[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pędzili korytarzem, a cichy tupot nóg ścigających ciągle się przybliżał.
Nagle Techotl wydyszał:
Na schody! Za mną, szybko! Och, szybko! wyciągnął w mroku rękę i chwycił Valerię za
ramię, gdy potknęła się na stopniach.
Czuła jak pół ciągną pół wnoszą ją po schodach. W połowie drogi Cymmerianin puścił jej rękę i
odwrócił się. Słuch i instynkt podpowiadały mu, że prześladowcy siedzą mu na karku.
I NIE WSZYSTKIE DyWIKI WYWOAANE BYAY PRZEZ LUDZKIE ISTOTY
Coś wypełzło na schody; coś co wiło się, szeleściło i powodowało zimny powiew w powietrzu.
Conan ciął swym wielkim mieczem i poczuł, jak ostrze rozcina coś, co mogło być ciałem i kością i
wbija się głęboko w stopnie. Jego stopy dotknęło coś zimnego jak dotknięcie mrozu, a potem
ciemność w dole przeszył straszliwy trzask i łomot oraz ludzki krzyk agonii.
W następnej chwili Conan przebiegł schody i otwarte drzwi na ich szczycie. Valeria i Techotl już
tam byli; Techotl zatrzasnął drzwi i zasunął rygiel pierwszy, jaki Conan widział od czasu gdy
przekroczyli bramy miasta.
Tecuhltlanin obrócił się i pobiegł w głąb jasno oświetlonej komnaty, w której się znajdowali.
Kiedy przebiegali przez drzwi na jej końcu Conan rzucił okiem w tył i zobaczył, że zamknięte drzwi
uginają się i trzeszczą pod gwałtownym naporem z drugiej strony. Techotl zdawał się odzyskiwać
pewność siebie, chociaż nie zwalniał kroku i nie zaniechał ostrożności. Zachowywał się jak człowiek
znajdujący się na dobrze znanym terenie, blisko przyjaciół.
Mimo to wpadł ponownie w przerażenie, gdy Conan zapytał:
Co to było, to, z czym walczyłem na schodach?
Ludzie z Xotalanc odparł Techotl nie oglądając się. Mówiłem wam, że pełno ich w
komnatach.
To nie był człowiek mruknął Conan. To było coś pełzającego, w dotknięciu zimne jak lód.
Sądzę, że przeciąłem to na pół. Spadło na ludzi, którzy nas ścigali i musiało zabić jednego z nich w
śmiertelnych skurczach.
Techotl odwrócił gwałtownie głowę twarz miał popielato szarą. Z najwyższym trudem
przyspieszył kroku.
To był Pełzacz! Potwór, którego wywołali z katakumb do pomocy! Nigdy go nie widzieliśmy,
ale znajdowaliśmy naszych ludzi straszliwie przez niego zmasakrowanych. Na Seta pospieszcie
się! Jeżeli jest na naszym tropie, będzie nas ścigał aż do samych wrót Tecuhltli!
Wątpię mruknął Conan. Tam na schodach zadałem mu potężny cios.
Spieszcie się! Spieszcie! jęczał Techotl.
Przebiegli kilka zielono oświetlonych komnat, przecięli szeroki przedsionek i stanęli przed
olbrzymimi wrotami z brązu.
To jest Tecuhltli! rzek Techotl.
3
Techotl załomotał w drzwi zaciśniętą pięścią i stanął bokiem do nich, tak że mógł obserwować
przedsionek.
Zdarzało się, że ludzie ginęli tutaj kiedy sądzili, że są bezpieczni rzekł.
Dlaczego nie otwierają bramy? zapytał Conan.
Patrzą na nas przez Oko odparł Techotl. Wasz widok ich zadziwił. Podniósł głos i zawołał
Otwieraj, Excelanie! To ja, Techotl wraz z przyjaciółmi z wielkiego świata za puszczą!
Otworzą zapewnił sprzymierzeńców.
Lepiej niech zrobią to szybko rzekł Conan ponuro. Słyszę, jak coś pełznie po posadzce do
przedsionka.
Techotl ponownie poszarzał i zaatakował wrota pięściami:
Otwórzcie, durnie, otwórzcie! Pełzacz depcze nam po piętach!
W tejże chwili wielkie wrota z brązu uchyliły się bezszelestnie, odsłaniając ciężki łańcuch, a za nim
lśniące ostrza włóczni i spoglądające czujnie na przybyszów twarze o dzikich rysach. Po chwili
łańcuch opadł i Techotl z nerwowym pośpiechem nieomal przeciągnął ich przez próg.
Gdy wrota zamykały się, Conan spojrzał przez ramię w głąb rozległego, mrocznego przedsionka i
ujrzał na jego końcu niewyraznie zarysowany, gadzi kształt. Bladawe, wijące się z trudem zwoje
przelewały się przez drzwi komnaty do obszernego przedsionka, a odrażający, zlany krwią łeb kiwał
się chwiejnie. Pózniej zamykające się wrota zasłoniły widok.
Kiedy znalezli się wewnątrz czworobocznej komnaty, zasunięto masywne rygle i założono
łańcuch. Wrota mogły wytrzymać ciężkie oblężenie. Pilnowało ich czterech strażników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]