[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potrzebował troskliwej pielęgnacji i córka spędzała przy nim długie godziny. Richard często
odwiedzał sir Jeremy'ego, gawędził z nim o lokalnych wydarzeniach i swoich planach
związanych z Channings, ale ilekroć spojrzał na bladą twarz i podkrążone oczy Leksi, nalegał,
by wybrała się z Johnnym na konną przejażdżkę albo na przechadzkę. Rzadko zdarzało im się
spędzić razem więcej niż pięć minut, a już prawie nigdy w cztery oczy.
A potem, ku konsternacji wszystkich tych, którzy przed rokiem świętowali jego klęskę,
Napoleon uciekł z Elby. Johnny i Richard zostali powołani do służby przez jedynego człowieka,
który mógł ich skłonić do powrotu w szeregi armii, ich dowódcę z Półwyspu Iberyjskiego -
Wellingtona. Z uwagi na chorobę ojca Johnny otrzymał przydział do Londynu, natomiast
Richard był wysyłany z listami po całej Europie, do Wiednia, Brukseli i innych stolic państw
sprzymierzonych, które zamierzały wspólnie wystąpić przeciwko Napoleonowi.
Wrócił do Londynu wiosną 1815 roku i dołączył do Johnny'ego, który służył jako oficer
łącznikowy Wellingtona w dowództwie Gwardii Konnej. Na Wielkanoc przyjechali do Somerset
na cały tydzień.
To nie były najprzyjemniejsze odwiedziny. Richard zachowywał większą rezerwę niż
kiedykolwiek, natomiast Johnny ciągle był w złym humorze i zdecydowanie za dużo pił. Leksi
raz czy dwa zapytała brata, co się z nim dzieje, ale ją zbywał. W końcu doszła do wniosku, że
tylko Richard cieszy się zaufaniem Johnny'ego, lecz dopiero w przeddzień ich wyjazdu mogła
zapytać go o brata.
Zamierzali wybrać się nad rzekę we trójkę, ale Johnny w ostatniej chwili rozzłościł się z jakiegoś
powodu i postanowi nie iść. Leksi nie mogła przepuścić jedynej okazji, żeby porozmawiać z
Richardem w cztery oczy.
Było ciepło i Somerset rozkwitło pełnią urody. Drzewa, którymi obsadzono aleje wokół
Rawdon, pyszniły się zielonkawożółtymi baziami i śnieżnobiałymi kwiatami tarniny. Brzegi
rzeki były jeszcze barwniejsze: rzucały się w oczy wysokie, smukłe fioletowe irysy, kępy
bladożółtych prymulek i delikatne wiosenne anemony. Nad rzeką trwała gorączkowa aktywność,
bo uradowane wielkanocnym słońcem ptaki i drobne zwierzęta szykowały się do założenia
rodziny. Richard zaczął wspominać dawne dni, a Leksi z wezbranym wzruszeniem sercem
wróciła pamięcią do chwil, gdy zaśmiewali się na widok harców młodych wydr, a ona zaprag-
nęła, by Richard ją pocałował...
- Jak tu cudownie - rzekł z westchnieniem, wdychając pełną piersią wonne powietrze. - Nawet
nie wiesz, jak za tym tęskniłem. - Odwrócił się w stronę Leksi. - Co u ciebie, Aleksandro?
Zaskoczona Leksi zarumieniła się.
- W... wszystko dobrze - wyjąkała. - Przecież wiesz. Nie musiałeś pytać.
- A co u Transdena? Też wszystko w porządku?
- U Transdena? U pana Transdena? Nie mam pojęcia.
- Doprawdy? - zapytał sceptycznie.
- Oczywiście. Dlaczego sądzisz, że powinnam coś o nim wiedzieć? Nie widziałam go od
minionego lata i nic o nim nie słyszałam.
- Czy to prawda?
- Oczywiście. Był cudownym partnerem do tańca i to wszystko. Dlaczego on cię tak interesuje?
- W zeszłym roku cały Londyn huczał od plotek, że za niego wyjdziesz.
- Nie poczuwam się do odpowiedzialności za to, o czym ludzie plotkowali przed rokiem. Mogę
cię zapewnić, że nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby wyjść za pana Transdena.
- Lady Wroxford... - zaczął Richard. Urwał nagle i zaczął jeszcze raz. - Kiedy ostatnio widziałem
się w Londynie z lady Wroxford, dała mi do zrozumienia, że on nadal jest tobą zainteresowany.
Chyba wierzy, że mógłby cię skłonić do zmiany decyzji.
Leksi domyśliła się, że jej matka chrzestna postanowiła sprawdzić, co może zdziałać odrobina
zazdrości.
- Lady Wroxford na pewno tak nie sądzi - powiedziała stanowczo. - Ona doskonale wie kogo... -
Ugryzła się w język. Mało brakowało, by się zdradziła. - Ona wie, że nie jestem zainteresowana
panem Transdenem - dodała zdecydowanie. -Zakończmy już ten temat i porozmawiajmy o
czymś ważniejszym. Chciałabym zapytać cię o Johnny'ego. Dzieje się z nim coś złego i chcę
wiedzieć, o co chodzi.
- Co masz na myśli? - zapytał Richard ostrożnie.
- Nie próbuj mnie zbywać. Pytałam Johnny'ego, ale nie raczył ze mną rozmawiać. Martwię się o
niego i miałam nadzieję, że mogę liczyć na twoją pomoc. Zrobił się taki drażliwy, szczególnie
dziś rano. Nie tylko w stosunku do mnie, ale również wobec ojca i służby.
- Pewnie ma kaca - rzucił lekko Richard. - Rozmawialiśmy wczoraj do póznej nocy i wino
płynęło strumieniami. Nie martw się, Aleksandro. On wróci do siebie.
- Naprawdę? - Nie pozbyła się wątpliwości. - Podejrzewam. .. Jestem pewna, że chodzi o coś
więcej.
- Większość naszych obowiązków w Gwardii Konnej jest piekielnie nudna i Johnny ma tego
serdecznie dosyć. Przecież go znasz. Lubi otwartą walkę, kiedy człowiek musi stanąć twarzą w
twarz z wrogiem i stawić czoło niebezpieczeństwu. Nie po to wstąpił do wojska, żeby zdobywać
tajne informacje czy strzec dokumentów.
- To dla mnie oczywiste. Dlaczego obaj z Johnnym się tym zajmujecie? Myślałam, że nadal
jesteście w czynnej służbie.
- Jesteśmy. To jak najbardziej czynna służba, choć nie leży w charakterze Johnny'ego.
Napoleońscy szpiedzy daliby sobie obciąć prawą rękę w zamian za informacje zawarte w listach
Wellingtona, dlatego książę potrzebuje pewnych ludzi do ich ochrony. - W głosie Richarda
pojawiło się zniecierpliwienie. - Czasami myślę, że szpiedzy wroga znacznie bardziej interesują
się potrzebami księcia niż ci głupcy z Gwardii Konnej. I zawsze znajdzie się ktoś gotów
sprzedać tajemnice wojskowe...
Urwał i przez chwilę szli w milczeniu. Zatrzymali się przy przełazie.
- Powiedz mi - zapytała Leksi niespodziewanie - czy Johnny pije?
- Oczywiście. Wszyscy pijemy.
- Bez wykrętów. Wiesz, o co mi chodzi. Czy Johnny pije za wiele?
Richard zawahał się.
- Możliwe. Na pewno więcej niż dawniej. Nie martw się, Aleksandro. Jak tylko wróci do
regimentu, znów będzie sobą. To już nie potrwa długo. Ta przepustka wypadła w bardzo
odpowiednim momencie, bo wątpię, czy za miesiąc będziemy jeszcze w Anglii.
- Znowu znajdziecie się w ogniu walki?
- Najprawdopodobniej. Tym razem zmierzymy się z samym Napoleonem, a nie z jego
podkomendnym, jak to było w Hiszpanii. Wellington jest na to przygotowany.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]