[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeszklony dach. Na ścianach wisiały obrazy, wszystkie doskonale
wyeksponowane. Wokół panowała niezwykła cisza. Laura miała wrażenie, że
znajduje się w kościele. Nic dziwnego, pomyślała uśmiechając się w duchu, w
końcu to świątynia sztuki.
Jej wzrok od razu przyciągnęły prace Gabe'a. Zimowy pejzaż, który
pamiętała jeszcze z Kolorado. Był to widok ogrodu w porannym słońcu. Uśmiech-
nęła się na myśl, że ten sam człowiek maluje jednorożce w dziecinnym pokoju i
wystawia swoje prace w znanej i bardzo prestiżowej galerii.
- Przepraszam - zwróciła się do stojącego dyskretnie z boku strażnika -
szukam Gabriela Bradleya.
- Przykro mi, w tej chwili go nie ma. Jeśli ma pani jakieś pytania dotyczące
obrazów, proszę zwrócić się do pani Trussalt.
- Nie, to sprawa osobista. Jestem...
- Laura! - usłyszała z boku głos Marion. Dzisiaj miała na sobie pogodne
pastele. Długą, wąską, różową spódnicę i obszerną niebieską koszulę. - Widzę, że
w końcu zdecydowałaś się nas odwiedzić.
- Muszę się zobaczyć z Gabe'em.
- Jaka szkoda! - westchnęła Marion teatralnie, ale jej wzrok przeczył
słowom. - Niestety, na razie jest nieosiągalny.
Laura ścisnęła mocniej pasek torebki. Kiedy indziej przejęłaby się obłudą
Marion, ale teraz nie miało to znaczenia.
- Kiedy wróci? - spytała niecierpliwie.
- Powinien być z powrotem już jakiś czas temu. - Zerknęła na swój maleńki
złoty zegarek. - Za pół godziny jesteśmy umówieni na drinka.
Było jasne, że Marion robi wszystko, aby ją speszyć i zastraszyć, ale nie
miała teraz siły na takie gierki.
- Dobrze, wobec tego poczekam - powiedziała spokojnie.
- Och - westchnęła Marion z udaną troską - jesteś tu oczywiście miłym
gościem, ale mamy z Gabe'em pewne istotne kwestie do omówienie. Obawiam się,
że to będzie dla ciebie nudne.
Spojrzała na Marion ze znużeniem. Nie miała ochoty kłócić się z nią,
musiała zachować energię na ważniejszą batalię.
- Doceniam twoją troskę, ale nic, co dotyczy Gabe'a, nie może mnie
znudzić.
- Jak sobie życzysz. - Marion przechyliła głowę i przyjrzała jej się uważnie.
W jej wzroku było coś dziwnego, coś, co przeczyło uprzejmym słowom.
- Wyglądasz trochę blado - powiedziała słodziutko.
- yle się czujesz? A może w waszym małym raju pojawiły się jakieś kłopoty?
I wtedy się domyśliła. Spojrzała w jej małe, przebiegłe oczka i wyczytała z
nich całą prawdę. Nawet nie zdziwiła się specjalnie, w końcu Marion sama
mówiła, że zna Lorraine i całą rodzinę Eagletonów. Już wiedziała, jak ją znalezli.
- Nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić - odpowiedziała, z
politowaniem patrząc jej prosto w oczy. - Dlaczego to zrobiłaś, Marion?
- Słucham? - Przez jej twarz przemknął wyraz zaskoczenia, ale szybko się
opanowała.
- Oni wydają masę pieniędzy na najlepszych detektywów, więc i tak
niedługo by mnie znalezli. Nie musiałaś ułatwiać im pracy.
Wzrok Marion przez chwilę błądził po ścianach, w końcu spoczął na
Laurze. Jej spojrzenie było zimne, bez cienia skruchy czy zawstydzenia.
- Dla mnie liczy się każda minuta. Im szybciej Lorraine cię dopadnie, tym
szybciej ja z powrotem dostanę Gabe'a. Chodz - dodała po chwili - coś ci pokażę.
