They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miała gardło suche jak popiół. Nawet przełknąć nie była w stanie, lecz patrzyła na
niego.
- Ona jest moja - szepnął, i słowa te echem rozeszły się po całym pomieszczeniu. -
Klara jest moja.
Otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale właściwie nie było co mówić. Prawie ze
łzami przytaknęła.
- Boże! - Mocno ją przytrzymał, nieomal unosząc do góry, i popchnął, aż oparła się o
blat.
Rozumiała go, toteż nie przelękła się wściekłości, z jaką na nią patrzył.
- Jak mogłaś?! Do cholery, to nasza córka, i nigdy mi tego nie powiedziałaś?! Wyszłaś
za innego i mieliście nasze dziecko. Toma też okłamywałaś? Czy przekonałaś go, że ona jest
jego, bo chciałaś mieć ten swój przytulny dom i koronkowe firanki?
- Jasonie, proszę...
- Przecież miałem prawo! - Odsunął ją, zanim popadł w jeszcze większą furię. -
Miałem do niej prawo. Ukradłaś mi te dziesięć lat.
- Nie! To nie tak było. Jason, proszę, musisz mnie wysłuchać!
- Niech cię wszyscy diabli - powiedział spokojnie, tak spokojnie, że cofnęła się, jakby
ją uderzył. Z jego gniewem mogła walczyć, przeciwstawić racjonalne argumenty. Wobec tej
cichej wściekłości była bezsilna.
- Proszę, pozwól mi wytłumaczyć.
- Niczego nie masz na swoją obronę. Niczego. - Chwycił palto z wieszaka i wybiegł.
- Jesteś skończonym głupcem, szanowny Jasonie Law. - Wdowa Marchant siedziała w
kuchni w swoim fotelu i groznie spoglądała w jego kierunku.
- Okłamała mnie. Całe lata to robiła.
- Bzdura - odrzekła, trącając od niechcenia bombki na małej choince stojącej w oknie.
Z salonu dobiegały nastrojowe tony muzyki  Dziadka do orzechów . - Zrobiła tylko to, co
musiała. Nic więcej i nic mniej.
Plątał się po kuchni. Ciągle nie rozumiał, dlaczego tu przyszedł, zamiast iść prosto do
baru Clancy'ego. Ponad godzinę łaził w śniegu, dopóki nie spostrzegł, że stoi przed drzwiami
domu wdowy.
- Wiedziała pani czy nie? Wiedziała pani, że jestem ojcem Klary?
- Miałam swój pogląd na ten temat. - Fotel lekko zatrzeszczał, gdy się poruszyła. - Jest
podobna do ciebie.
Nie rozumiał, dlaczego jakoś szczególnie go to poruszyło.
- Wygląda dokładnie jak jej matka.
- To prawda, jeśli się patrzy nie dość uważnie. Ma twoje brwi i usta. A jaki charakter,
to sam Pan Bóg wie. A ty, gdybyś dziesięć lat temu się dowiedział, że zostaniesz ojcem, to co
byś zrobił?
- Wróciłbym po nią. - Przeczesał dłonią włosy. - Wpadłbym pewnie w popłoch - rzekł
już spokojniej. - Ale bym wrócił.
- Ja też tak zawsze myślałam. Jednak to... to Faith powinna ci resztę opowiedzieć.
Najlepiej idz tam i pogadaj z nią.
- To już nieważne.
- Nie zgrywaj męczennika - mruknęła. Zerwał się, by pójść, a potem zatrzymał się w
pół drogi.
- To boli. To naprawdę boli - westchnął.
- Jednak to twoje życie - rzekła nie bez współczucia. - Chcesz obie znowu stracić?
- Nie, na Boga, nie. Ale nie wiem, ile będę umiał przebaczyć.
Staruszka uniosła brwi.
- Tyle, co trzeba. I daj Faith taką samą szansę. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć,
drzwi kuchenne nagle się otworzyły. Na progu stała Faith cała pokryta śniegiem, z twarzą
zalaną łzami. Nie bacząc na błoto, które wnosi, podbiegła do Jasona.
- Klara... - zdołała wyjąkać.
Kiedy wziął ją w ramiona, poczuł, że cała się trzęsie. I jego ogarnął strach.
- Co się stało?
- Klara zaginęła.
ROZDZIAA DZIEWITY
- Zobaczysz, odnajdzie się. - Jason trzymał ją za ramię, gdy przedzierali się przez
śnieżycę do samochodu. - Prawdopodobnie już ją znalezli.
- Podobno, jak mówiło któreś dziecko, myśleli, że Klara poszła z Martą za dom na
farmie oglądać konie w stajni. Lecz kiedy wrócili, tam ich nie było. Jest ciemno... - Faith
machinalnie bawiła się kluczykami.
- Ja poprowadzę.
Bez słowa usiadła obok.
- Lorna i Bill zadzwonili z farmy do szeryfa. Pół miasta pojechało ich szukać. Ale jest
tyle śniegu, a one takie małe. Jason...
Spokojnie ujął jej twarz w swoje dłonie.
- Znajdziemy je.
- Tak. - Otarła ręką łzy. - Pospieszmy się.
Nie mógł ryzykować szybszej jazdy niż pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Wlekli
się zasypaną śniegiem szosą, rozglądając się po okolicy za jakimś śladem. Wokół roztaczały
się pola i wzgórza - ciche, puste i głuche. Faith wydawały się bezlitosne. Przepełniona
strachem, powstrzymywała łzy.
Dwadzieścia kilometrów za miastem pole było oświetlone jak w biały dzień. W
poprzek szosy stało kilka samochodów, a ludzie, nawołując, krążyli po śniegu. Jason nie
zdążył się zatrzymać, kiedy Faith wyskoczyła z wozu i pobiegła do szeryfa.
- Jeszcze ich nie znalezliśmy, Faith, ale znajdziemy. Nie mogły odejść daleko.
- Przeszukaliście stajnię i zabudowania? Szeryf skinął głową w stronę Jasona.
- Cal po calu.
- A gdzie indziej?
- Właśnie wysyłam ludzi.
- To my jedziemy.
Prawie nic nie było widać w zadymce, kiedy przedzierali się pomiędzy innymi
samochodami. Jechał jeszcze wolniej i zaczął się modlić. Brał kiedyś udział w podobnych
poszukiwaniach w Górach Skalistych. Nigdy nie zapomni, co wiatr i śnieg mogą przez parę
godzin zrobić z człowieka.
- Powinnam jej kazać włożyć jeszcze jeden sweter. - Faith schowała dłonie pomiędzy
kolana i usiłowała wyglądać przez okno. W pośpiechu nie wzięła rękawiczek, ale nawet nie
zauważyła, że ma zdrętwiałe palce. - Ona strasznie nie lubi, jak się tak o nią troszczę, więc nie
chciałam jej psuć tego wieczoru. Dla Klary święta to coś zupełnie wyjątkowego. Taka była
podekscytowana. - Glos Faith załamał się pod wpływem kolejnej fali strachu. - Powinnam
kazać jej włożyć ten sweter. Będzie... Stój!
Wozem zarzuciło, gdy wcisnął hamulce. Po krótkiej chwili opanował poślizg. Faith
pchnęła drzwi i wyskoczyła na zewnątrz.
- O, tam! Zobacz...
- To jakiś pies. - Przytrzymał ją za ramię, żeby nie pognała przez puste pole. - To pies,
Faith.
- Och, Boże. - Mimowolnie oparła się bezwładnie o niego. - Ona jest tylko małą
dziewczynką. Gdzie ona może być? Och, Jasonie, gdzie ona jest? Powinnam z nią pojechać.
Gdybym tam była...
- Przestań!
- Na pewno marznie i się boi.
- I potrzebuje ciebie. - Gwałtownie nią potrząsnął. - Jesteś jej potrzebna.
Próbując się opanować, przysłoniła ręką usta.
- Tak. Tak. Już wszystko w porządku. Jedzmy. Pojedzmy kawałek dalej.
- Zaczekaj w samochodzie. Przejdę się trochę po tym polu i sprawdzę, czy nie ma
jakichś śladów.
- Pójdę z tobą.
- Sam zrobię to szybciej. Wrócę za parę minut.
- Zaczął ponaglać ją, by wracała do samochodu, gdy nagle czerwony błysk zwrócił
jego uwagę.
- O, tam, popatrz!
Trzymał ją za rękę i starał się coś zobaczyć poprzez padający śnieg. Gdzieś w końcu
pola dostrzegł to znowu.
- To Klara! - Faith już wyrwała się naprzód. - Ma czerwone palto. - Gdy biegła w
tumanach śniegu, wzrok zaćmiewały jej mokre i zimne płatki zmieszane ze łzami. Zawołała
najgłośniej, jak mogła. Rozłożyła ręce i porwała w ramiona obie dziewczynki.
- O Boże! Klaro! Tak się o ciebie bałam! Chodzcie, zupełnie przemarzłyście! Idziemy
do samochodu! Wszystko będzie dobrze! Już jest wszystko dobrze!
- Czy moja mama bardzo rozpacza? - chlipała roztrzęsiona Marta.
- Nie, nie, po prostu się martwi. Wszyscy się martwią.
- Hop do góry! - Jason wziął Klarę na ręce. Przez krótką chwilę pozwolił sobie
przytulić twarz do własnej córki. Kiedy się obejrzał, zobaczył, że Faith podnosi Martę.
- Dasz radę? - Faith uśmiechnęła się, przyciskając do siebie wciąż pochlipującą
dziewczynkę.
- Nie ma sprawy.
- To wracamy do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl