They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko nie było specjalnie trudne  najtrudniejsze było przekonanie starszych,
by wyszli na zewnątrz, gdyż czuli się znacznie bezpieczniej, mając nad głową
jakąkolwiek podłogę. Niezastąpiona okazała się Babka Morkie, tak z uwagi na
sprawdzone skłonności dyktatorskie, jak i na świecenie przykładem, czyli poka-
zowe spacery na świeżym powietrzu. W końcu skończyło się jedzenie zabrane
ze Sklepu i zaczął się głód. A na polach były króliki. I warzywa. Co prawda nie
tak dorodne i czyste, jakie powinny być według Arnolda Brosa (zał. 1905), tylko
powtykane w ziemię i brudne. Nomy narzekały, ale jadły je. Mnóstwo kretowisk
na pobliskim polu nie miało z kretami nic wspólnego  było efektem pierwszej
eksperymentalnej kopalni ziemniaków. . .
Po serii niemiłych doświadczeń lisy nauczyły się trzymać z dala od okolicz-
nych pól.
A potem Dorcas odkrył elektryczność w przewodach prowadzących do
skrzynki w jednym z opuszczonych baraków. Z pomocą kijów od szczotek, gu-
mowych rękawic i planowania dorównującego prawie temu przed Wielką Jazdą
udało mu się dostać i wykorzystać tę elektryczność.
Po długim namyśle Masklin podsunął pod przewody Rzecz, ale tylko zamru-
gała światełkami i wciąż milczała jak głaz. Nie ulegało natomiast wątpliwości, że
słucha. Prawie dało się słyszeć, jak słucha, toteż Masklin zabrał ją spod przewo-
dów i schował w szczelinie w ścianie. Miał niejasne przeczucie, że czas użycia
141
Rzeczy jeszcze nie nadszedł. Im dłużej nie korzystali z jej pomocy (nieważne dla-
czego), tym dłużej musieli sami dawać sobie radę, czyli myśleć. Masklin stwier-
dził, że może to i trudniejsze, ale daje więcej satysfakcji. A potem będzie się
można pochwalić. . .
Gurder po długich wysiłkach umysłowych doszedł do przekonania, że praw-
dopodobnie są gdzieś w Chinach.
Tymczasem z zimy zrobiła się wiosna, a z wiosny lato. . .
* * *
Ale siedzący ponad kamieniołomem na straży Masklin czuł, że to wcale nie
koniec.
Wartę trzymano zawsze na wszelki wypadek, a wartownik miał obok jeden
z wynalazków Dorcasa: przełącznik ukryty pod kamieniem i połączony drutem
z żarówką umieszczoną pod jednym z baraków. Na wypadek niebezpieczeństwa
ostrzeżenie docierało do pozostałych praktycznie natychmiast. Dorcas obiecał, że
kiedyś zamiast przełącznika będzie radio, i to  kiedyś mogło nastąpić wcześniej,
niż się można było spodziewać, ponieważ Dorcas miał teraz mnóstwo pomocni-
ków i uczniów. Spędzali większość czasu w jednym z baraków, otoczeni zwojami
kabli, kawałkami drutu i innych elektrycznych rzeczy, i wyglądali strasznie po-
ważnie.
Dyżury wartownicze stały się całkiem popularnym zajęciem, ale z zasady tyl-
ko w słoneczne dni.
Przyzwyczaili się do okolicy, zadomowili i zaczęli traktować ją jak swoją. Jak
dom.
Zwłaszcza Bobo.
Szczur zniknął pierwszego dnia, by potem pojawić się dumnie jako przywód-
ca lokalnych szczurów i ojciec gromadki szczurząt. Może dzięki temu szczury
i nomy jakoś współżyły ze sobą, uprzejmie schodząc sobie z drogi i nie zjadając
się wzajemnie.
Szczury zdecydowanie bardziej pasowały do kamieniołomu, przynajmniej
w opinii Masklina. Kamieniołom zresztą należał do ludzi, którzy po prostu chwi-
lowo o nim zapomnieli, ale kiedyś na pewno sobie przypomną i wrócą. A wte-
dy nomy będą musiały się wynieść  jak zwykle. Kiedyś do nich należał cały
wszechświat, a teraz próbują stworzyć swój mały świat w wielkim świecie ludzi,
co przecież na dłuższą metę nie może się udać.
Z miejsca, w którym siedział, miał doskonały widok nie tylko na okolicę, ale
także na sam kamieniołom. I na Grimmę, siedzącą w słońcu i uczącą czytać grupę
młodych nomów. Jemu samemu co prawda czytanie nie szło najlepiej, ale mło-
dzi łapali je znacznie szybciej, co było jedną z niewielu miłych niespodzianek.
Niemiłych problemów było znacznie więcej. Choćby stare rody działowe. Teraz
142
nie było działów ani stoisk, toteż nie było czym rządzić, za to było się o co kłó-
cić. Masklinowi wydawało się, że większość czasu większość nomów spędza na
kłótniach. Tematy były najrozmaitsze, ale zawsze wszyscy oczekiwali, że to on
rozsądzi każdy spór. Wyglądało na to, że są w stanie działać zgodnie tylko wtedy,
gdy myślą o czymś innym. . .
Słuchając brzęczenia pszczół i patrząc w niebo, przypomniał sobie, co mówiła
Rzecz. Co prawda gwiazd w dzień nie było widać, ale był przekonany, że jeśliby
zdołali dotrzeć do tego statku, który na nich czekał, wróciliby do gwiazd. Wiado-
mo, że nie zaraz, bo to nie taka znów prosta sprawa, a najtrudniejsze znów będzie
wytłumaczyć wszystkim, o co chodzi. Bo z nomami już tak jest, że wejdą stopień
wyżej i zamiast iść do końca schodów, siądą i zaczną się sprzeczać.
Ale już choćby to, że wiedzą o istnieniu schodów, było dobrym początkiem.
Z miejsca, w którym siedział, miał doskonały widok na wiele mil wokoło.
Między innymi także na lotnisko. Co prawda, gdy pierwszy raz przeleciał nad ni-
mi odrzutowiec, prawie zaczęła się panika. Na szczęście kilku widziało w książ-
kach samoloty i po naradzie okazało się, że to tylko odmiana ciężarówek, które
jeżdżą po niebie.
Masklin nie powiedział nikomu, dlaczego jest przekonany, że należy się jak
najwięcej dowiedzieć o lotnisku, lataniu i o samolotach. Wiedział, że kilkoro coś
podejrzewa, ale dotąd zawsze znalazło się coś, co wymagało natychmiastowego
zaangażowania głowy i rąk. A on zachowywał ostrożność. Póki co argument, że
trzeba jak najszybciej dowiedzieć się jak najwięcej o otaczającym ich świecie,
tak na wszelki wypadek, trafił wszystkim do przekonania. Nikt nie pytał, na jaki
wypadek, a i tak było więcej nomów niż zajęć, toteż przy dobrej pogodzie nie
brakowało ochotników do różnych dziwacznych przedsięwzięć.
Osobiście poprowadził wyprawę przez pola  trwała co prawda tydzień, ale
było ich trzydziestu i nie było żadnych problemów. Musieli przejść przez autostra-
dę, ale znalezli tunel zbudowany dla borsuków. Był też w nim co prawda borsuk,
lecz na ich widok zrobił w tył zwrot i zwiał, aż się kurzyło. Złe wieści zawsze
szybko się rozchodzą, a dla borsuków i lisów nadejście uzbrojonych nomów było
zdecydowanie złą wieścią.
Potem dotarli do drucianego płotu, wspięli się nań kawałek i przez kilka go-
dzin obserwowali startujące i lądujące samoloty. Masklin miał wtedy nieodparte
wrażenie, że to, co widzi i robi, jest bardzo ważne. Samoloty wyglądały groznie
i były wielkie, ale kiedyś tak samo wyglądały ciężarówki. Gdy zdobyli wiedzę
o nich, poznali ich nazwy, stały się bardziej normalne. Samoloty, tak samo jak
ciężarówki, mogą być użyteczne. A pewnego dnia nomy mogą ich potrzebować.
By zrobić następny krok.
A co śmieszniejsze, Masklin był w tej sprawie optymistą: uwierzył, że w koń-
cu mimo trudności i sporów dopną swego. A upewnił go w tym Dorcas, obserwu-
jący samoloty z jak najbardziej zainteresowaną miną.
143
Masklin nie mógł powstrzymać się od pytania:
 Zakładając. . . teoretycznie, ma się naturalnie rozumieć, że musielibyśmy
ukraść któryś, uważasz, że dałoby się to zrobić?
Dorcas podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
 Kierować takim nie powinno być zbyt trudno.  Uśmiechnął się i dodał: 
W końcu mają tylko po trzy koła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl