[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mama, dbały o siebie nawzajem.
Nic mi nie jest, ale mam pewien kłopot z ociąganiem przyznał Justin. I
potrzebuję twojej pomocy.
Nie ma sprawy. O co chodzi? zapytał krótko Mitch. O Bena.
Danielsa? zdziwił się Mitch. Czy\by ju\ nie pracował na ranczu?
Z chwilą gdy ojciec rodziny przeszedł na emeryturę, Adam przejął zarząd nad
licznymi przedsięwzięciami rodzinnej firmy Graingerów. Nieco młodszy od niego
Mitch nadal dbał o wszystko, co dotyczyło ich osobistych spraw. I zawsze
wiedział, co w trawie piszczy. Znał tak\e bardzo dobrze przeszłość Bena Danielsa.
Wszystko zaczęło się tego roku, gdy sam skończył dwadzieścia dwa lata, a więc
dwa lata po tym, jak powierzono mu kierowanie kasynem w Deadwood.
Trzynaście lat wcześniej Ben, wówczas siedemnastoletni chłopak, sierota, bez
\adnej rodziny, dostał pracę pastucha w posiadłości wiejskiej Graingerów w stanie
Wyoming, gdzie urodzili się i wychowali zarówno Mitch, jak i jego rodzeństwo.
Wszyscy Graingerowie, począwszy od ojca Mitcha i jego matki, a\ po
dzieciaki, a nawet Beth, o trzy lata młodszej od reszty rodzeństwa, wzięli Bena,
chudego wyrostka, pod swoje opiekuńcze skrzydła.
Pracując przez lata na ranczu, chłopak nauczył się doskonałe obchodzić z
końmi. Polubił ogromnie pracę stajennego. Aczkolwiek nigdy nie był w stanie
dorównać Justinowi, który w tej dziedzinie osiągnął mistrzostwo, mimo to jednak
stał się świetnym fachowcem.
Wyrósł z niego przystojny, młody mę\czyzna, oglądający się za spódniczkami.
Przed trzema laty osiemnastoletnia córka znanego i wpływowego bankiera, która
zaszła w cią\ę, oznajmiła, \e Ben jest ojcem jej dziecka. Ben zaprzeczył,
oświadczył, \e nigdy nawet nie zbli\ył się do tej dziewczyny, i nalegał na
wykonanie testów DNA. Do tego nie doszło, gdy\ nieszczęsna dziewczyna w
strachu przed gniewem ojca połknęła śmiertelną dawkę tabletek nasennych matki.
To straszne wydarzenie załamało Bena. Popadł w depresję i zaczął coraz więcej
pić. W obawie \e biedak stanie się alkoholikiem i zejdzie na psy, Adam Grainger
zwolnił go z pracy na rodzinnym ranczu, a potem zatrudnił ponownie, przenosząc
do Montany do stadniny koni, którą w imieniu rodziny zarządzał Justin.
Wszystko to działo się przed trzema laty i Mitch był przekonany, \e od tamtego
czasu Ben uporał się z depresją, ustatkował i jakoś uło\ył sobie \ycie.
- Pracuje nadal potwierdził Justin i w tym tkwi cały kłopot dodał, czym
zadziwił brata. A właściwie haruje. Od świtu do nocy.
- Co to za kłopot? zapytał Mitch.
Westchnął. W odniesieniu do kilku własnych pracowników sam chciałby mieć
taki problem.
- Ten człowiek jest niezmordowany. Pracuje przez siedem dni w tygodniu. Bez
chwili wytchnienia. W ciągu ostatnich trzech lat najwy\ej cztery, pięć razy jezdził
do miasta.
- To samo mo\na by powiedzieć o tobie dociął bratu Mitch. Justin zawsze
miał zadatki na samotnika, a po rozstaniu się z \oną, po wcześnie zawartym,
nieudanym mał\eństwie, zdziczał jeszcze bardziej. Powiedz, kiedy ostatni raz
opuszczałeś ranczo? Kiedy byłeś na urlopie?
- Ranczo jest moim domem, mimo \e stanowi część majątku całej rodziny
odparł Justin. To nie twój interes, ale ci powiem dodał wyniosłym tonem.
Wziąłem sobie trochę wolnego w zeszłym tygodniu i pojechałem do Adama do
Wyoming, odwiedzić jego rodzinę. Zliczną Sunny i naszą uroczą brataniczkę,
Becky.
Na samo wspomnienie przemiłego dwumiesięcznego berbecia na wargach
Mitcha pojawił się uśmiech.
Byłem u nich dwa tygodnie temu powiedział rozweselony. Boję się, \e
nasz staruszek Adam za kilkanaście lat będzie miał nieliche kłopoty, bo ju\
wszystko wskazuje na to, \e mała Becky wyrośnie na prawdziwą piękność.
- Z pewnością przyznał Justin. Ale wróćmy do Bena. Powinieneś go
zobaczyć. Wygląda okropnie. Same mięśnie, skóra i kości. Temu człowiekowi jest
niezbędny wypoczynek.
- Powiedz mu to poradził Mitch. Ka\ jechać na urlop. Niech facet trochę się
rozerwie.
- Mówiłem mu o tym. Justin westchnął głęboko. Na początku kategorycznie
odmówił wyjazdu. Uległ dopiero wtedy, kiedy oświadczyłem, \e to polecenie
słu\bowe. No i tu zaczyna się problem.
- Jaki?
- Czy mógłbyś zarezerwować mu pokój w hotelu?
- Przyje\d\a do Deadwood?
- Tak. Powiedział, \e skoro ju\ musi zaliczyć ten swój piekielny urlop, równie
dobrze mo\e zjawić się tutaj. Chce pokręcić się z tobą po mieście, gdy znajdziesz
dla niego jakąś wolną chwilę, i stracić w kasynie trochę grosza, odło\onego przez
ostatnie lata.
- Jeśli nasz przyjaciel napala się na hazard, to dlaczego nie. jedzie do Vegas?
zapytał Mitch.
- Pytałem go o to odparł Justin. Oświadczył, \e jest tam wszędzie za du\y
tłok, za du\o dziwacznych rozwiązań technicznych i za du\o świateł.
- Coś w tym jest przyznał Mitch. Ben ma rację.
- A więc załatwisz mu pokój, powiedzmy w hotelu Bullocka, z tak krótkim
wyprzedzeniem?
- Oczywiście. Mitch zawahał się na chwilę. Jak krótkim?
- Wyje\d\a stąd jutro rano. Do Deadwood powinien dotrzeć póznym
popołudniem lub przed wieczorem.
Mitch potrząsnął głową.
- To rzeczywiście krótki termin. Dlaczego tak długo zwlekałeś z telefonem?
- Długo? Justin parsknął śmiechem. Dopiero pół godziny tentu udało mi się
namówić Bena na tę podró\. Nie był nią zachwycony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]