They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

malujący się na twarzy zjawy, pozbawił kwiaciarza słów.
Ronnie nacisnął na klamkę. Nic to nie dało. Drzwi do zakrystii pozostały zamknięte.
Z wnętrza dobiegł jakiś niewyrazny głos.
- Kto tam? - zapytał ojciec Rooney.
Ronnie tylko zagrzechotał klamką jak rasowy duch.
- Kto tam? - spytał znów ksiądz, nieco zniecierpliwiony.
"Wyspowiadaj mnie" - chciał rzec Ronnie. - "Wyspowiadaj mnie, bo zgrzeszyłem".
Drzwi nadal były zamknięte. Ojciec Rooney był zajęty. Robił zdjęcia do swojej prywatnej
kolekcji; fotografował swoją ulubienicę, znaną pod imieniem Natalie. Córę grzechu, jak mu kiedyś
powiedziano. Nie wierzył w to. Była zbyt ofiarna, zbyt anielska. Wokół dorodnych piersi owinęła
różaniec, jakby przed chwilą opuściła klasztor.
Szczękanie klamki ucichło w końcu. "Dobrze - pomyślał ojciec Rooney. - Kimkolwiek byli,
wrócą. To nie mogło być nic pilnego". Uśmiechnął się do dziewczyny. Odpowiedziała mu
wydęciem warg.
Ronnie dowlókł się do ołtarza i klęknął.
Trzy rzędy za nim kwiaciarz przerwał modlitwę, urażony tym bluznierstwem. Chłopak
zataczał się, był najwidoczniej pijany, a mężczyzny nie przerażała maska śmierci, którą przywdział.
Kwiaciarz, przeklinając dosadną greką świętokradcę, wyciągnął rękę w kierunku ducha, klęczącego
u stóp ołtarza.
Pod prześcieradłem była pustka.
Grek poczuł, że płótno drży mu w ręku. Wypuścił je z jękiem. Wycofał się w głąb nawy,
żegnając się raz za razem jak sklerotyczna wdowa. Kiedy od drzwi kościoła dzieliło go już tylko
kilka jardów, nie wytrzymał i puścił się biegiem.
Całun leżał tam, gdzie rzucił go kwiaciarz. Ronnie, zmięty i pełen fałd - brudny gałgan u
stóp wspaniałego ołtarza - podniósł wzrok. Ołtarz nawet w wątłym świetle świec emanował
jasnością. Urzeczony jego pięknem, Ronnie czuł ulgę, że zostawia ten brudny Zwiat. Bez spowiedzi,
ale nie lękając się sądu, duch jego odszedł.
Jakąś godzinę pózniej ojciec Rooney otworzył drzwi zakrystii, wyprowadził z kościoła
cnotliwą Natalie i zamknął główną bramę. Wracając zajrzał do konfesjonału, by sprawdzić, czy nie
schowały się tam jakieś dzieciaki. Pusto, cały kościół był pusty. Niewielu pamiętało o świętej Marii
Magdalenie.
Kiedy pogwizdując szedł już do zakrystii, zauważył całun Ronnie'ego Glassa. Brudną,
zapomnianą przez kogoś szmatę, leżącą na stopniach ołtarza. "Idealna" - pomyślał, podnosząc ją.
Na posadzce zakrystii zostały niedyskretne plamy. Będzie miał czym je wytrzeć.
Powąchał płótno, uwielbiał zapachy. Nosiło w sobie ich tysiące. Eter, pot, psy, wnętrzności,
krew, lizol, puste pokoje, złamane serca, kwiaty i niepowodzenia. "Fascynujące. Oto dreszczyk
typowy dla parafii w Soho - pomyślał. - Codziennie coś nowego. Tajemnice na każdym progu i na
stopniach ołtarza. Zbrodnie tak liczne, że spłukanie ich wymagałoby oceanu wody święconej. Na
każdym rogu rozpusta na sprzedaż. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie jej szukać."
Wsadził całun pod pachę.
- Założę się, że miałbyś wiele do opowiedzenia - rzekł, gasząc świece palcami, tak
rozpalonymi, że nie czuły żaru płomieni.
KOZAY OFIARNE
(SCAPE-GOATS)
Wyspa, na którą wyniósł nas przypływ, była właściwie martwą górą kamieni. Nazwanie tej
garbatej sterty łajna wyspą byłoby pochlebstwem. Wyspy to morskie oazy, zielone i płodne. Ta tutaj
skazana była na zapomnienie; nie pływały wokół niej foki, nie unosiły się nad nią ptaki. Nie mam
pojęcia, dlaczego istnieją takie miejsca - chyba tylko po to, by można było rzec: "Widziałam jądro
nicości i przeżyłam".
- Nie ma jej na żadnej mapie - powiedział Ray, pochylony nad mapą Hebrydów, zaznaczając
paznokciem miejsce, gdzie według jego obliczeń utknęliśmy. Tak jak powiedział, na mapie była
tylko pusta przestrzeń, bladoniebieskie morze; nawet najmniejsza kropka nie sygnalizowała
istnienia tej skały. Nie tylko foki i ptaki ignorowały to miejsce, kartografowie również. Koło palca
Raya widoczne były jedynie strzałki, oznaczające prądy, które powinny były wynieść nas na północ:
czerwone strzałki na papierowym oceanie.
Jonathan, gdy tylko odkrył, że wyspy nie naniesiono na żadną z map, rozchmurzył się, z
miejsca poczuł się uniewinniony. To, że tu wylądowaliśmy, nie było już jego winą; zawinili
kartografowie. Nie mógł przecież przyjąć na siebie odpowiedzialności za fakt, że utknęliśmy w
miejscu, którego nawet nie zaznaczono. Skruchę, która malowała się na jego twarzy od samego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl