylko pieniądze, a każdy z nich
ma ich pod dostatkiem.
- Słyszałaś kiedyś o pazerności lub żądzy władzy?
- O tym nie pomyślałam. Co, na dobrą sprawę, wiem o swoich krewnych? Od czasu do
czasu mnie denerwują albo mi dokuczają, ale nigdy nie zastanawiałam się nad żadnym z nich
z osobna. Nudzą mnie. - Przeciągnęła dłonią po włosach tak, że koc zsunął się jej aż do pasa.
- Ginger musi być mniej więcej w tym wieku co ja, a nic nas nie łączy. %7łony Biffa
przypuszczalnie nawet nie poznałabym na ulicy.
- Nie mogę zapamiętać jej imienia - wtrącił Michael.
- No właśnie. Tak naprawdę wcale ich nie znamy. Możemy się z nich śmiać, ale co o
nich wiemy? Do czego są zdolni? Właśnie zaczęłam się nad tym zastanawiać. To nie żarty,
Michael.
- Wiem o tym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]