[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w podejrzliwość.
Ukłonił się nagle.
- śyczę wszystkim miłego wieczoru. - Po czym odwrócił się i sztyw
nym krokiem wrócił do sali balowej. Usłyszał gniewne wołanie Estelle
i krótką odpowiedz jej syna. Z ust Sary nie padły ju\ \adne słowa! Zebra
ne na sali pary zaczęły ustawiać się do kolejnego tańca. Marsh odetchnął
z ulgą.
Jednak burmistrz Dinkerson niechcący potrącił Amerykanina.
" Tak wcześnie nas pan opuszcza, panie MacDougal?
" Ach... tak. Dziękuję, \e mnie pan zaprosił. To był nadzwyczaj... nadzwyczaj
interesujący wieczór.
" Czy nie przekonam pana, by pan pozostał? Mo\e ma pan ochotę na cygaro? W
gabinecie mam pudełko najlepszych kubańskich.
" Dziękuję, ale nie teraz.
- Mo\e ja pana przekonam? - kobiecy głos rozległ się tu\ za nim.
Marsh zesztywniał, odwrócił się i zobaczył Sarę. Jej twarz uło\ona była
w dość miły wyraz, lecz w jej oczach płonął ogień. Piękny, niebezpieczny ogień.
Choć wiedział, \e ona zamierza go przepytać i \e nie jest jeszcze gotów
odpowiedzieć na \adne jej pytanie, coś lekkomyślnego w jego naturze sprawiło,
\e nie potrafił zignorować okazji, która się nadarzała.
Wiedział, \e musi przedstawić wymówkę - jakąkolwiek wymówkę -i odejść, lecz
zamiast tego skłonił się przed nią grzecznie. A więc ona pragnie starcia, có\ -
zatem walka. Tylko \e starcie odbędzie się na jego warunkach, zdecydował, gdy
muzyka zaczęła się przygrywką skrzypiec i wiolonczel. Wyciągnął do niej ramię, w
jego oczach rozpalił się błysk wyzwania.
- Bardzo dobrze, panno Palmer. Zatańczymy?
66
8
To był błąd.
Sara wiedziała o tym od chwili, gdy się zgodziła na taniec z Marshallem
MacDougalem. Chciała tylko usłyszeć odpowiedzi na swe pytania, gdy\ było coś
dziwnego w jego zainteresowaniu Olivia, a dokładniej jej ojcem. Coś, co
wprawiało ją w niepokój.
Gdy wyciągnął do niej ramię, zawahała się lekko. Lecz kiedy kącik jego ust uniósł
się w irytująco triumfalnym uśmiechu, odepchnęła od siebie wszelkie wątpliwości.
Poradzi sobie z jednym tańcem.
Przybrała fałszywie miły wyraz twarzy.
- Ach, to miło, \e czyta pan w moich myślach, panie MacDougal.
Poło\yła rękę na jego ramieniu, ignorując ciepło i siłę, promieniujące
przez cienką warstwę materiału. A niech to! Muzykanci znów wybrali walca. Jej
niepokój tylko się pogłębił, gdy ten irytujący mę\czyzna pewnym ruchem obrócił
ją i ustawił w pozycji do tańca.
Gdy zaczęli tańczyć, Sara utrzymywała między nimi mo\liwie największą
odległość. Było to, oczywiście, niewygodne, gdy\ walc wymagał pewnej bliskości,
jeśli miał być dobrze odtańczony, a ona wiedziała, jak się tańczy walca. On starał
się przyciągnąć ją bli\ej, i te starania czyniły z nich jedynąniezgrabnąparę na sali
pełnej wirujących tancerzy. Z trudem opierała się naciskowi jego dłoni na talię.
- Przysiągłbym, \e jest pani lepszą tancerką Saro. Czy ja panią dener
wuję?
Rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
- Gniewa mnie pan.
Parsknął śmiechem.
" O to chyba nietrudno. Jest pani najbardziej dra\liwą kobietą jaką spotkałem.
Większość kobiet byłaby wdzięczna za to, \e zostały uwolnione przed
niechcianymi względami prostaka.
" Poradziłabym sobie bez pana pomocy. Poza tym, d\entelmen nie pobiłby tego
biedaka do nieprzytomności.
" Uderzyłem go tylko raz - odparł, lecz jego uśmiech przybladł.
" Có\, nie musiał pan robić tego tak mocno.
Obrócił nią i, gdy ona oparła się jego potę\nym objęciom, znów się zachwiali.
Tym razem niemal zderzyli się z inną parą.
- Rozbijemy się, jeśli nie zacznie pani współpracować - mruknął.
67
Niechętnie przyznała mu rację; nie mo\e jednocześnie rozmawiać i walczyć z
nim. Zmusiła się więc do uśmiechu i ustąpiła.
On natychmiast przyciągnął ją bli\ej i zaczął z nią wirować. Znów posłał jej ten
triumfalny uśmiech.
- Tak jest o wiele lepiej.
Tak myślisz? Có\, wkrótce się dowiemy. Bez mrugnięcia powieką wytrzymała jego
spojrzenie.
" Co pan robi w Kelso? Dlaczego tak interesuje się pan mojąsiostrą? -zapytała bez
wstępów. -1 niech mi pan nie opowiada tych kłamstw o interesach i wakacjach.
" Ale to prawda.
" To kłamstwo i oboje o tym wiemy. Czy myśli pan, \e nie zauwa\yłam, i\ z
początku gonił pan za mną, jakbym była jakąś... jakąś wiejską dziewką...
- Miałem wra\enie, \e podoba się pani moja pogoń i nasz pocałunek.
-A potem odwrócił się pan i wzgardził mną- ciągnęła, ignorując jego
słowa. - Dał mi pan kosza na oczach wszystkich tych ludzi.
Przybrał na twarzy wyraz powagi, która, jak Sara podejrzewała, była fałszywa.
- Przykro mi, jeśli wyglądało na to, \e panią ignoruję. - Przyciągnął ją
jeszcze bli\ej. - Przyrzekam, \e więcej tego nie zrobię.
Sara poczuła, jak jego ręka, ciepła i mocna, porusza się po jej krzy\u i bicie jej
serca przyspieszyło ponad tempo tańca. Wiedziała, \e musi zapanować nad
swoimi emocjami; Marsh po prostu starał się odwrócić jej uwagę od tematu ich
rozmowy, a ona nie chciała, by odwracano jej uwagę.
- Teraz jest pan Panem Czarującym - ciągnęła. - Ale chodzi o coś wię
cej. Dlaczego interesuje pana moja rodzina? Skąd te pytania o mojego
ojca i ojca Olivii?
Zanim odpowiedział, przez długą chwilę patrzył na nią uwa\nie.
- Z pewnością nie jestem pierwszym mę\czyzną, którego pani podej
rzewa, \e rozgląda się za bogatą dziedziczką.
To prawda, \e nie był pierwszym, lecz mimo to Sara wyczuła w jego słowach
fałsz. Pokręciła głową.
-Nie to podejrzewam. Nie byłby pan pierwszym zamo\nym Amerykaninem, który
przyjechał do Anglii, by się rozejrzeć za tytułem do poślubienia - choć zazwyczaj
to bogate córki wynajdujązubo\alych mę\czyzn o lepszej krwi ni\ rachunku
bankowym. Ale nie sądzę, by panu o to chodziło, panie MacDougal - zakończyła
wyzywającym tonem,
68
-Dlaczego nie - mruknął, nie podejmując wyzwania. Wirował z nią tak, jak ka\dy
mę\czyzna, z którym wcześniej tańczyła na miejskich balach.
Przyglądała mu się uwa\nie, wykorzystując bliskość, jaką daje walc.
Miałmałąbli\nępodprawymokiemi lekkie skrzywienie na nosie. Z trudem
przypomniała sobie, \e jego pociągająca uroda nie powinna przykuwać jej uwagi.
Odchrząknęła.
- Coś się tutaj dzieje, coś, co ma związek... - umilkła, gdy jej umysł
zaczął analizować wszystkie fakty, które znała. - Coś, co ma związek
z ojcem Olivii, z Cameronem Byrde'em. Myślał pan, \ejestem jego cór
ką, prawda? Po czym dzisiaj... - Spojrzała na niego, najego zamknięte
spojrzenie i zaciśnięte szczęki.- Dzisiaj, kiedy dowiedział się pan, \e
mam siostrę... chciał pan wiedzieć, kto jest jej ojcem.
Przymru\yła oczy, starając się przeniknąć go spojrzeniem.
- Co Cameron Byrde ma wspólnego z panem? Nie \yje od ponad dwu
dziestu lat...
Wtedy wszystko naraz uderzyło jąze straszliwą, przyprawiającąo mdłości mocą.
Cameron Byrde, drugi mą\ jej matki i ojciec Olivii, był znany ze swej zbytniej
skłonności do kobiet. Choć matka kochała go do szaleństwa, Sara usłyszała od
pani Hamilton wystarczająco du\o opowieści o eskapadach tego człowieka, by
wiedzieć, \e był przystojnym nicponiem i samolubnym łajdakiem. Był czarujący,
lecz tak\e nieodpowiedzialny i bez \adnych zasad moralnych.
A teraz pojawił się mę\czyzna w odpowiednim wieku, który przebył bardzo długą
drogę, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym człowieku.
Coś w wyrazie jej twarzy mogło zdradzić jej podejrzenia, gdy\ twarz MacDougala
ściemniała.
-Pan... pan... -Nie mogła wydobyć z siebie tych słów. Nie zauwa\yła, \e przestała
tańczyć, a\ on wypchnął jągwałtownie z wirującego grona na skraj parkietu.
Pochylił nad nią głowę.
-Niech pani nie wyciąga pochopnych wniosków, Saro.
" Pan jest jego synem, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]