They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwrócona przodem ku nieskończoności. Przymykałam oczy i
koncentrowałam się, chciałam wychwycić myśli mojego brata
spośród miriad innych przekazów, przenoszonych przez wiatr.
Krzyki, płacze, śmiechy, miłosne szepty, szum rzek, miliony,
miliardy dusz pojawiały się i gasły, jak gwiazdy na oceanie
życia. Ale mój brat milczał. Wtopiony w świat, wiódł nowe
życie.
Przy jedwabnym pasku nosiłam klucze do drzwi, do
sejfów. Pobrzękiwały przy każdym moim kroku. Zarządzałam
dobrami z surowością, aby podtrzymać nieskazitelny
wizerunek rodziny, powstrzymać jej upadek. Byłam ostatnią
wojowniczką, broniłam sanktuarium moich zmarłych
przodków.
A wokół mnie wiatr, śnieg, cisza i pomruk stepów.
Wiadomości z Pekinu rzadko docierały w góry: szykowały
się jakieś wojny; odbywały się protesty przeciw rządowi;
policja masakrowała studentów; potem oczekiwanie,
niepewność.
Wyszłam za mąż za mężczyznę, którego wybrałam.
Zaszłam w ciążę. %7łycie kiełkowało we mnie. Wirowało;
potem uspokajało się. Nosiłam w moim ciele jezioro, morze.
Stałam się sklepieniem niebieskim.
Pewnej nocy mały człowieczek nagle się obudził. Skulił
się, wyprężył. Rankiem urodziłam dziecko płci męskiej.
Pokazano mi je. Pomarszczone, zakrwawione, płakało.
III
O szóstej rano, wiatr przepędził chmury.
Na ulicy narastał hałas. Akordeony wydobywały
popularne melodie w ogłuszającym dudnieniu bębnów.
Rozlegały się śpiewy, potem cichły, huczały oklaski. Nagle
głos z megafonu krzyknął:  Rewolucja jest najwyższą racją!
Witamy tych, którzy chcą rewolucji! A ci, którzy nie chcą,
niech się wynoszą!".
1966, w tym roku, obfitującym w ważne wydarzenia,
miałem szesnaście lat. Ciemny meszek pojawił się nad moją
górną wargą. Nosiłem w sercu ogromne cierpienie
młodzieńca, który pragnie stać się mężczyzną.
Dopadła mnie melancholia pomieszana z oszołomieniem.
Z pustką w sercu, z odrętwieniem w duszy, chodziłem na
spacery do ruin pałacu Wiosny. Przyszłość nie ciekawiła
mnie, nie pamiętałem już dzieciństwa, potrafiłem jedynie
zadawać sobie bolesne pytanie:  Kim jestem?".
W ten piękny letni poranek wydarzył się cud.
Zwabiony hałasem, wyjechałem na rowerze. Na
skrzyżowaniu Zhong Guancun spotkałem studentów z
uniwersytetu Qinghua, idących od strony campusu. Ubrani w
zielone mundury wojskowe, na piersi mieli wizerunek
prezydenta Mao Zedonga, na prawej ręce czerwoną opaskę,
wymachiwali chorągwiami, trzymali transparent szerokości
dziesięciu metrów, zrobiony z dwóch zasłon zerwanych w sali
konferencyjnej. Napis brzmiał:  Niech żyje przewodniczący
Mao".
Zostawiłem rower na chodniku i przyłączyłem się do
tłumu. Nikt tego nie zauważył, wyjąłem więc z kieszeni małą
Czerwoną Książeczkę i zacząłem maszerować.
Wiedziony ciekawością, posuwałem się do przodu
szybciej niż inni. Wkrótce włączyłem się w następną grapę
studentów, złożoną z dzieci chłopów, robotników, drobnych
urzędników. Ich ubrania mniej rzucały się w oczy. Mieli na
sobie niebieskie pogniecione spodnie: od roku zielony
wojskowy uniform stał się przedmiotem luksusowym,
symbolem uprzywilejowania. Ich opaski na rękawie nie miały
oficjalnych wymiarów. Były uszyte ręcznie i w pośpiechu
farbowane na czerwono. Atmosfera była gorąca, z tych ludzi
emanowała radość. Jedna z dziewczyn, prawie dziecko,
siedząca na wózku ciągniętym przez rikszę, z zawrotną
wirtuozerią grała na akordeonie. Wokół niej pląsał portret
przewodniczącego. Młody olbrzym z krótko ostrzyżonymi
włosami maszerował na czele grupy. Ubrany był w niebieską
wyblakłą kurtkę, połataną na łokciach. Z megafonem przy
ustach recytował wiersze przewodniczącego Mao:
Sam, w jesiennym chłodzie,
Pośrodku Siciang, uciekając na północ,
Na sam cypel Pomarańczowej wyspy,
Widzę, na tysiącach czerwonych gór,
Lasy ubarwione czerwienią od dołu do góry,
Na rozległych wodach, na zielonej przejrzystości,
Setki statków mkną naprzód,
Orły pokonują nieskończone przestrzenie,
Ryby unoszą się na niewielkiej głębokości,
Wszystkie stworzenia, pod przyćmionym niebem,
Prześcigają się ku wolności.
Poruszony tym bezmiarem,
Pytam, kto na owej mglistej przestrzeni
Steruje tym, co się wyłania, tym, co znika.
W rytm tych wspaniałych wierszy słońce wyłaniało się zza
drzew i ogarniało nas morzem światła. Popychany przez
studentów, którzy szli wieszać na murach karykatury wrogów
ludu, znalazłem się w kolumnie Uniwersytetu Pekińskiego,
gdzie toczyła się walka.
Dwie grupy szły ramię w ramię, rzucając na siebie
wzajemnie ironiczne przekleństwa, zabijając się spojrzeniami.
Nagle, w ogólnym zgiełku, dwie dziewczyny niesione na
ramionach przez kolegów wychyliły się ponad tłum, twarzą w
twarz. Zabrzmiały hymny rewolucji, którymi dziewczyny
dyrygowały. Po jednej stronie na cały głos śpiewano Wschód
jest czerwony, w drugim obozie zaintonowano %7łeby
żeglować, potrzeba nam Sternika. Potem pierwsi zaczęli
śpiewać unisono: Idzmy do przodu! Idzmy do przodu! Nasza
gromada maszeruje ku słońcu, na co drudzy odpowiedzieli
pieśnią Czerwona gwiazda świeci najjaśniejszym światłem...
Pod sztandarem Uniwersytetu Ludowego odnalazłem
harmonię. Dwaj studenci złapali mnie za ręce. Około stu
młodych ludzi utworzyło blok i wspólnie odśpiewaliśmy
poematy Przewodniczącego. Mój głos wtopił się w głośny
chór. Nie słyszałem swego głosu, ale słowa dzwięczały mi w
głowie, rozpalały trzewia.
Oto cudowny ideał: pragniemy dobrze prosperujących
Chin, szczęśliwego ludu, klasy robotniczej uśmiechającej się z
zadowoleniem, dzieci rozkwitających jak bukiety kwiatów.
Nagle zapanowała cisza, zaczęło się przemówienie. Z
megafonu płynął wyrazny, łagodny, krystaliczny głos:
- Towarzysze, żyjemy w epoce wielkiej czystki. Osiem lat
wojny z Japończykami i cztery lata walk z Kuomintangiem
zrujnowały kraj, sprowadziły do zera naszą cywilizację. Nasze
pokolenie, które przyszło na świat wraz z Ludową Republiką,
nie zna ani niewolnictwa, ani terroru. Nauczyliśmy się
odróżniać dobro od zła, piękno od brzydoty, tchórza od
bohatera, mamy świadomość, że nasza przyszłość zostanie
poświęcona odbudowie kraju. Brakuje nam jednak
doświadczenia, potrzebujemy prób, tak jak stal pragnie
rozpalić się do czerwoności w wielkim piecu.
My, studenci, żywimy pragnienie ulepszenia
społeczeństwa. Wczoraj chcieliśmy być fizykami,
nauczycielami, bibliotekarzami i ofiarować ojczyznie naszą
wiedzę. Dzisiaj, nasz kochany Przewodniczący powiedział:
Trzeba we wszystko zwątpić; trzeba wszystko obalić.  Wątpić
we wszystko" to znaczy sądzić po swojemu, odważyć się na
pogardę, zaufać swoim odruchom, młodości. W maksymie
 trzeba wszystko obalić", Wielki Sternik wskazuje nam naszą
misję, drogę, jaką powinniśmy obrać: Rewolucję.
To znaczy, zmuszać siebie samych do pracy nad sobą,
wyeliminować u siebie resztki ustalonych zasad, a potem
obalić dawne społeczeństwo i wyplenić całą jego zgniliznę.
Przewodniczący powiedział też, że  ci, którzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl