They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszeć drapanie, tym razem w drzwi. Michael ruszył do przodu i wepchnął biurko z
powrotem na miejsce, przytrzymując je, gdy z drugiej strony ktoś napierał na drzwi.
- Cholera - syknÄ…Å‚. - Gdzie on jest?
Nad nimi coś pękło z suchym zgrzytem - to ktoś zrywał, łamał i odrzucał deski.
Przekopywali siÄ™.
Eve wstała i oparła się o ścianę. Kopnęła nogę niewielkiego stolika, leżącego
nieopodal jej krzesła. Noga ułamała się pod kątem, tak że powstał czubek, może nie
tak ostry jak włóczni, ale też nie tak tępy jak pałki. Złapała nową broń w obie dłonie
i spoglądała to na sufit, z którego tynk sypał się jak podczas śnieżycy, to na
Michaela, który z trudem utrzymywał biurko barykadujące drzwi.
Zginiemy tutaj, pomyślała Claire. Dotarło to do niej z przerazliwą jasnością, jakby już
widziała przyszłość przez okno czasu. Eve będzie leżeć tam, z otwartymi, pustymi
oczami, a Michael umrze, próbując jej bronić. A ona skończy jako mała połamana
stertka pod oknem, gdzie znajdzie jÄ… Shane...
Nie.
Myśl, że w takim stanie znajdzie ją Shane, bardziej nawet niż sama wizja śmierci
sprawiła, że Claire buntowała się \v środku. Już dość widział. Dość się wycierpiał.
Nie zamierzała na koniec dodawać jeszcze tego. Nie zrobi mu tego.
- Musimy żyć - powiedziała głośno. Zabrzmiało to
trochę obłędnie. Michael spojrzał na nią, a Eve zaczęła się
wręcz gapić.
- No oczywiście - stwierdziła Eve. - I to podobno ja
dziś dostałam w głowę...
W końcu sufit się poddał i wraz ze zgrzytem drewna i deszczem tynku i gruzu spadły
na dół trzy ciała, pokryte krwią wszędzie tam, gdzie nie były białe od pyłu.
Wyglądały jak potwory, a kiedy najwyższy odwrócił się w stronę Claire, a ta
zobaczyła błysk kłów, wrzasnęła.
Krzyk trwał tyle, co jedno uderzenie serca, po czym przyszło opamiętanie. I ulga.
- Oliver? - Po prostu cudownie. Czuła ulgę na widok Oliyera. Zwiat stanął na
głowie, koty zaprzyjazniły się z psami, a życie takie, jakim je znała do tej pory,
pewnie się skończyło.
Oliver wyglądał, no cóż... jak potwór. Jak potwór, który przedarł się przez piekło,
krok po kroku i przy okazji, o dziwo, był zachwycony każdą minutą zmagań.
Uśmiechnął się szeroko do Claire, pokazując kły, po czym odwrócił się do Eve, która
rzuciła się na niego z zaostrzonym kijem. Odebrał go jej bez najmniejszego trudu i
pchnął ją w stronę Michaela, który co prawda pohamował się od ataku, ale był
równie zaskoczony, jak Claire.
119
- %7łołnierze, spocznij - odezwał się Oliver. Prawie się śmiał. Obok niego Morley
otrzepywał się z białego pyłu i wzniósł chmurę pyłu, która doprowadziła Claire do
łez, kiedy wykaszlała:
- Wygląda na to, że nadal jesteśmy sojusznikami.
Przynajmniej na razie.
- Zupełnie jak Rosja i Anglia podczas II wojny światowej - zgodził się z nią
Morley, po czym zaczai siÄ™ zastana¬
wiać. - A może to była pierwsza? Tak trudno zapamiętać
te szczegóły. W każdym razie naszym przeciwnikiem jest
wspólny, gorszy wróg. Możemy się pozabijać pózniej.
Trzecim z grupy okazał się Jason, który wyglądał równie zle, jak pozostali. Ale nie
był z tego powodu równie szczęśliwy. Trząsł się, i to wyrazniej, a prowizoryczny
bandaż, którym miał okręcony lewy nadgarstek, przesiąkł krwią.
Eve w końcu rozpoznała swojego brata i złapała go w objęcia. Jason przez moment
stał nieruchomo, po czym niezgrabnie poklepał ją po plecach.
- Nic mi nie jest - powiedział. Claire pomyślała, że kłamie, ale było to
odważne stwierdzenie. - Masz krew na twarzy.
- Uderzyłam się w głowę - wyjaśniła Eve.
- A, no to nic się nie stało - stwierdził Jason i to było tak typowe stwierdzenie
jak na brata, że Claire aż się uśmiechnęła. - A tak serio, to to zle wygląda, Eve.
- Nic nie jest złamane. Głowa mnie boli i trochę mi się
w niej kręci. Ale przeżyję. A co się tobie stało?
- Nie pytaj. - Jason się odsunął. - Chłopie, potrzebujesz wsparcia?
Michael złapał biurko i znów podciągnął je pod drzwi, a teraz próbował je utrzymać
w miejscu.
- Pewnie - rzucił. Nie żeby siła Jasona mogła tu wiele
pomóc, pomyślała Claire. Był silny i żylasty, ale nie tak silny jak wampiry.
- Wpuśćcie ich - powiedział Morley i strzepnął resztę
kurzu na wszystkich. - To moi ludzie. No chyba że nam nie ufacie?
- Nie, skąd ten pomysł? - zapytała słodko Eve, po czym
odwróciła się do Michaela. - Nawet o tym nie myśl!
- Wolisz, żeby rozerwali ich tam na strzępy? - zapytał
Morley, nie kładąc na tę wypowiedz specjalnego nacisku, jakby tak naprawdę mu
nie zależało. - Sądziłem, że ktoś tak współczujący nie będzie tak łatwo potępiał
innych.
- Przepraszam, ale to wy nas przywiązaliście do foteli.
I kłuliście igłami. I piliście naszą krew. Nie, nie widzę żadnego powodu, żeby ci
zaufać!
Morley wzruszył ramionami.
- No to pozwól im umrzeć. Jestem pewien, że ich krzyki nie będą ci
przeszkadzały.
120
Rzeczywiście, po drugiej stronie drzwi ktoś zaczął krzyczeć i zamiast łomotać, raczej
pukał.
- Michael! Michael! Tu Jacob Goldman. Otwórz drzwi!
NadchodzÄ…!
Michael wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Claire, a potem z Eve i Oliverem.
Oliver skinął energicznie głową.
Michael złapał biurko i przyciągnął do siebie, prawie przewracając przy tym Jasona.
- Hej! - zaprotestował Jason. -- Następnym razem
ostrzegaj!
- Zamknij się. - Michael pchnął go mocno do tyłu.
Drzwi się otworzyły i do pokoju zaczął się wlewać potok wampirów.
Ludzie Morleya. Podobnie jak on sam nie wyszli z tego bez szwanku. Wszyscy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl