[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieuleczalna choroba.
Luka odwiedza Dorę w czasie próby w teatrze.
Tak, czasem Dora mu na to pozwala. Luka siedzi wtedy na
widowni, ale zupełnie z tyłu, w ostatnim rzędzie, i przysłuchuje
się próbie. Czuje się wtedy tak, jakby dostał specjalną nagrodę,
chociaż prawie nic nie rozumie. Wie oczywiście,
o co chodzi, ale nie rozumie, co mówią aktorzy na scenie!
Jednak w ogóle mu to nie przeszkadza, bo przychodzi tam, żeby
oglądać i słuchać Dorę, podziwiać ją, a nawet troszkę
pozazdrościć staremu królowi, który pod koniec sztuki bardzo
długo trzyma ją w ramionach. Zazdrość to dla niego zupełnie
nowe uczucie, zwłaszcza w odniesieniu do kobiet. Ciągle
jeszcze pamięta pierwszy dzień Dory w przedszkolu i jej
bajeczną, wspaniałą, niezwykłą torbę, którą nigdy nie mógł się
wystarczaj ąco nacieszyć. Wtedy był zazdrosny, choć była to
raczej zawiść. Tak, on też chciał ją mieć i nie przeszkadzało mu,
że torba należy do Dory. Teraz przeszkadza mu to, że ten stary
mężczyzna może - a nawet musi! - tak ją dotykać. Stanowi to
część jej zawodu. Luka musi się z tym pogodzić. Co go jeszcze
czeka? Pocałunki, pieszczoty, sceny erotyczne???!!! Nagle robi
mu się niedobrze i musi szybko iść do toalety, spryskać sobie
twarz wodą. Musi zanurzyć oczy w zimnych kroplach, żeby
nigdy więcej nie oglądały takich obrazów, które żyją tylko w
jego głowie.
- No i jak było? Jak grałam? Jak ci się podobało? Jego
odpowiedź to długie milczenie. Dopiero po chwili bierze ją w
ramiona i tuli mocno do siebie. -Ja też cię kocham, ljubavi
mojajedina.
Dzięki pomocy Christiana Luka znajduje niewielkie atelier,
które postanawia wynająć. Codziennie przez kilka godzin
maluje tam obrazy.
Tak, poradzi sobie, bardzo go to cieszy. Jednak chodzi tam
tylko wtedy, gdy Dora jest zajęta, gdy nie ma dla niego
czasu. I może właśnie dlatego, że Dora rzadko ma dla niego
czas, Luka maluje szybko, bardzo szybko. Jeszcze nigdy tak
szybko nie malował. Mógłby malować z zamkniętymi oczami,
bo obrazy powstają w jego głowie bez problemu, jakby to była
fotografia, jakby wystarczyło nacisnąć guzik i od razu wszystko
jest gotowe. Jest zachwycony nowym sposobem kładzenia farb
na płótno. Wszystko to jest dla niego ogromnym zaskoczeniem,
a przecież on lubi być zaskakiwany. Przygląda się gotowemu
obrazowi, nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, czego nie
da się opisać, co powstaje na jego oczach za pomocą różnych
pędzli: płaskiego, okrągłego, z włosia, do gruntowania. I nawet
jeśli nie zawsze wie, co to jest, to jednak wie, że jest to dobre, a
nawet bardzo dobre. Jak nowe życie. Wie, że w tej chwili jest
wszystkim, czym kiedykolwiek będzie.
Dzięki pomocy Christiana Luka sprzedaje dwa obrazy.
Robi to z ciężkim sercem, bo to jego ulubione dzieła. Serce
uderza mu szybciej, gdy im się przygląda, jeden z nich chciałby
koniecznie podarować Dorze. Niestety, kupiec chce akurat te
dwa, więc Luka się zgadza, bo potrzebuje pieniędzy, dla siebie,
dla Dory, na wszystko, co może się jeszcze zdarzyć. A zdarzyć
może się wiele, Luka wyraźnie to czuje i dlatego chce być
przygotowany, nigdy nie powinno im zabraknąć pieniędzy,
zresztą w ogóle niczego nie powinno im zabraknąć. Jest
przekonany, że w Paryżu uda mu się sprzedać wszystkie swoje
obrazy. Prosi Christiana, żeby się tym zajął.
- Niech nic nie zostanie, gdy będziemy wracać nad morze,
sprzedaj wszystkie!
Christian jest zdziwiony, w pytającym geście unosi brwi,
które sobie częściowo wyskubał, tak że tworzą teraz cienką
linię. To był zakład, taki głupi, bezsensowny i dziecinny, jaki
mogą zawrzeć tylko mężczyźni wolnego stanu w średnim
wieku.
- Czy Dora wyjedzie z Paryża?
- Oczywiście, po premierze, gdy... Zresztą nie wiem, chyba
tak.
Luka niepewnie spogląda na przyjaciela z nadzieją, że ten
potwierdzi jego przypuszczenia.
- Jak sądzisz? Wyjedzie ze mną?
- Nie wiem. Ale trudno mi to sobie wyobrazić.
Jego szczerość uderza Lukę z siłą litrowej puszki farby.
Zaczyna liczyć. Na szczęście na miejscu jest Christian, który
zna się na sposobach, jakimi posługuje się Luka, gdy zamierza
„uciec". Kładzie przyjacielowi dłoń na ramieniu.
- Rób po prostu swoje, a wszystko będzie dobrze. Dlatego
Luka
nadal
maluje,
Christian
sprzedaje,
a
Dora
jest
uszczęśliwiona.
Luka zwiedza wystawy i muzea.
Czasem robi to sam, czasem razem z Dorą. Dora bardzo
dobrze się na tym zna. Prawie codziennie spędzają długie
godziny w Luwrze. Stoją albo siedzą przed mistrzowskimi
dziełami sztuki pochodzącymi ze wszystkich epok i po prostu
milczą. Każde słowo byłoby tu zbyteczne. Nie mogą
się zwłaszcza napatrzyć na kolekcję impresjonistów, Jeana
Waltera
i
Paula
Guillaume'a,
która
znajduje
się
w
odremontowanym i w tym roku otwartym Musee de
1'Orangerie. Co za nazwiska! Luka zna je wszystkie, są dla
niego jak starzy przyjaciele, jakby towarzyszyli mu w życiu od
zawsze, jakby go wspierali, ukierunkowywali spojrzenie. Luka
jest w stanie niemal ekstazy. Uścisk jego dłoni sprawia Dorze
ból, ale ona nic nie mówi. Wie, co to znaczy, gdy z powodu
uczuć człowiek staje się ślepy, niemy i głuchy. Zaślepiony.
Opętany. Pchany namiętnością.
-Jestem jednym z nich - mówi Luka cichym głosem. -Jestem
jednym z nich.
Luka jest z Dorą na kolacji w przytulnej, małej restauracji,
która słynie ze znakomitej kuchni.
Jedzenie to rodzaj sztuki. Przypomina mu jego obrazy, tę
szczególną kompozycję kolorów, które przychodzą zupełnie
przypadkowo, choć później - a może właśnie dlatego - powstaje
z nich coś niezapomnianego. Próbuje wszystkiego, jest ciekawy.
Czasem usiłuje sam złożyć zamówienie, a gdy błędnie wymówi
nazwę potrawy, wtedy kelnerzy, w zależności od kategorii
lokalu, uśmiechają się albo wybuchają śmiechem, a niektórzy
nawet się obrażają. To, co mówi, brzmi wprawdzie z francuska -
w końcu jest muzykalny i przebywa tu już od pewnego czasu -
ale to nic, absolutnie nic nie znaczy. Gdyby nie Dora, umarłby z
głodu. Do tego już doszło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]