[ Pobierz całość w formacie PDF ]
je, ocierając się o łydki. Gdy wyciągnęłam dłoń, rozpłaszczyła się na podłodze ze
strachu. Bardzo powoli musnęłam jej grzbiet, a potem przeciągnęłam ręką aż po
ogon. Rozluźniła się, więc pogłaskałam ją jeszcze raz.
Zsunęłam się z ławki i usiadłam na podłodze. Zamarła, ale nie uciekła. Gdy
upewniłam się, że nie dostanie zawału, podniosłam ją ostrożnie i wzięłam na ręce.
Wtuliłam twarz w aksamitne futerko. Potrzebowałam jej, choć ona nie zdawała
sobie z tego sprawy.
– Zawrzyjmy umowę, Hamlet – mruknęłam. – Ja pomogę tobie, jeśli ty
pomożesz mnie.
Rozdział 17
Nim wypełniłam wszystkie niezbędne papierki i zapakowałam Hamlet do
kartonowego transportera, minęło dobre pół godziny. Myślałam, że Cade czeka
przy samochodzie, ale gdy wyszłam na parking, okazało się, że jest pusty.
Wyciągnęłam telefon. Żadnego smsa.
Zajrzałam za wycieraczkę. Żadnej wiadomości.
Zadzwoniłam. Nie odebrał.
Zadzwoniłam jeszcze raz. Poczta głosowa.
Zanim wysłuchałam do końca nagrania, ryczałam w najlepsze.
– Cade, tak strasznie cię przepraszam. Nie wiem, jak to naprawić. Boże, to
wszystko jest kompletnie porąbane. Po prostu chciałabym, żeby było jak kiedyś,
choć wiem, że już nigdy nie będzie. Chciałabym… Nie, nieważne. Po prostu daj
znać, czy wszystko w porządku. Nie ma cię przy samochodzie i nie wiem, jak
wróciłeś do domu i czy w ogóle wróciłeś do domu. Martwię się. Więc po prostu daj
znać, proszę. Porozmawiajmy.
Kilka minut później, gdy ogłuszona wciąż siedziałam na ziemi koło samochodu,
dostałam wiadomość: Nic mi nie jest.
Zadzwoniłam. Poczta głosowa.
Choć ze wszystkich sił próbowałam wmówić sobie, że nasza przyjaźń przetrwa
i ten kataklizm, przez skórę czułam, że to już koniec. Wypaliła się. Jak gwiazda.
Oszalałam z żalu. A może po prostu oszalałam. Albo nie miałam gdzie się
podziać. Nieważne. Kiedy wróciłam na osiedle, nie poszłam do domu. Tuląc do
siebie pudło z kotem, powędrowałam po prostu do Garricka.
Nie wiem, jak wyglądałam, gdy otworzył drzwi, ale bez żadnych pytań
otworzył je szeroko i zaprosił mnie do środka.
Nigdy wcześniej nie byłam w jego mieszkaniu. Powinnam poprosić go, by mnie
oprowadził, powiedzieć coś miłego na temat wystroju, ale nie byłam w stanie.
Kiedy Garrick delikatnie uniósł palcem moją brodę i popatrzył na mnie
zmartwionym wzrokiem, zaczęłam szlochać jak wariatka. Powtarzał moje imię
i chciałam wyjaśnić, opowiedzieć, ale nie dałam rady. Łzy płynęły mi po policzkach
i ledwie mogłam oddychać.
Garrick odebrał mi pudło z Hamlet i objąwszy mnie ramieniem, poprowadził do
pokoju. Choć mieszkanie było właściwie identyczne jak moje, salon wyglądał
zupełnie inaczej. Było w nim pełno książek – część stała poupychana na półkach,
część piętrzyła się w stosach na podłodze. Meble były nowoczesne, ale nie na tyle,
bym czuła opór przed rzuceniem się na czarną kanapę i przytuleniem do piersi
wielkiej białej poduchy. Garrick odstawił kota, usiadł obok i przyciągnął mnie do
siebie. Tulił mnie jak dziecko, ocierając mi łzy i głaszcząc uspokajająco po
plecach.
– On mnie nienawidzi – wydusiłam wreszcie, choć o nic nie pytał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]