Przeszły do małego pomieszczenia na tyłach galerii. Na środku ściany,
wśród pięknych rzezb i antycznych mebli, wisiał jej portret. Ten sam, który Gabe
malował podczas tych cudownych, spokojnych dni w Kolorado.
- Zachwycający, prawda? - Marion przyłożyła palec do ust i spoglądała na
niego z namysłem. Z obrazu wyzierało ciepło i kruchość modelki, jak również
ogromne uczucie artysty. Kiedy pierwszy raz zobaczyła to płótno, miała ochotę
złapać nóż i zniszczyć je na zawsze. Szybko się jednak opanowała. Była profes-
jonalistką, nie mogła mylić uczuć prywatnych z zawodowymi. Wiedziała, że to
wielkie dzieło i dlatego ściągnęła je do galerii. - To jeden z najlepszych i
najbardziej romantycznych obrazów, jakie Gabe kiedykolwiek namalował. Wisi tu
dopiero trzy tygodnie, a już mieliśmy kilka bardzo atrakcyjnych ofert.
- Widziałam już ten obraz, Marion.
- Wiem, ale wątpię, czy coś rozumiesz. Nazywa się Anioł Gabriela . Chyba
coś ci to mówi, prawda?
- Anioł Gabriela - powtórzyła cicho Laura. Ciepłe uczucie rozlało się w jej
sercu. - Co miałoby mi to powiedzieć?
- Nic nie rozumiesz, prawda? - mówiła Marion protekcjonalnie. - On jest
jak Pigmalion, zakochał się w swoim dziele. Nic niezwykłego, artystom często się
to zdarza. Czasami nawet ich do tego zachęcam, nie masz pojęcia, jakie wspaniałe
efekty daje ta metoda. Uczucie do modelki działa na twórcę niezwykle
inspirująco. - Przejechała po ramie wypielęgnowanym paznokciem i ciągnęła
niewzruszona: - W tym przypadku też tak było. Ale wiem, że Gabe jest zbyt
praktyczny, żeby dłużej ciągnąć tę farsę. Portret skończony, Lauro, nie jesteś mu
już potrzebna. Twój czas minął, powinnaś zacząć się pakować.
- Dlaczego sam mi tego nie powie?
- Och, znam go długo, jest na to zbyt honorowy. Taki staromodny rys
charakteru, który zresztą tylko dodaje Gabe'owi uroku. Przyznaję, był tobą nieco
zauroczony, ale to minie, kiedy dowie się, że jego anioł nie jest tak nieskalany, jak
myślał. Złudzenia prysną jak bańka mydlana. O ile znam Lorraine, naprawdę nie
zostało ci już wiele czasu, Lauro.
Miała ochotę wybiec stąd i nie słuchać już tych okrutnych słów. Nie
wiedziała, skąd w tej kobiecie tyle jadu i bezinteresownej zawiści.
- Dlaczego tak bardzo się w to angażujesz, Marion?
- Och, to część mojej pracy. - Wystudiowany uśmiech znów pojawił się na
jej twarzy. - Zachęcam Gabe'a, żeby tworzył, czuwam nad jego karierą, chronię
jego spokój. Mówiłam ci już, że uważam wasz związek za pomyłkę. Z pewnością
Gabe też szybko dojdzie do tego wniosku.
Nic dziwnego, że to przyjaciółka Lorraine, uświadomiła sobie Laura. Obie
są z tej samej gliny.
- Zapomniałaś o czymś, Marion. Jest jeszcze Michael. Nawet jeżeli
zniszczysz wszystko między nami, musisz pamiętać, że Gabe kocha Michaela.
- Moja droga, to doprawdy żałosne. Nie wiedziałam, że upadłaś tak nisko.
Posługiwać się dzieckiem, żeby zatrzymać mężczyznę...
- Daruj sobie, Marion. Nie będę z tobą o tym dyskutować - odpowiedziała
zmęczonym głosem. - Jesteś samotną, sfrustrowaną kobietą, i tylko przez ten
pryzmat należy oceniać twoje słowa.
- Lauro, uważaj...
- Grozisz mi? Nie bądz śmieszna. Próbowałaś wkroczyć w życie mojej
rodziny i nigdy ci tego nie zapomnę. Przekroczyłaś pewną granicę, pamiętaj o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]